Podatkowa rewolucja – tak o proponowanych zmianach systemu podatkowego opowiada jeden z współtwórców projektu, szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Cezary Kaźmierczak. W jej wyniku nasze zarobki mają wzrosnąć o 25-30 proc. Na zmianach zyskać mają też pracodawcy, a i państwowa kasa nie zostanie zbytnio uszczuplona. Ucierpią co najwyżej ci, którzy państwo oszukiwali. Dziś po południu mamy poznać szczegóły forsowanego przez sejmowy Parlamentarny Zespół na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego projektu.
Z perspektywy prostego robotnika chciałem zapytać: zarabiam średnią krajową, jakoś tak w okolicach 3500 złotych. Ile będę zarabiać, jak wasz projekt wejdzie w życie?
Proszę wybaczyć, nie wyliczę od ręki. Podam inne wyliczenie, ale z zachowanymi proporcjami: jeżeli dostawałby pan „na rękę” 3000 złotych, to koszt pracodawcy wynosiłby 5000 złotych w formie rozmaitych obciążeń, funkcjonujących w obecnym systemie. W proponowanym przez nas systemie wyliczenie wygląda następująco: koszt pracodawcy to wciąż 5000 złotych, ale do budżetu państwa trafia – zamiast dotychczasowych 2000 złotych – 1350 złotych. Zarabia pan 3650 złotych.
To jakieś 22 proc. podwyżki. Gdzie te 25-30 procent, które obiecywał poseł Adam Abramowicz?
Poseł liczył na podstawie danych z ubiegłego roku, natomiast w tej chwili przeliczyliśmy to według najświeższych danych. Proszę podkreślić: po raz pierwszy w historii rząd podzielił się aktualnymi danymi. To kopernikański przewrót, biorąc pod uwagę dotychczasowe praktyki.
Aktualnymi danymi dotyczącymi?...
Wszystkiego, czego chcieliśmy. Od ZUS po ministerstwo finansów.
Aktualnymi, czyli z ostatnich miesięcy?
Z poprzedniego roku. Wcześniej musieliśmy robić wszystkie obliczenia na starych danych i domniemaniach. A teraz „dobra zmiana” się odważyła i dała aktualne dane.
No dobrze. Wyliczyliście zatem, że danina dla państwa maleje o jedną trzecią. Kosztem składek dla ZUS, podatków?...
To bez znaczenia, niech rząd już sobie podzieli. I tak znaczna część emerytur jest płacona z budżetu państwa, przestańmy udawać, że to ze składek. Państwo ma budżetu: zbiera pieniądze i je dzieli. Na pieniądze dopłaca, powiedzmy – z akcyzy, czy innych wpływów. My dbaliśmy o to, żeby rząd otrzymał tyle, co otrzymuje teraz. I tak będzie.
Komentatorzy „nie zostawiają na projekcie suchej nitki”. Że zacytuję pierwszy z brzegu komentarz: „brak szczegółowej kalkulacji kosztów”...
Brednie. Wszystko jest w projekcie, który zostanie dziś przedstawiony. Z każdym z tych komentujących geniuszy możemy dyskutować.
Skoro jest tak dobrze, to skąd te obawy, że jest tak źle? Może to ten podatek przychodowy, kolejne obciążenie dla przedsiębiorców?
Jak każdy podatek. Przeciw podatkowi przychodowemu protestują dwie grupy: pierwsza to doradcy podatkowi – ten podatek ich wyeliminuje, staną się niepotrzebni, więc się nie dziwię. A druga grupa to przedsiębiorcy, którzy podatków nie płacą. Jeden taki do mnie przed chwilą wydzwaniał zresztą. Choć trzeba przyznać, że już rozmawia ze mną spokojniej, bo wcześniej atakował mnie dosyć agresywnie...
Żartuje pan? Że niby groził panu?
Nie, to chyba raczej ja mu groziłem (śmiech). On się wypowiada przeciw temu podatkowi, a robi za czołowego patriotę – więc mu powiedziałem, że jak jeszcze raz tak agresywnie się do mnie odezwie, to będę zmuszony ujawnić jego zeznania podatkowe, dostępne zresztą w KRS. A ten facet ma od dwudziestu lat straty. Z czego więc w ogóle żyje? Nieprawdopodobny przypadek.
