
Reklama.
Rozmowy LOT ze związkowcami
Dziewięciogodzinne maratony rozmów będą odbywać się co tydzień, w poniedziałki i środy. Biorąc pod uwagę wypadające po drodze święta, obie strony konfliktu dały sobie 150 godzin na rozstrzygnięcie sporów – liczy dziennik „Rzeczpospolita”. Będą podzielone na dwa obszary: wynagrodzenia i bezpieczeństwo.
Dziewięciogodzinne maratony rozmów będą odbywać się co tydzień, w poniedziałki i środy. Biorąc pod uwagę wypadające po drodze święta, obie strony konfliktu dały sobie 150 godzin na rozstrzygnięcie sporów – liczy dziennik „Rzeczpospolita”. Będą podzielone na dwa obszary: wynagrodzenia i bezpieczeństwo.
W wielu przypadkach te kwestie się łączą – informuje „Rzeczpospolitą” jeden z pilotów zwolnionych z linii w październiku. – Przepisy w Locie (…) zachęcają pracowników do ryzykownych zachowań, co może się przełożyć na bezpieczeństwo w czasie lotu – dodaje. Chodzi np. o zwolnienia lekarskie lub zgłaszanie usterki zauważonej na lotnisku za granicą.
W obu przypadkach piloci bezpośrednio lub pośrednio dostają „po kieszeni”. Jest to szczególnie groźne w przypadku – rzecz jasna – usterek. Awaria za granicą oznacza dla pilota kilkudniowe „uziemienie”, a zatem niższe zarobki. A usterek w maszynach LOT jakoby nie brakuje: „samoloty się posypały”, otwarcie mówili o tym piloci już kilka miesięcy temu.
– Obecne procedury powodują, że zgłoszenie usterki kończy się uziemieniem pilota na kilka dni, co mocno odbija się na jego wynagrodzeniu. Dlatego zdarza się, że pilot przymyka oko na usterkę. A to nie są już żarty. To jest po prostu niebezpieczne – mówi cytowany przez dziennik pilot.
Ponowna próba podjęcia dialogu nie oznacza, że strony sporu nie zbierają na siebie amunicji grubszego kalibru. Związkowcy czekają na wyniki kolejnych kontroli PIP w firmie oraz potencjalne pozwy, z którymi chce wystąpić przeciw LOT Inspekcja. Z kolei zarząd firmy liczy na to, że pracownicy nie biorący udziału w strajku zaraportują próby szantażu czy przynajmniej mobbingu ze strony strajkujących.