Zakaz handlu w niedziele od lat mają przecież Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Holandia, więc u nas też na pewno się sprawdzi - przekonywali NSZZ Solidarność oraz wtórujący im politycy PIS, wprowadzając od marca tego roku niedzielny zakaz handlu. Za granicą istnieje jednak kilka „drobnych”, acz istotnych różnic - wskazuje ekspert.
– Zakaz zakazowi nierówny – komentuje w „Rzeczpospolitej” Patryk Wachowiec, analityk i prezes Fundacji Centrum Analiz dla Rozwoju. I sypie przykładami: Niemcy, Anglia, Belgia, Francja, Grecja, Holandia - owszem, wszystkie te kraje mają zakaz handlu. Jednak ich przepisy są bardzo różnorodne i prędzej zmierzają do likwidacji zakazu, niż do jego umocnienia.
W Niemczech od ponad 10 lat to samorządy decydują, które sklepy mają działać. W Anglii i Walii sklepy, mające powierzchnię mniejszą niż 280 m2, mogą działać bez ograniczeń, zaś reszta ma do tego prawo przez 6 godzin w każdą niedzielę. W Belgii, Francji i Grecji możliwy jest całodobowy handel w rejonach turystycznych.
W Europie trwa odwrotny trend
Co więcej, zamiast wprowadzać zakaz handlu w niedziele, coraz więcej krajów europejskich decyduje się go znieść lub ograniczyć. Jak podaje „Rz”, w ciągu ostatnich lat zrobiło to lub planuje to zrobić w najbliższym czasie siedem państw UE. Oprócz głośnego przykładu Węgier, które wycofały się z zakazu po 13 miesiącach, mocny trend deregulowania godzin otwarcia sklepów w niedziele można zaobserwować w Holandii.
Jak wynika z raportu Detailhandel Nederland, aż 68 proc. gmin w tym kraju wprowadziło odstępstwa od zakazu handlu w niedziele. Również w regionie zwanym „pasem biblijnym”, który zamieszkuje najwięcej chrześcijan. Szacuje się, że w ciągu najbliższych 5-10 lat regulacje związane z zakazem zostaną zniesione w całym kraju.
Jak wspominaliśmy w INN:Poland, przez zakaz handlu zamkniętych zostanie 2 tys. małych sklepów. Dzieje się tak, ponieważ Polacy zmienili swoje zwyczaje zakupowe – obecnie największe sprawunki robią w piątki i soboty. I to w supermarketach, bo są po prostu tańsze, od tradycyjnych placówek. W efekcie te drugie są coraz szybciej wypychane z rynku.