Zamawiamy Ubera, korzystamy ze Spotify Premium, oglądamy seriale w serwisie Netflix, gramy w grę z Google Play czy kupujemy bilet autobusowy w SkyCashu. To zaledwie kilka z najbardziej znanych aplikacji, które - za naszą zgodą - mogą ściągnąć pieniądze z naszych kart płatniczych. Takich aplikacji wciąż przybywa.
My zaś żyjemy w błogim luksusie nicnierobienia, bo nie musimy za każdym razem za taką usługę płacić. To znaczy musimy, ale cała płatność odbywa się już bez naszego udziału. Aplikacja zrobi wszystko za nas, bo przecież daliśmy jej dostęp do naszej karty. Raz. I tyle wystarczy.
Jest to bardzo wygodne. Weźmy chociażby na warsztat taką aplikację quasitaksówkarsą, która przed pierwszym przejazdem dostaje dostęp do pobierania pieniędzy z naszej karty płatniczej. Aby zamówić kierowcę, nie trzeba każdorazowo wstukiwać jej danych. Aplikacja już je zapamiętała i ściągnie z naszego konta odpowiednią kwotę.
Dane karty płatniczej
Wydawałoby się, że to nic strasznego. A jednak są osoby, które procedura podłączenia karty do aplikacji wprost przeraża. – Po wielu miesiącach oporów, wreszcie podłączyłam kartę pod Taxify. Chociaż byłam śmiertelnie przerażona, bo mam awersję do takich rzeczy, to jednak wygoda wygrała – wyznaje Ania, czytelniczka INNPoland.pl.
Można podejrzewać, że obawy mają przede wszystkim osoby starsze, które nie wiedzą, jak działa internet, tradycjonaliści. Otóż niekoniecznie. Podawania aplikacjom danych ze swojej karty często obawiają się również osoby młode, dwudziesto-trzydziestokilkuletnie. Wystarczy popytać swoich znajomych.
Według badań przeprowadzonych przez Ipsos, aż 50 proc. Polaków martwi się, że ich wrażliwe dane wpadną w ręce przestępców. Z kolei obawy wobec tego, jak będą one przetwarzane, żywi 47 proc. ankietowanych.
Połowę z nas idea płatności kartą w internecie odstręcza. Bronią się przez tym rękami i nogami - przecież to poufne dane i nie ma pewności, że nie zostaną wykorzystane do kradzieży. Zresztą im mniej podmiotów ma dostęp do danych z karty, tym bezpieczniej.
Tymczasem jest jeszcze druga strona barykady. Stoją tam ci, którzy z pełną beztroską podłączają swoje karty pod różnorakie aplikacje. Przecież, jak twierdzą, nic tym nie ryzykują. Kto ma rację?
Aplikacje dobrze dbają o nasze dane
– Płatność kartą to zdecydowane najbezpieczniejszy dla nas sposób płatności w internecie. Pod warunkiem, że czytamy wyciągi i weryfikujemy, czy pozycje, które się tam znajdują, faktycznie powinny tam być – wyjaśnia Adam Haertle z Zaufanej Trzeciej Strony.
Ryzyko, że ktoś bez naszej wiedzy ściągnie środki z naszej karty, jest minimalne w przypadku korzystania z usług dużych, zaufanych firm. – Nie podajemy danych firmom przypadkowym, których nawet nie kojarzymy. Giganci tacy jak Netflix, Uber czy Spotify gwarantują bardzo wysoki poziom bezpieczeństwa. To są renomowane firmy, które faktycznie dbają o dane z tej karty – tłumaczy Haertle.
Co więcej, w przypadku kradzieży pieniędzy z karty, istnieje prawie gwarancja, że utracone środki odzyskamy. Płatności kartami chroni bowiem dodatkowy mechanizm bezpieczeństwa w postaci tzw. reklamacji chargeback. Tymczasem wielu ludzi nie jest nawet świadomych istnienia takiej opcji.
– Chargeback, czyli obciążenie zwrotne, to możliwość dochodzenia nieautoryzowanych obciążeń od dostawcy karty, czyli banku. Banki nas nie do końca chętnie o tym informują, bo to nie jest dla nich wygodne. Zaś klient ma prawo z czegoś takiego skorzystać – opowiada twórca Zaufanej Trzeciej Strony.
Jak odzyskać pieniądze z karty płatniczej? Mechanizm działania chargebacku jest banalnie prosty. Jeśli zauważymy na wyciągu z karty obciążenie, którego nie powinno tam być, to wystarczy, że zareklamujemy to naszemu dostawcy karty. Wtedy sprzedawca, który nielegalnie pobrał pieniądze, musi udowodnić, że zakupu faktycznie dokonano. Jeśli nie, wtedy nasze środki najczęściej do nas wracają.
– Dużo bardziej ryzykowne jest podawanie danych swoich kart przypadkowym sklepom internetowym. W takich sklepach może się zdarzyć, że ktoś nam tą kartę obciąży trzy razy. Zatem jeśli nie kojarzymy sklepu i usługodawcy, nie podawajmy mu danych karty kredytowej, tylko zróbmy zakupy u renomowanego sprzedawcy – ostrzega Haertle.