
Reklama.
„Puls Biznesu” dotarł do dokumentów, które spółka przedstawiła radzie wierzycieli. GetBack potrafił przepłacić za portfele wierzytelności nawet 20-30 proc., dlatego do utrzymywania pozorów przed inwestorami musiał prowadzić kreatywną księgowość. Dziennik pokazuje 3 sposoby, w jaki firma kierowana przez Konrada Kąkolewskiego tuszowała straty.
Metody GetBacku
1. „Akcja Ugoda” - dłużnicy dostawali ofertę, dzięki której mogli spłacić tylko 20 proc. zadłużenia. Reszta była umarzana dlatego na każdej transakcji GetBack zwyczajnie tracił.
1. „Akcja Ugoda” - dłużnicy dostawali ofertę, dzięki której mogli spłacić tylko 20 proc. zadłużenia. Reszta była umarzana dlatego na każdej transakcji GetBack zwyczajnie tracił.
2. Rolowanie portfeli – spółka sprzedawała portfel wierzytelności podstawionej przez siebie spółce po zawyżonej wartości. Ta mogła finansować zakup np. z… pożyczki, jaką dostawała od GetBacku. Według „Pulsu Biznesu” rolowano tak portfele nawet o wartości 1,8 mld złotych.
3. „Koniczynka” - GetBack pożyczał pieniądze dłużnikom, by ci spłacili wobec niego dług. W ten sposób jedna pożyczka zamieniania była na drugą, inwestorzy jednak o tym nie wiedzieli. Widzieli, że dług został spłacony, nowe zadłużenie lądowało natomiast w innym portfelu.
Długa lista błędów
Lista grzechów polskiej firmy jest dużo dłuższa. Windykator, który pojawił się w GetBacku w wakacje, znalazł w szafach spółki zapłacone umowy dot. reklamy, doradztwa wizerunkowego czy działań marketingowych. Część z tych usług nigdy nie została dla GetBacku wykonana. Firma wydała również 1,7 mln złotych na prywatnego detektywa.
Lista grzechów polskiej firmy jest dużo dłuższa. Windykator, który pojawił się w GetBacku w wakacje, znalazł w szafach spółki zapłacone umowy dot. reklamy, doradztwa wizerunkowego czy działań marketingowych. Część z tych usług nigdy nie została dla GetBacku wykonana. Firma wydała również 1,7 mln złotych na prywatnego detektywa.
Wcześniej internauci kpili natomiast z wyliczeń majątku trwałego. Wynikało z nich np., że laptop Dell Latitude 3350 był wart 101 tys. złotych, a komputer stacjonarny Dell V3800 wraz z monitorem – 150 tys. Największe wrażenie zrobiła jednak pozycja zatytułowana enigmatycznie "baza danych". Obok niej figurowała cena – 75 milionów złotych, czyli połowa wartości środków trwałych firmy.