Premier Mateusz Morawiecki na spotkaniu wyborczym stwierdził, że Prawo i Sprawiedliwość odzyskało więcej pieniędzy, niż Polska dostała w ramach unijnego wsparcia. To nie pierwszy raz, gdy rzuca podobnymi tezami wziętymi z sufitu – podobnie robił już na początku roku w Davos. Ale za każdym razem odchodzi coraz dalej od rzeczywistości.
Po wystąpieniu na najważniejszym światowym forum ekonomicznym, premier został bardzo szybko sprowadzony na ziemię. W lutym twierdził, że w 2017 r. Polska zwiększyła o 30 mld zł wpływ środków z VAT.
– Naturalny wzrost gospodarczy dał wzrost rzędu 5-10 mld, ale dwadzieścia kilka miliardów pochodzi wyłącznie z uszczelnienia – dorzucał. Eksperci banku Credit Agricole udowodnili, że jest niemalże odwrotnie.
– Uszczelnienie systemu podatkowego w okresie II-III 2017 r. wyniosło ok. 9,4 mld zł. Kierując się zależnościami sezonowymi, szacujemy, że w skali całego roku efekty te byłyby równe ok. 12,5 mld zł – podsumowywał Jakub Borowski, główny ekonomista banku.
Chce być lepszy od Unii
Co ciekawe, obecnie Morawiecki jak mantrę powtarza, że jego działania uszczelniające w latach 2016-17 przyniosły budżetowi 30 miliardów złotych. Ta kwota w ustach premiera rośnie czasami o kolejne 10 miliardów. Tymczasem samo Ministerstwo Finansów w oficjalnych danych podaje kwotę… 17 mld zł.
Teraz, na spotkaniu przedwyborczym na Podkarpaciu, poznaliśmy kolejną ciekawą tezę Morawieckiego.
– Odzyskaliśmy więcej środków niż środki unijne – oznajmił premier. Raczył dodać, że pieniądze z UE są ważne, bo "pomagają odnawiać chodniki", ale "dużo więcej dobra przynosi rząd PiS".
Dziennikarze i ekonomiści od razu zaczęli punktować Morawieckiego. Bo do tej pory Polska dostała od innych krajów Unii grubo ponad 100 miliardów euro, czyli ponad 400 miliardów zł.
W projekcie przyszłorocznego budżetu zapisano 28,5 mld zł deficytu.