Trudno mówić o rozwijaniu przedsiębiorczości nad Wisłą, skoro na najprostszą czynność w Krajowym Rejestrze Sądowym trzeba czekać miesiącami. Tymczasem bez wpisu do KRS, a także bieżących odpisów, nie ma mowy o prowadzeniu firmy.
Jak twierdzi „Dziennik Gazeta Prawna” w wielu polskich miastach na wpis do Krajowego Rejestru Sądowego trzeba czekać już co najmniej kwartał – plus drugi kwartał, jeżeli orzecznik dostrzeże we wniosku jakiś błąd. – Jesteśmy zalewani wnioskami – twierdzą sędziowie i referendarze.
Wpis do KRS
Do rozciągnięcia procedury wystarczy banalny szczegół. – Wpisaliśmy we wniosku „miasto Warszawa” zamiast „miasto stołeczne Warszawa” – opowiada „DGP” Cezary Kaźmierczak, szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Po trzech miesiącach dostaliśmy z sądu pismo o odrzuceniu. Złożyliśmy szybko nowy wniosek i po trzech kolejnych miesiącach w końcu zostaliśmy zarejestrowani. Łącznie pół roku. Koszmar – kwituje.
To zapewne nie jest nawet rekord. Mało tego, zjawisko nie dotyczy wyłącznie debiutujących spółek o relatywnie niewielkiej skali działania, ale też dużych – przynajmniej na pierwszy rzut oka – organizacji. Związek Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek musiał uzbroić się w cierpliwość na 140 dni. Poseł PiS Bartłomiej Wróblewski twierdzi, że jedna z wielkopolskich izb handlowych wydeptywała ścieżki w KRS przez niemal okrągły rok.
Nie dotyczy to wyłącznie rozpoczynania działalności gospodarczej, w podobnym tempie rejestrowane są zmiany w firmach – np. wpisywanie nowych pól działalności lub zmiany we władzach spółek. Innymi słowy, jeżeli w firmie zmienia się prezes – na zatwierdzenie nowego też jeszcze długo poczekamy.
Sędziowie nie tracą jednak rezonu. – Gdybyśmy naginali zasady, w razie jakichkolwiek nieprawidłowości w późniejszym funkcjonowania spółki znaleźliby się tacy, którzy by pytali, dlaczego sąd dopuścił do jej rejestracji – podkreślał Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.