Szef Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker.
Szef Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker. Fot. 123rf.com
Reklama.
Dziś niemal trzy czwarte unijnych dochodów stanowią składki, jakie państwa członkowskie muszą wyłożyć na funkcjonowanie UE (dokładnie 71 proc.), Bruksela dosztukowuje resztę z tych wpływów, które państwa zawdzięczają w jakiejś mierze istnieniu wspólnoty: podatku VAT (12 proc.) oraz ceł czy opłat rolnych (16 proc.) i kilku innych źródeł przychodu (1 proc.).
Mniejsze składki, więcej udziału w podatkach
Wizja, jaką chce wkrótce przedstawić Komisja Europejska, a do której dotarł dziennik „Rzeczpospolita”, to 48 proc. budżetu ze składek członkowskich, niewielkie zwiększenie przychodów z VAT i ceł (po 14 proc.) oraz nowe elementy podatkowe – podatek od korporacji międzynarodowych, zapewne obejmujący też korporacje cyfrowe, który miałby przynieść aż 18 proc. wszystkich wpływów, a także opłatę od odpadów plastikowych, dochody ze sprzedaży licencji na emisję (ETS) oraz innych źródeł przychodu (wszystkie po 2 proc.).
Założenie jest proste: w tych obszarach, które powstały lub dobrze funkcjonują dzięki istnieniu UE, zwiększyłby się udział przychodów, które otrzymywałby budżet unijny. Zniknęłyby za to np. rabaty, z których dziś korzystają państwa takie jak Holandia, Szwecja, Dania czy Austria.
Koniec targów o wysokość składki
O ile eurokratom uda się dobrze rozegrać tę partię, może się ona okazać udanym posunięciem. – Nasza propozycja nie tworzy żadnego nowego podatku dla obywateli UE – uprzedza Komisja Europejska potencjalne zarzuty o drenowanie kieszeni Europejczyków. System uprawnień ETS już co prawda istnieje, podobnie trwają prace nad podatkiem dla firm ponadnarodowych – dotychczas zakładano, że będą zasilać budżety poszczególnych państw. I tak zapewne pozostanie, choć Unia Europejska miałaby udział w tych wpływach.
Co ważniejsze, Unia poszukuje źródeł finansowania dla polityki, którą chciałby prowadzić w następnych latach i dla zasypania dziury w budżecie, jaką pozostawią wychodzący z UE Brytyjczycy. Przy okazji burzliwe negocjacje, które towarzyszyły wyliczaniu składek, będą miały nieco spokojniejszy i mniej populistyczny przebieg.