
Reklama.
Decyzja, będącą swoistą odpowiedzią na zakaz handlu w niedzielę, rozwścieczyła związkowców. – W naszej ocenie nowe godziny pracy łamią przepisy o dobie pracowniczej. W regulaminie pracy została ona ustalona od 6 rano jednego dnia do 6 rano następnego. Dlatego postanowiliśmy poprosić Główny Inspektorat Pracy o wykładnię w tej sprawie. Pismo zostanie przesłane na dniach – cytuje przedstawiciela „Solidarności” gazeta.
Na pytania „DGP” sieć odpowiedziała lakonicznie: że pomysł jest w fazie analizy. Ale podobne pomysły chodzą po głowach menedżerów innych sieci sklepów, jak sugeruje dziennik, m.in. Lidla czy Netto, a zapytania od sklepów w sprawie pracy w nocy miały ostatnio masowo wpłynąć do kancelarii prawnych.
Firmy podkreślają, że to jedyny sposób, żeby właściwie przygotować się na poranne otwarcie sklepów – trzeba wyładować dostawę, sprzątnąć sklep, upiec pieczywo. Prawnicy z kolei potwierdzają, że są twierdzenia uzasadnione. – Wraz z wejściem w życie ustawy o zakazie handlu w niedziele zmieni się też pojęcie doby pracowniczej – zapowiada Sławomir Paruch z kancelarii Raczkowski Paruch. – Zgodnie z nowymi przepisami będzie ona obowiązywała od godziny 0.00 jednego dnia do godziny 24.00 następnego – dodaje. A więc kwadrans po północy w nocy z niedzieli na poniedziałek będzie pracą w poniedziałek. O tyle tylko, że pracownicy przychodzący na takie zmiany mogą liczyć na dodatek za pracę w godzinach nocnych.
Związkowcy podkreślają nie bez kozery, że wiele zatrudnionych w Biedronce osób może mieć kłopot z dotarciem do pracy na takich zasadach: sieć posiada sklepy w całej Polsce, również w mniejszych miejscowościach. W takich sytuacjach pracownik dojeżdżający z odległej o kilkadziesiąt kilometrów rodzinnej miejscowości nie ma możliwości skorzystania z komunikacji publicznej: ani autobusy, ani lokalne pociągi o tej porze nie jeżdżą.