Wojciech Modest Amaro jest niewątpliwie na polskim kulinarnym firmamencie gwiazdą. Szef kuchni atelier Amaro nie ma jednak zamiaru poprzestać na gotowaniu. Żeby potrawa miała smak, musi być przygotowywana w oparciu o składniki mające smak. A tego najwyraźniej słynnemu kucharzowi brakowało. Zakłada więc własną farmę.
Według Amaro dałoby się wskazać kilka innych czynników, które w polskiej kuchni mają większe znaczenie niż smak. A to zubaża potrawy. – Smak znajduje się dopiero gdzieś na 4 lub 5 miejscu, a na pierwszym odporność, na drugim wydajność itp. – opowiada Amaro w rozmowie z Portalem Spożywczym. – Jako szef kuchni dostaję produkt wybrany nie ze względu na smak, a inne wartości – dodaje.
Amaro chciałby więcej. – Chcę produkt, który będzie wybrany przeze mnie ze względu na smak, ponieważ moim gościom serwuję coś wyjątkowego i to jest dla mnie kluczowe. Dlatego też zakładam własną farmę – kwituje.
Nie chodzi wyłącznie o to, żeby owoce były słodsze, a warzywa bardziej soczyste. Amaro chce przywrócić „różne stare i zapomniane produkty” (choć nie ujawnia, jakie konkretnie), a także zająć się bioróżnorodnością. – Farma będzie działać dwutorowo. Z jednej strony inwestujemy w szklarnię i uprawę, a z drugiej strony powstanie centrum – budynek, w którym będziemy zajmować się bioróżnorodnością, która najbardziej mnie interesuje – zapowiada.
– Poprzez banki nasion, znajomości i współpracę z moimi kolegami z zagranicy będziemy to rozwijać – kwituje. – Na pewno nie zakładałbym farmy, żeby mieć własną miętę i bazylię, bo to każdy dostawca mi zapewni, ale chodzi właśnie o to, żeby ta farma wypromowała i dotknęła czegoś, czego nie ma na rynku lub zostało zapomniane – podkreśla. O efektach działania farmy przekonamy się jednak dopiero w przyszłym roku, po pierwszych „zbiorach”.