Kryzys wizerunkowy, tysiące artykułów i komentarzy na całym świecie po senackim przesłuchaniu, memy podawane dalej przez miliony użytkowników portali społecznościowych, dyskusja o tym, jakie jeszcze informacje o nas podglądała firma – to wszystko nie ma znaczenia. Dopóki Mark Zuckerberg będzie chciał rządzić stworzoną przez siebie firmą, dopóty będzie to robić.
Ferment wśród inwestorów Facebooka wzbierał od wielu tygodni, ale ostatnio przybrał na sile. – Planowane wystąpienie Marka Zuckerberga przed Komisją Energii i Handlu Izby Reprezentantów (nie chodzi o wczorajsze przesłuchanie w Senacie) podkreśla prosty fakt: on nie rozumie, jak duża, globalna i publiczna spółka powinna być kierowana – w lapidarny sposób podsumowywał zarzuty udziałowców Michael Connor, kierujący Open MIC, wpływową grupą inwestorów (aczkolwiek nie zaangażowaną w Facebooka).
W polskich firmach mamy prezesa, który najczęściej jest właścicielem firmy (lub znaczącej puli udziałów w niej), czasem wizjonerem, a najczęściej – architektem i wykonawcą jej bieżących planów. W amerykańskich firmach funkcje te są bardziej klarownie rozdzielone: Prezes Zarządu (Chairman of the Board) to koordynator działań zarządu, bardziej wizjoner. Bieżącym zarządzaniem zajmuje się „dyrektor wykonawczy” (chief executive officer, CEO), najczęściej zresztą jest to jeden z członków zarządu.
Uprzywilejowane akcje Zuckerberga
Zuckerberg piastuje obie te funkcje, co dla Open MIC jest niedopuszczalne. – Czas, żeby zrezygnował, przynajmniej z jednej z nich, jeżeli nie obu – zapowiada Connor. – Trzeba było to zrobić już dawno temu. A Mark Zuckerberg powinien był zrezygnować lub zostać zwolniony – kwituje. Tego samego domagają się zresztą fundusze emerytalne nowojorskich urzędników, które zainwestowały w sporą pulę akcji Facebooka.
Ale w tej sprawie Open MIC i nowojorscy urzędnicy mogą co najwyżej „pisać na Berdyczów”. Wpływowa organizacja inwestorów nie jest bezpośrednio zaangażowana w Facebooka, ale reprezentuje niektórych inwestorów w firmie – i od wielu miesięcy narzeka na niefrasobliwe zachowanie menedżerów FB.
Kłopot w tym, że w gruncie rzeczy nie mają oni nic do powiedzenia: gdy w 2012 roku Facebook wchodził na amerykańską giełdę NASDAQ, Mark Zuckerberg zagwarantował sobie 16 proc. akcji – tyle że uprzywilejowanych, dających na walnym zgromadzeniu spółki siłę odpowiadającą 60 procentom głosów. Innymi słowy, nawet gdyby wszyscy zagłosowali przeciw niemu, i tak przeforsowałby swoją wolę. Ba, zeszłej jesieni firma forsowała plan, który jeszcze zwiększyłby „siłę” udziałów posiadanych przez Zuckerberga (co pozwoliłoby mu np. sprzedać część posiadanych udziałów, a mimo to nadal niepodzielnie rządzić firmą). Plan został utrącony w ostatniej chwili.
Czy Mark Zuckerberg odejdzie z Facebooka?
O ironio, pytanie o rezygnację Zuckerberg usłyszał od dziennikarza. Reporter magazynu „The Atlantic” usłyszał jednak twardą ripostę. – Nie rozważam rezygnacji, bo jestem przekonany, że będziemy w stanie przezwyciężyć bieżące kłopoty – uciął Zuckerberg. Po przesłuchaniu w Senacie trzeba przyznać, że przynajmniej część inwestorów spojrzała na te deklaracje z większym optymizmem. Notowania Facebooka wzrosły w sumie o 4,5 proc.