Ubiegłoroczne podwyżki cen jajek mogą się okazać dopiero początkiem kłopotów na polskim rynku. Hodowcy znaleźli się bowiem w kropce: wraz z nowym programem zwalczania salmonelli w stadach kur urwała się możliwość uzyskania przez rolników odszkodowań z tytułu likwidacji zagrożonych osobników.
Producenci obawiają się, że odcięcie ich od odszkodowań może doprowadzić do plajty producenta, którego hodowla zostałaby nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności dotknięta salmonellą – pisze „Gazeta Pomorska”.
– Po tym, jak minister rolnictwa postanowił pozostawić rolników samym sobie, nie mamy innego wyjścia, jak spróbować uzyskać dla hodowców możliwie najlepsze warunki komercyjnych ubezpieczeń – cytuje lokalny dziennik Piotra Lisieckiego, prezesa Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz. – Spodziewamy się, że ewentualne objęcie większości producentów jaj wspólnym, grupowym ubezpieczeniem mogłoby obniżyć koszty o nawet 40 proc. w porównaniu z samodzielnym poszukiwaniem możliwości ubezpieczenia przez rolników – dodaje Lisiecki.
Problem salmonelli w Polsce wcale nie jest teoretyczny. – Ta choroba w Polsce jest i, jak do tej pory, nie udało się zatrzymać powstawania kolejnych jej ognisk – mówi INN:Poland Magdalena Kowalewska, ekspertka BGŻ BNP Paribas. – Jeżeli zaszłaby konieczność wybicia stad, ceny mogą wzrosnąć – dodaje.
To wydaje się naturalne, pytanie tylko, czy zanim jeszcze doszłoby do wybicia stad, koszty ubezpieczeń zawieranych prywatnie nie zaczną odbijać się na cenach jajek w sklepach. Kowalewska ostrożnie dopuszcza możliwość, że koszty zabezpieczania się przed chorobą (i jej skutkami) mogą znaleźć odzwierciedlenie w cenach. Poza tym warto przypomnieć, że wzrosty cen jaj w ostatnich trzech miesiącach były związane z wybijaniem stad w całej Unii Europejskiej: nagle zmniejszyła się podaż, więc i cena wzrosła. Jasne jest, że podobny mechanizm zadziała w Polsce, ale zanim do tego dojdzie – na poziomie zawierania ubezpieczeń – ceny jajek raczej nie powinny nas jeszcze zaskakiwać.
Producenci jednak pewnego poziomu nie przekroczą. – Nie jesteśmy w Polsce samotną wyspą, żeby można było dowolnie podnosić ceny – zastrzega ekspertka. – Jeżeli ceny przestaną być akceptowalne dla konsumentów, na rynek mogą zacząć trafiać jajka zza granicy – kwituje. Wtedy wzrost cen nie byłby aż tak odczuwalny.
Wiele też zależy od reakcji ministerstwa: być może resort nie pozostanie obojętny na skargi hodowców i zapewni im w końcu jakąś możliwość uzyskania odszkodowania. KIPDiP jest w końcu branżową potęgą. – Członkowie Izby odpowiadają za około 65-70 proc. podaży jaj w Polsce – podkreślał Piotr Lisiecki. – Niemniej, biorąc pod uwagę wyjątkowe okoliczności, będziemy pomagać w tej sprawie wszystkim tym, którzy się do nas zgłoszą, nawet producentom pozostającym poza Izbą – dorzucał, zaznaczając, że Izba działa też w obronie konsumentów. Tak czy inaczej, korelacja między kłopotami hodowców, a cenami jaj na sklepowych półkach jest jasna. Pytanie tylko, jak branży uda się wybrnąć z obecnego dołka.