Komisja Europejska przedstawiła dziś projekt budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Choć samą prezentację poprzedziła burzliwa dyskusja o tym, ile do budżetu będą musiały dołożyć się poszczególne państwa i jak zostaną rozdysponowane te środki, to prawdziwa batalia o pieniądze zacznie się dopiero teraz. Jej wynik rozstrzygnie o tym, czy polska gospodarka będzie rozwijać się w takim tempie jak dotychczas i czy wciąż pozostaniemy krajem taniej siły roboczej.
Polska delegacja wróciła z Brukseli do kraju z tarczą, jak twierdzą przedstawiciele rządu. – Na ostatniej prostej przed zaprezentowaniem projektu budżetu przez Komisję Europejską, Polsce udało się obronić znaczną część interesów regionu – zapewniała rzeczniczka rządu, Joanna Kopcińska. – Pamiętajmy, że to dopiero początek bardzo trudnego i nerwowego procesu negocjowania budżetu wieloletniego w nowych okolicznościach politycznych w UE – dorzucała.
Ciasna kołderka
82,5 miliarda euro – taka gigantyczna kwota przypadła Polsce w budżecie na lata 2014-2020. Czy uda się powtórzyć ten sukces w zaczynających się negocjacjach? To wątpliwe. Po pierwsze, ze względu na Brexit – kasa Unii będzie uboższa o dotychczasowe składki płacone przez Brytyjczyków (i tak nieproporcjonalne do wielkości i potencjału kraju, bowiem Londyn lata temu wynegocjował sobie specjalne, łagodniejsze traktowanie). W skali siedmiu lat przekłada się to na niemal sto miliardów euro mniej (choć per saldo budżet będzie większy niż w, powoli dobiegającej końca, perspektywie 2014-2020).
To nie koniec. Drugi czynnik to kryzys migracyjny i gospodarczy w krajach Południa, które w tej perspektywie będą potrzebowały – i twardo się tego domagają – dodatkowej pomocy. Nie dość bowiem, że nie wygrzebały się do reszty z efektów kryzysu finansowego poprzedniej dekady, ale też przyjęły na siebie największy impet fali uchodźców i imigrantów ostatnich lat. No i, na marginesie, pozycja Polski w Brukseli jest dziś dalece słabsza niż była przy okazji poprzednich negocjacji – choć i tak o wyciąganiu finansowych konsekwencji w związku ze sporami politycznymi w Polsce (np. wokół wymiaru sprawiedliwości) nie ma raczej mowy.
– Startowaliśmy w UE z poziomu 46 proc. PKB per capita, by w 2016 roku dobić poziomu 68 proc. PKB per capita – przypomina w rozmowie z INN:Poland Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. To olbrzymi skok, dokonany przede wszystkim za sprawą miliardów, które popłynęły na potrzeby Polski w rozmaitych sektorach po 2004 roku.
Dobrze już nie było
Ale utrzymanie tego tempa rozwoju nie zależy już tak bardzo od wysokości kwoty, lecz bardziej od tego, jak ta kwota zostanie rozdysponowana. – Jesteśmy na takim etapie rozwoju, że potrzebne nam są środki europejskie nie same w sobie, tylko ukierunkowane na wspieranie rozwoju gospodarki opartej na innowacjach, sektorze B+R – tłumaczy ekonomistka. – To znacznie trudniejsze do wykorzystania środki niż większość funduszy spójnościowych czy rolnych. Ale jeżeli chcemy dokonać kolejnego jakościowego skoku, musimy nauczyć się korzystać z pieniędzy na trudne projekty – dodaje.
Doświadczenie programu Horyzont 2020 – najważniejszego z unijnych programów ukierunkowanych na wspieranie innowacji – nie jest pocieszające. Pula środków na nowe technologie z reguły rozchodzi się między najbardziej rozwiniętymi graczami, a Polacy – jak cała reszta graczy – muszą zadowolić się sporadycznymi triumfami. – Dlatego powinniśmy zawalczyć, żeby te środki znalazły się w naszej kopercie – kwituje ekspertka.
Eksperci powszechnie spodziewają się, że pule środków dla Polski w tym rozdaniu znacznie się skurczą. Ekipa Mateusza Morawieckiego po powrocie z Brukseli przekonywała, że nie będzie aż tak źle, jak nas wcześniej straszono, z drugiej jednak strony nie jest tajemnicą, że „dobrze już było”. Teraz priorytety Unii to wsparcie Południa, łatanie polityki imigracyjnej, wzmocnienie polityki bezpieczeństwa. Nie ma co się łudzić: żeby wzmocnić te filary Unii, trzeba będzie ciąć z innych – zwłaszcza funduszy spójności oraz Wspólnej Polityki Rolnej. Jeżeli założymy, że Francja (najważniejszy strażnik WPR) nie da zrobić wielkiej krzywdy rolnikom, to już funduszy strukturalnych bronić będą nieliczni na Zachodzie.
Dziś wiadomo, że budżet na lata 2021-2027 ma sięgnąć 1,279 biliona euro – o niemal 200 miliardów więcej niż w poprzedniej siedmiolatce. Na politykę spójności ma trafić 365 mld euro, około 40 mld na obronność. Czy kołderka nie okaże się zbyt krótka, to się jeszcze okaże.