To nie jest tak, że linie lotnicze nigdy nie miały problemów z odwoływaniem podróży i wściekłymi pasażerami. Ten rok jest jednak wyjątkowy. Nie ma tygodnia, ba, nawet dnia, by media nie donosiły o podróżujących, którzy utknęli na jednym z dużych lotnisk w Europie. I to najczęściej z winy przewoźnika.
29. czerwca 2018 roku – według informacji FlightRadar24 tego dnia w powietrze wzbiło się ponad 19 tys. samolotów. Jeszcze nigdy w historii niebo nie było tak zatłoczone. Czerwcowy rekord nie wziął się jednak znikąd – pasażerowie podróżują dzisiaj samolotami na potęgę. Nowe szczyty osiągają również nasze rodzime aeroporty – poza Łodzią i zamkniętym obecnie Radomiem, w pierwszej połowie tego roku wszystkie zanotowały wzrost w liczbie obsłużonych pasażerów.
Linie lotnicze powinny więc zacierać ręce z radości. W rzeczywistości coraz częściej są jednak zmuszone do zastanowienia się, w jaki sposób poradzić sobie z rosnącą popularnością ich usług.
Problemy Ryanaira
W tym wypadku problem nadmiaru bogactwa jest bardzo uciążliwy. Ryanair zarzekał się niedawno, że nie ma zamiaru wypłacać pasażerom pieniędzy za odwołane loty (a poszkodowanych już w tej chwili ma być około 100 tys. osób). Wszystko dlatego, że zdaniem prezesa Michaela O'Leary'ego protest jego pilotów jest „niedorzeczny”.
Te tłumaczenia szybko zakwestionował jednak Urząd Lotnictwa Cywilnego przypominając w specjalnym komunikacie, że nie stanowi to podstawy do odmowy wypłacenia pieniędzy. Ta pojawia się tylko w sytuacji gdy:
W komunikacie UCL irlandzka firma wymieniana jest nie bez przyczyny. Strajk pilotów tej linii ogarnia kolejne państwa – w tej chwili na liście jest już Irlandia, Szwecja, Hiszpania, Portugalia i Belgia. Strajki nękają również Air France, a jego groźba cały czas wisi także nad LOT-em.
Co to ma wspólnego z ruchem lotniczym? Wbrew pozorom – całkiem dużo. W medialnym dyskursie często pisze się o dodatkowych żądaniach płacowych, pracownicy linii lotniczych obok pieniędzy i umów śmieciowych często wspominają jednak o chronicznym przemęczeniu.
Nic dziwnego, bo choć ruch lotniczy rośnie, to wykwalifikowanych pracowników nie przybywa. Tim Clark, prezydent linii lotniczych Emirates przyznał, że brakuje mu ok. 100-150 pilotów. Z tego względu przewoźnik zaczął ciąć siatkę połączeń wyrzucając z niej niektóre rejsy z Dubaju do Europy i Azji. Specjaliści już teraz szacują, że w ciągu najbliższych 20 lat zatrudnienie znajdzie ponad pół miliona pilotów.
Perspektywa pasażera
– To dobrze. Ja całkiem sporo latam samolotami linii Ryainar. W tym roku już dziewięć razy, w tym za jeden lot dostałem odszkodowanie 250 euro za opóźniony lot – komentuje z wyraźnym zadowoleniem internauta pod jednym z artykułów na „Gazecie Wyborczej”. Nie wszyscy podzielają jednak jego entuzjazm.
Duży ruch na lotniskach i napięte siatki połączeń powodują, że pasażerowie koczujący na lotniskach zaczynają być zwyczajnym widokiem. Spójrzmy tylko na wydarzenia z ostatnich dni. Najpierw w katowickim porcie ugrzęźli turyści lecący do Burgas. Biuro podróży jako winnego wskazało przewoźnika, czyli Ryanaira.
– Samolot stoi na lotnisku, ale nie ma go kto pilotować – relacjonował historię na łamach „Dziennika Zachodniego” jeden z pasażerów.
Nie minęło nawet kilka dni, a z podobnym przypadkiem mieliśmy do czynienia w Warszawie. Na lotnisku Chopina utknęli klienci Wizzaira. Przewoźnik tłumaczył się „nieplanowaną kontrolą techniczną” jednej ze swoich maszyn.
Nieco wcześniej tani przewoźnicy natrafili na jeszcze inny problem. Wrocławscy turyści musieli spędzić noc na taśmach do odbioru bagaży rejestrowanych na lotnisku w Paryżu ze względu na brak... kontrolerów ruchu lotniczego. Ten problem, choć nie jest związany bezpośrednio z działaniami przewoźników, również jest efektem nienadążania sektora lotniczego za rosnącą liczbą klientów. Na braki kadrowe narzekają zresztą również polscy kontrolerzy.
Inna sprawa, że linie potrafią podłożyć się w naprawdę efektowny sposób. Na początku lipca kilkuset klientów LOT-u utknęło na lotnisku w Toronto. Przyczyna? Początkowo media podawały, że przewoźnik malował maszynę, która miała ich stamtąd zabrać do Polski w biało-czerwone barwy. I choć rzecznik LOT-u Adrian Kubicki temu zaprzeczał i tłumaczył, że to wynik awarii dwóch innych samolotów, lekki niesmak pozostał.
Rynek lotniczy w Polsce
Czy odwoływane loty i obrazki z zatłoczonych lotnisk mogą wyhamować branże lotniczą? Adrian Furgalski, wiceprezes ZDG TOR widzi taką możliwość, upatruje je jednak w dużo bardziej prozaicznych przyczynach. – Mogę wyobrazić sobie nagłe tąpniecie. Rynek lotniczy rozwija się, bo rozwija się światowa gospodarka. A przyrost podróży na mieszkańca jest ściśle związany ze wzrostem PKB, który pociąga za sobą wzrost zamożności – zauważa w rozmowie z INNPoland.pl.
Ekspert tłumaczy, że w trakcie wakacji problemy linii lotniczej stają się po prostu bardziej widoczne. – Sezon wysoki jest najlepszy z punktu widzenia pracowników do przeprowadzenia strajku. Z drugiej strony, wygląda na to, że linie lotnicze nie będą się uginać pod ich żądaniami. Ryanair straszy wręcz przenoszeniem miejsc pracy z Irlandii do Polski – puentuje.
Odszkodowania nie przysługuje, gdy o odwołaniu lotu pasażer dowiedział się co najmniej 14 dni przed planowym wylotem lub dowiedział się w okresie krótszym niż 14 dni, a przewoźnik zapewnił alternatywne połączenie umożliwiające dotarcie do miejsca docelowego w czasie określonym przez właściwe przepisy albo, gdy linia lotnicza może udowodnić, że powodem odwołania lotu były nadzwyczajne okoliczności (np. złe warunki atmosferyczne, strajk mający wpływ na działalność przewoźnika, niestabilna sytuacja polityczna czy zderzenie samolotu z ptakiem).