
Reklama.
Protest ma potrwać aż do skutku, a pracownicy przygotowani są na aż 63 dni protestu, jak zapowiadała Monika Żelazik, przewodnicząca ZZPPiL. „Rzeczpospolita” dotarła jednak do głównych zainteresowanych, czyli pracowników LOT-u. Nieoficjalnie przyznali, że wciąż wahają się, czy do strajku dołączą.
Pracownikom nie podoba się sytuacja
„Rz” twierdzi, że wielu pracowników linii lotniczej ma dość patowej sytuacji między związkami a zarządem. Nie podoba im się również upolitycznienie sporu i fakt, że Monika Żelazik kandyduje w wyborach samorządowych, o czym długo współpracowników nie informowała.
„Rz” twierdzi, że wielu pracowników linii lotniczej ma dość patowej sytuacji między związkami a zarządem. Nie podoba im się również upolitycznienie sporu i fakt, że Monika Żelazik kandyduje w wyborach samorządowych, o czym długo współpracowników nie informowała.
– Nie podoba mi się, że Monika wykorzystuje swoją związkową pozycję do kampanii wyborczej. To nie jest fair – mówi w rozmowie z dziennikiem jedna ze stewardes.
Zarząd LOT-u nawołuje do zaniechania strajku i przypomina o ostatniej decyzji Sądu Okręgowego, który uznał, że protest będzie nielegalny.
O co chodzi w konflikcie
Związkowcy walczą o przywrócenie systemu wynagradzania sprzed 2010 roku, który został zmieniony, gdy spółce groziło bankructwo. Choć od tego czasu sytuacja w LOT się poprawiła, firma wciąż nie wróciła do poprzedniego systemu.
Związkowcy walczą o przywrócenie systemu wynagradzania sprzed 2010 roku, który został zmieniony, gdy spółce groziło bankructwo. Choć od tego czasu sytuacja w LOT się poprawiła, firma wciąż nie wróciła do poprzedniego systemu.
Strajk ma również na celu przywrócenie do pracy Moniki Żelazik, którą w czerwcu dyscyplinarnie zwolniono oraz odwołanie prezesa Rafała Milczarskiego, z którym związkowcy nie chcą już dłużej negocjować.