No dobrze, wracając do podatku przychodowego: kogo stać na zorganizowanie zakupu u producenta, zapłaci go mniej. Ci, którzy kupują w długim łańcuchu dostaw, po hurtowniach itp., zapłacą więcej. Ergo – zyskają wielcy, mniejszym będą się kumulować te 1,5 proc. podatku przy każdej transakcji...
Rozumiem, że wychodzi pan z założenia, że w tej chwili nikt takich podatków nie płaci?
A z jakiego założenia miałbym wychodzić?
Założenie, że nikt nie płaci podatków tego typu jest błędne. Te podatki po drodze są już płacone. Przeprowadziliśmy, i dziś to pokażemy, dość ciekawy eksperyment: na podstawie dostępnych danych, głównie spółek giełdowych, sprawdziliśmy, ile oni takich danin po drodze płacą. Okazuje się, że średnia dla WIG30 to w tej chwili 2,16 proc. takich podatków. A my chcemy 1,49-procentowego podatku. Nawet niskomarżowe firmy płacą ten podatek na dosyć wysokim poziomie.
Chwileczkę, mówimy o podatku, który nie istnieje. Jeszcze.
Ale CIT firmy płacą, tak?
Tak.
Policzyliśmy zatem ich CIT jako procent od przychodu i średnio wyszło nam, że dochody firm są obciążone na poziomie 2,16 proc. Moglibyśmy powiedzieć, że taki podatek nie istnieje, gdyby nikt nie płacił podatku dochodowego. Ale to nieprawda. Ba, w Niemczech nie ma – tak jak w Polsce – że 60 proc. spółek nie płaci CIT. Tam na stratach jedzie, o ile dobrze pamiętam dane, około 7 proc. przedsiębiorstw.
Ale CIT jest podatkiem od zysku, a mówimy o podatku od przychodu...
A ja panu tłumaczę, że w Polsce 60 proc. firm nie płaci tego podatku od zysku. Pan wierzy w to, że ta rzesza firm nie ma zysków? Że 60 proc. ma straty? Niektórzy niezmiennie od dwudziestu lat?
Ale to by oznaczało, że 60 proc. przedsiębiorców robi państwo i Polaków w konia.
60 proc. to może nie. Ale 50 procent to już pewnie tak.
Sprecyzuję: co drugi przedsiębiorca oszukuje państwo.
Prawda.
Załóżmy jednak, że propozycja zespołu posła Abramowicza zmieni tę sytuację. Czy mówimy o czymś, co może się realnie wydarzyć? Jest szansa, że ten projekt zostanie zatwierdzony?
To pytanie do polityków, oni kierują się rozmaitymi przesłankami.
No właśnie. Są wątpliwości, czy rząd poprze taki system.
Nie wiem. Jak zaczynaliśmy lobbować za rozwiązaniami dla małej działalności gospodarczej, to w czasie pierwszej dyskusji na ten temat Morawiecki nie chciał ze mną rozmawiać. A rok później te rozwiązania trafiły do parlamentu. A ja dawałem temu projektowi 10 procent szans... Rozmaite czynniki, również pozamerytoryczne odgrywają tu olbrzymią rolę.
Może z posłami lepiej się współpracuje? Nie ściągają na siebie tyle uwagi, co ministrowie.
Posłowie to w większości rozsądni ludzie. Nie tylko w tym zespole, ale w każdej partii. Z kimkolwiek bym nie rozmawiał, słyszę: no tak, rzeczywiście, system podatkowy jest zły. Albo: tak, obciążenia podatkowe są zbyt duże.
No to, jak na biznesmena przystało, proszę oszacować, jakie mam szanse na podwyżkę.
O, Boże!... Niech pan przestanie. Nie powiem panu, bo nie wiem. Prosty cham jestem z Podlasia, skąd mam takie rzeczy wiedzieć?!... (śmiech)