Jetlag, usypianie podczas pracy ze śrubokrętem w ręku, kilka dni działania na podwyższonych obrotach i tytaniczny wysiłek, wreszcie - ostra konkurencja. Tu nie biorą jeńców. 49 drużyn, najlepsi z najlepszych z całego świata. A wśród nich polski zespół Wavy z Politechnik Łódzkiej i Warszawskiej. Witamy na światowych finałach konkursu Microsoft Imagine Cup w Seattle.
O drużynie Wavy pisaliśmy już w INNPoland.pl, gdy wygrała polskie finały Imagine Cup 2018, gwarantując sobie udział wśród najlepszych na światowych finałach w siedzibie głównej Microsoftu.
W telegraficznym skrócie 5-osobowy startup tworzy oparty na falach ultradźwiękowych system do lokalizowania dla nurków rekreacyjnych. Poznajcie naszych reprezentantów, w składzie: Jakub Wujek, Damian Perydzeński, Artur Seliga, Michał Andrzejczak i Marcin Lenarczyk. Opiekunem i mentorem jest dr inż. Jarosław Andrzejczak z Politechniki Łódzkiej.
Jeszcze dobrze nie wysiadłem z samolotu, a widzę na Facebooku wasze zdjęcia w centrum nurkowania w Seattle. Tyle co przylecieliście, już biznesy robicie?
Jakub Wujek, Wavy*: Zaczęliśmy od tego, że przed wylotem wysłaliśmy kilkanaście maili do różnych centrów nurkowania. Odpisał nam tylko jeden właściciel, że go nie będzie. Zatem po przylocie wyszukaliśmy jedyne otwarte w niedzielę centrum w Seattle i pojechaliśmy się pokazać. Po 5 minutach właściciel już był bardzo zainteresowany, złapaliśmy kontakt, prosił, by się odezwać, gdy prototyp przekujemy w gotowy produkt, bo nie ma jeszcze takiego rozwiązania.
A o co chodziło z tym śrubokrętem? Usłyszałem piąte przez dziesiąte jak żartowaliście, ale nie znam kontekstu.
Wiesz, to wyczerpująca podróż, po przylocie wszyscy byliśmy już zmęczeni, wszystko wypadało nam z rąk, no nic nam nie szło. Musieliśmy jeszcze nanieść kilka poprawek. Damian akurat poprawiał nadajnik, musiał zamontować tam jeden komponent i zrobić miejsce w obudowie na przycisk. I w jednej chwili rozmawiam z Damianem, który skręcał boję, w drugiej widzę, że leży na łóżku, w jednym ręku trzymając śrubokręt, w drugim boję. Oczywiście obudzony stwierdził, że nie spał, tylko sobie przerwę zrobił.
Zanim przejdziemy do konkursu, przypomnijcie, co dokładnie prezentowaliście.
Podwodny lokalizator dla nurków rekreacyjnych, oparty o fale ultradźwiękowe. To aplikacja mobilna i specjalna boja unosząca się na wodzie. Znamy dokładne położenie nurka w czasie rzeczywistym, dane analizujemy, by zaproponować nurkowi najlepsze trasy i przewidywać wypadki. Dodatkowo nurek, będąc pod wodą, może oznaczyć dane miejsce lub wysłać sygnał SOS.
Przewidywać wypadki?
Chodzi o to, że na podstawie danych zgromadzonych w trakcie wielu sesji nurkowych, system poszukuje powtarzalnych wzorców, które mogą zostać użyte w późniejszych sesjach nurkowych, by reagować na podstawie symptomów zanim pojawi się zagrożenie.
W zasadzie zbudowaliśmy prototyp bojki na nowo, jest lepszy, lepiej wygląda. Rozwinęliśmy aplikację, a całość uzupełniliśmy o podwodny zegarek. Pozwoli wyświetlać pozycję nie tylko osobie na górze, która nadzoruje nurkowanie, ale też nurkowi, który jest twoim partnerem pod wodą. W razie zagrożenia najszybciej pomoże ci właśnie partner, ale musi znać twoją dokładną pozycję.
Nie udało się zakwalifikować do ścisłego finału. I teraz z jednej strony już osiągnęliście więcej, niż większość polskich startupów. Z drugiej apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jak to widzicie? Wracacie do domu z tarczą czy na tarczy?
Zdecydowanie z tarczą. Trafiliśmy do światowego top 6 w kategorii big data. Dostaliśmy bardzo pozytywny feedback, to nastraja do działania. Sobie nie mamy nic do zarzucenia. Zrealizowaliśmy plan w stu procentach, wszystko co zaplanowaliśmy, zrobiliśmy tak, jak chcieliśmy. Lepiej być nie mogło. Tu nie było słabych projektów. Walczyliśmy dzielnie, ale tak naprawdę niczego to nie zmienia, bo konkurs to tylko przystanek na drodze do celu.
Czyli?
Poszukiwanie inwestora, stworzenie gotowego produktu i wypuszczenie go na rynek. Chcemy zacząć testy systemu w warunkach bojowych z innymi nurkami. Konkursy są fajne, bo – jak to nazywamy – są wewnętrznymi deadline'ami, element rywalizacji znacznie zwiększa motywację. Zgłosiliśmy się do kolejnych, ale to nie jest cel sam w sobie. Poza tym sporo z tego konkursu wynieśliśmy.
Co na przykład?
Kontakty. Motywację. Znacznie poprawiliśmy umiejętność prezentacji po angielsku. Jak sobie pomyślę, gdy zaczynaliśmy, jak to wyglądało, to dziś pewnie sami byśmy siebie nie wysłuchali. A do USA jeszcze wrócimy, na wycieczkę. Przy okazji odwiedzimy też inne centra nurkowania, bo to w zasadzie mekka tego sportu, największy rynek i ogromna okazja dla nas.
Zauważyłem pewien klucz wśród finalistów na dalszych etapach. Każdy projekt miał silny element misyjny, próbował rozwiązać jakiś wielki społeczny problem.
Tak, patrząc po zwycięzcach ubiegłorocznych, wyłaniano właśnie tego typu projekty, związane ze światowymi problemami, nawet jeśli nie było do końca określone pod kątem biznesowym. Kilka lat temu to był wymóg – były określone tematy i pod nie trzeba było budować projekt. Ale nie chcę mówić, że projekty bardziej zawężone, do danej branży, miały trudniej.
Może jurorzy stwierdzili, że wasz rynek, choć na starcie ograniczony, przytuli was bez wsparcia, skoro nie ma jeszcze takiego rozwiązania?
Może. Zwróć uwagę, że tak naprawdę startupy ze światowych finałów Imagine Cup wyłoniono niejako dwa razy – w ogólnych finałach, gdzie rzeczywiście dominowały projekty rozwiązujące jakiś światowy problem, i do kategorii tematycznych – big data, SI, rzeczywistość rozszerzona, gdzie były projekty bardziej dopracowane biznesowo.
*W wywiadzie uczestniczył i wypowiadał się cały zespół. Dla przejrzystości tekstu i komfortu czytelników, w imieniu Wavy przemawia Jakub Wujek.