Jedna decyzja Jarosława Kaczyńskiego przesądziła o rozsypaniu się lokalnego PiS na rywalizujące o ratusz w Nowym Sączu komitety wyborcze. O ironio, konflikt wstrząsa miastem – i regionem – słynącym z konserwatywnych poglądów i... nieproporcjonalnie dużej liczby milionerów, których ostatnio doliczono się tam prawie dwustu.
W partię polityczną trzeba umieć – tak ironicznie można by podsumować sytuację, jaka zapanowała w Nowym Sączu. Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, najwyraźniej się zagapił lub uznał, że jego wola ostatecznie przecina każdy spór.
Kilka tygodni temu szef Prawa i Sprawiedliwości poparł kandydaturę Iwony Mularczyk, prywatnie żony posła Andrzeja Mularczyka, na prezydenta Nowego Sącza. Był to wynik decyzji obecnego prezydenta – i weterana partii – Ryszarda Nowaka, który pod koniec ubiegłego roku uznał, że nie będzie się ubiegał o reelekcję.
Dotknięty współzałożyciel PiS
Tyle że Nowak liczył, że to on wskaże swojego następcę. – Tymczasem poczuł, że jego zdanie zostało kompletnie pominięte. Myślę, że poczuł się dotknięty, delikatnie mówiąc. A mówimy o jednym z współtwórców PiS i to w czasach, kiedy to było pójście pod prąd, zakładanie partii, która miała może kilkunastu członków. I Nowak był w tej pierwszej grupie – tłumaczy nam politolog Rafał Matyja.
W sporej mierze to on zbudował tu wpływy PiS. – To miasto to matecznik PiS, to bastion – opowiada nam, prosząc o anonimowość, polityk związany od lat z tym regionem. – PiS rządzi tu już od dwunastu lat – podkreśla. Teraz to się może zmienić: w efekcie partyjnej roszady Nowak uznał bowiem, że nic nie zobowiązuje go do trzymania się partyjnej linii. Nie on jeden, w mieście zaroiło się od komitetów wyborczych.
Poza wspierającym Iwonę Mularczyk Komitetetm Wyborczym Wyborców Prawa i Sprawiedliwości mamy też zbuntowaną i zawieszoną w prawach członka PiS działaczkę Małgorzatę Belską (KWW Nowy Sącz), kandydata Nowaka – Krzysztofa Głuca (KWW Wspólna Małopolska), wiceprezydenta miasta z rekomendacji PiS Jerzego Gwiżdża (KWW Jerzego Gwiżdża Samorządny Nowy Sącz) czy Ludomira Handzela, któremu kiedyś blisko było do PiS, a potem do Kukiz'15 (Koalicja Nowosądecka).
Walka o ratusz będzie też w sporej mierze rywalizacją o sympatię miejscowego biznesu. Licytacja już się rozpoczęła: priorytetowe znaczenie ma tu infrastruktura, bo Nowy Sącz jest fatalnie skomunikowany z okolicą, wyjazd z miasta czy wjazd do niego potrafi być prawdziwą katorgą.
Ale to nie wszystko. – Dla mnie ważnym zagadnieniem jest, jak spowodować, by przedsiębiorcy zdecydowali się podnieść wynagrodzenia – zapowiada na stronach Portalu Samorządowego Głuc. – Będę się starał motywować właścicieli firm w tym zakresie – dorzucał.
O ironio, jego lewicowy rywal – wystawiony przez SLD Lewica Razem Rafał Skąpski – zapowiada z kolei stworzenie rady konsultacyjnej, która pozwalałaby przedyskutować zmiany w mieście z przedsiębiorcami.
Kluska i inni: zagłębie bogaczy
Te zabiegi o sympatię przedsiębiorców są dosyć naturalne. Ikona nowosądeckiej przedsiębiorczości, niegdysiejszy założyciel firmy Optimus i bohater wieloletniej batalii z fiskusem, Roman Kluska – od lat nie ukrywa swojej sympatii dla PiS. Ale Nowy Sącz to nie tylko ten milioner. Stąd wywodzą się takie marki jak Koral (lody), Konspol (wędliny), Fakro (okna) czy Newag (pojazdy kolejowe).
Ryszard Florek czy producent bram garażowych Andrzej Wiśniowiecki to nie wszystko. Jak doliczyli się inspektorzy fiskusa u progu tego lata, w 83-tysięcznym Nowym Sączu już 197 osób zadeklarowało dochody przekraczające milion złotych. Statystycznie to jeden na półtora tysiąca mieszkańców tego regionu. Nic dziwnego, że Polska mówi o „zagłębiu bogaczy” czy „mieście milionerów”.
– To może być w sporej mierze zasługa atmosfery wytworzonej przez „eksperyment sądecki” za czasów PRL – spekuluje dopytywany przez nas polityk. Od 1958 r. za pozwoleniem rządów w Warszawie realizowano w tym mocno zacofanym na tle reszty Polski regionie program, który miał ożywić m.in. lokalną gospodarkę. Priorytet dostały uzdrowiska, miejscowy przemysł i rzemieślnicy, wreszcie sadownicy.
Efektem stworzenia tej specstrefy PRL być może jest dzisiejsza przedsiębiorczość. – Nowosądecczyzna stała się taką nisko skomunizowaną enklawą: tu nie prześladowano drobnych rzemieślników, była grupa nieźle zarabiających sadowników, a na dodatek wiele osób migrowało stąd do USA – mówi nasz rozmówca.
– My banków nie potrzebujemy. To małe środowisko, prędzej pożyczę pieniądze od znajomego niż z banku – opowiadał portalowi naTemat jeden z tamtejszych biznesmenów o realiach prowadzenia biznesu w mieście. Wizytę przedstawicieli jednej z wielkich instytucji finansowych z Europy wspomina się tam ze wzruszeniem ramion. – Myślał, że uwikła nas w jakieś opcje walutowe albo za nasze pieniądze pogra akcjami – kwitowali ją miejscowi.
Trudno spekulować, co jest źródłem nowosądeckiego bogactwa – ucina Matyja. Pozostaje faktem, że jeśli samo miasto jest stosunkowo równo podzielone między zwolenników liberałów a konserwatystów – to już region jako całość jest zdecydowanie konserwatywny.
Co nie znaczy, że widać to wśród biznesmenów. – Myślę, że tak samo chętnie spotykali się z Józefem Oleksym (pochodzących z Nowego Sącza premierem z SLD), jak i Lechem Kaczyńskim (posłem z regionu w latach 1999-2002) – zaznacza Matyja.
Dziś biznes ma wybór jak nigdy dotąd
Biorąc pod uwagę deklaracje kandydatów do ratusza, role nieco się odwracają: jeżeli wcześniej to biznes w Nowym Sączu zabiegał o to, by dobrze żyć z miejscową władzą, tak teraz to kandydaci ze spolaryzowanej i rozdrobnionej lokalnej sceny politycznej będą się ścigać o sympatię przedsiębiorców.
W wyścigu o ratusz pojawił się bowiem suspens. – Do tej pory mogło się wydawać, że PiS ma wybory w Nowym Sączu w kieszeni – mówi Matyja. – Tymczasem teraz druga tura wydaje się być bardzo prawdopodobna. I to może się skończyć dla tej partii źle – spekuluje. Cóż, „miasto milionerów” jest daleko od Warszawy i rządzi się własnymi prawami.