Sezon grzybowy się rozkręca - grzybiarze stoją przy szosach, na straganach, ogłaszają się w internecie. Lecz pytani, jak idzie interes, odpowiadają, że grzybów nie ma, że robaczywe, że sucho. Zarówno zwykli grzybiarze, jak i grzybowi biznesmeni - wszyscy modlą się o deszcz, bez którego biznes nie istnieje.
Sierpień i wrzesień grzybowy biznesmen spędza głównie w lesie. Grzybów szukają ci, którzy to, co zbiorą, sprzedają do punktu skupu, ale i prawdziwe rekiny biznesu, którzy grzybami zajmują się na większą skalę i kupują je w skupach. Jak mówią, grzyby zbierają, bo zwyczajnie lubią.
– Grzybobranie to polski sport narodowy – śmieje się Leszek Muzolf z firmy Elpol w Bydgoszczy. – Proszę mi wskazać Polaka, który nie lubi wyjść na grzyby. Są wyjątki potwierdzające regułę, ale ich ze świecą szukać. Ja sam uwielbiam zbierać grzyby i chodzę na nie zawsze, kiedy znajdę czas – mówi w rozmowie INNPoland.pl.
Grzyby rosną wtedy, kiedy chcą
Grzybowa branża jest jednak wyjątkowo kapryśna i rządzi się swoimi prawami. A są to prawa natury, których nie sposób ujarzmić.
– Branża ma ten minus, że jest bardzo uzależniona od pogody, a pogodę mamy taką, jaką mamy. Nawet rolnik czy sadownik mają w pewien sposób lepiej, bo mogą sobie wybrać, co posieją, mają deszczownie. A grzyby rosną wtedy, kiedy chcą, a właściwie, kiedy natura im na to pozwoli – mówi Muzolf.
Nie ma grzybów w tym sezonie
Zaś z grzyby w tym roku wyjątkowo nie obrodziły. – Jest sucho. Ten rok jest jednym z najbardziej suchych, jakie pamiętam. Zajmuje się grzybami od dwudziestu kilku lat, a tak suchego i nieurodzajnego roku jeszcze nie widziałem – twierdzi przedsiębiorca.
Pani Marysia z Podlasia ogłosiła na portalu Olx, że sprzedaje kurki i prawdziwki - 35 zł za kilogram. Gdy zadzwoniłam, akurat była w lesie. Na grzybach.
– W tym roku z grzybami bardzo słabo. Nie ma deszczu, to nie ma grzybów. Wyskoczyły troszkę, a teraz klops, nie ma nic. Dziennie uzbieram może kilo, góra dwa – opowiada.
Potwierdza to pan Michał spod Kielc, który na pytanie o grzyby ucina krótko: „Grzybów nie ma, jest za sucho, na razie nie sprzedaję.”
– Kiedy jest susza, to modlimy się o opady. Jeszcze trochę i kupię sobie tam-tam, albo jakiś inny bębenek szamana indiańskiego i będę zaklinał deszcz – śmieje się Muzolf.
Trudności branży grzybiarskiej
Jak opowiada Leszek Muzolf, ryzyko nieurodzaju w branży przetwórstwa grzybów leśnych jest duże. – Grzyby pojawiają się tylko wtedy, kiedy są sprzyjające warunki pogodowe. Wysyp następuje w określonych porach roku przy odpowiednich temperaturach i odpowiedniej wilgotności – tłumaczy.
Co więcej, rynek jest konkurencyjny. Choć teraz rzadko powstają nowe firmy w branży, to kilkanaście lat temu wyrosło ich, jak… grzybów po deszczu. – Takich firm jest wiele, są firmy dużo większe od naszej, które np. sprzedają grzyby na eksport. My jesteśmy rodzinnym przedsiębiorstwem i zaopatrujemy głównie restauracje – opowiada Muzolf.
Branża grzybowa podlega także licznym regulacjom.
– Według polskich przepisów, czas przechowywania świeżych grzybów to 48 godzin w warunkach chłodniczych. One szybko się psują, bo mają w sobie dużo wody. Dodatkowo każda przetwórnia musi posiadać grzyboznawcę, który zdał egzamin państwowy i nadzoruje przetwarzane grzyby – wyjaśnia grzybowy biznesmen.
Grzyby są drogie, ale kokosów się na nich nie zbije
Kurki na rynku przy Placu Szembeka w Warszawie kosztują ok. 40 zł za kg, prawdziwków tańszych niż 50 zł za kg klient nie uświadczy. Branża grzybowa wydaje się zatem dość dochodowa.
– Średnio w sezonie przez dwa miesiące wyciągnę z 5 tys. zł – mówi pani Marysia. Zarobek nie porywa, a przecież wiąże się z codziennym, kilkugodzinnym przesiadywaniem w lesie.
– To nie jest handel brylantami, jest to zwykły biznes, jak każdy inny. W przetwórstwie spożywczym kokosów się nie zarabia. Choć jeśli firma jest duża, to właściciel na pewno ma większe dochody. Jeśli firma jest mniejsza, to i zarabia się mniej – tłumaczy Leszek Muzolf.
To skąd tak horrendalne ceny grzybów na targach? – Dlatego, że zbieracz musiał kilka godzin za nimi chodzić, a grzybów w lesie po prostu nie ma. W przypadku grzybów mrożonych do ceny dochodzą koszty produkcji. Produkcja grzybów wiąże się z dużą ilością odpadów, w czasie mrożenia tracą wagę. Drogie jest także ich przechowywanie – wyjaśnia przedsiębiorca.
Czy tak trudna i grymaśna branża jest zatem warta zachodu? – Zbieranie grzybów to moje największe hobby. Ja to po prostu kocham. Robię to od 7 roku życia – mówi pani Marysia.
– Czy warto? Jeśli ponad dwadzieścia lat temu firma powstała i przynosi jakieś dochody i daje utrzymanie, to niejako z rozbiegu człowiek to ciągnie. Nie ma prostych biznesów w tej chwili – kwituje Leszek Muzolf.