W środowisku posiadaczy i „graczy na kryptowalutach” od kilku tygodni wrze. Wszystko za sprawą fiskusa, który postanowił opodatkować handel bitcoinem i jego mniej znanymi alternatywami. Dziś posiadacze kryptowalut prześcigają się na pomysły, jak ukryć krypto przed organami podatkowymi.
– Ostatni ruch ministerstwa finansów z podatkiem PCC od każdej transakcji to ekstremalnie krzywdzące prawo wobec obywateli używających kryptowalut – pisze jeden z członków poświęconej kryptowalutom grupy na Facebooku. – Historia pokazuje, że za tak wielki ucisk społeczeństwa rządzący bywali już „wynoszeni na widłach” – dorzuca.
Nastroje są bojowe, by nie rzec - rewolucyjne. – Jeżeli Morawiecki ze swoją bandą banksterów wcieli w życie tak nieuczciwe prawo i jeszcze zarządzą, żeby działało wstecz, to odbiorą być może nawet warunki do życia dla części obywateli handlujących kryptowalutami w przeszłości. W takich okolicznościach nie pozostanie nam wiele więcej niż wyjść na ulice i odebrać banksterce wszystko, co się da. Oni i ich dobra materialne nie są niezniszczalne... chyba już o tym zapomnieli – czytamy.
Jak ministerstwo chce opodatkować kryptowaluty?
Ta fala rozgoryczenia ma swoje źródło w ubiegłotygodniowym komunikacie ministerstwa finansów. Wynika z niego m.in. że opodatkowane od czynności cywilnoprawnej (PCC) mają zostać wszystkie formy sprzedaży i zamiany kryptowaluty, stanowiącej prawo majątkowe. Osoby inwestujące i handlujące kryptowalutami będą musiały wypełniać deklaracje PCC oraz płacić podatek w wysokości 1 procenta wartości rynkowej „nabywanego prawa majątkowego zbywanej kryptowaluty”, czyli od każdej transakcji na giełdzie kryptowalutowej.
Wyłączone z reżimu mają być wyłącznie umowy sprzedaży lub zamiany kryptowalut objęte podatkiem VAT. Oznacza to ni mniej ni więcej, że nieważne czy na transakcji zarobisz czy stracisz – podatek i tak musisz zapłacić. W wielu przypadkach podatek może też przewyższyć ewentualny zysk z transakcji.
„Kryptowalutowcy” dyskutują, co to znaczy w praktyce. – Posiadałem 15 000 PLN na giełdzie Bitbay. W ciągu dnia kupiłem 50 razy oraz 50 razy sprzedałem (zarabiam na drobniutkich wahaniach). Wychodzi, że do zapłaty mam 8284 PLN. Pomnóżmy to razy 30 dni i weźmy pod uwagę zwiększającą się kwotę, za jaką kupujemy: i mam do zapłaty 500 000 PLN – pisał jeden z graczy na Twitterze.
1 proc. od transakcji, i jeszcze 1 proc. od zmiany
– Mam obawy, że pana sytuacja jest prawdziwa – odpisywał mu Krzysztof Piech, ekonomista z SGH i szef Instytutu Wiedzy i Innowacji. – Jak na razie wygląda to na najbardziej opresyjne podejście na świecie. W niektórych przypadkach osób skala opodatkowania przekroczy 100 proc., nie mając górnego limitu – kwitował w innym wpisie.
Nic zatem dziwnego, że frustracja rośnie, tym bardziej, że opodatkowane zostają środki, które bardzo często były już przecież opodatkowane (zarobki, oszczędności, środki uzyskane ze sprzedaży jakiejś własności). Dodatkowo, opodatkowane zostają transakcje – a więc i te, które przyniosły straty, podczas gdy np. na tradycyjnej giełdzie opodatkowuje się zyski. Gwoździem do trumny jest słowo „zmiana” – jak podkreślają kryptowalutowcy, chodzi o „przewalutowanie”: konieczne, gdyż większość kryptowalut kupuje się za bitcoiny. Zatem trzeba by zapłacić 1 proc. przy zakupie BTC za posiadane np. złotówki czy dolary, następne 1 proc. przy wymianie bitcoina np. na ethereum, litecoina czy altcoina. I zapewne drugie tyle „wracając” do tradycyjnego pieniądza. W ten sposób, na prostej transakcji, uzbieramy od 2 do 4 proc. podatku od jej wartości (a nie zysków).
– Jak zwykle, okazuje się, że zdecydowanie bardziej opłaca się handlować na giełdach zagranicznych niż w Polsce – pisze jeden z inwestorów. – Jeśli ktoś jeszcze tego nie robi, powinien. BTC naprawdę lepiej kupować w serwisach takich jak Coinbase, a do handlu używać giełd azjatyckich. Wątpliwe bowiem, by MF dostało od nich listę waszych transakcji – kwituje.