Nadzór nad rynkiem finansowym był dumą – powtarzają polscy finansiści. Z pozoru wizyta Leszka Czarneckiego u szefa Komisji Nadzoru Finansowego może się wydawać jedynie grą między tymi dwiema osobami. Ale jej konsekwencje będą jeszcze przez długie miesiące wstrząsać polskim rynkiem finansowym, bankowością i giełdą. Tę ostatnią mogłyby wręcz wykończyć.
– Jestem w tej chwili w Barcelonie, ale moi współpracownicy z Warszawy od rana zajmują się odbieraniem telefonów od ludzi, którzy dopytują, co to wszystko znaczy. I co z tego wyniknie, giełda się, hm, zawali? – mówi nam Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.
– Przy tym poziomie wiedzy na temat rynku kapitałowego, po tej retoryce, którą dzisiaj słyszymy z każdej strony, przy wcześniejszym przykładzie GetBack, bodźce i jakiekolwiek argumenty, żeby poświęcić uwagę i swoje pieniądze na inwestowanie na polskim rynku kapitałowym mogą całkowicie zaniknąć – opisuje.
Wstrząsy wtórne, jakie będą niechybnie następować po korupcyjnej propozycji, jaką opisała „Gazeta Wyborcza”, mogą mieć dla polskiego rynku finansowego konsekwencje nie mniej poważne niż sama afera, a może nawet poważniejsze.
Banki Czarneckiego
W skali mikro waży się los banków należących do Leszka Czarneckiego. Wczoraj notowania tych banków leciały na łeb na szyję. Przedwczoraj wczesnym popołudniem kurs akcji Getin Noble Bank wahał się w granicach 57 groszy, by na zamknięciu sesji spaść do 51 groszy – wczoraj leciał dalej, w okolicach godz. 15 dobijając poziomu 37 groszy (co oznacza spadek wartości akcji o 27 proc.).
O ironio, Idea Bank taniał wolniej. Przedwczorajszy dzień zamknął na poziomie niemal 3 zł, środę rozpoczął kursem 2,57, popołudniu akcja banku kosztowała 2,32 zł. I to mimo faktu, że bank wylądował na czarnej liście KNF (za działania maklerskie, które nie miały jednak większego wpływu na podstawową działalność bankową Idea Banku).
W obu bankach Leszek Czarnecki od pewnego czasu prowadził działania restrukturyzacyjne. Być może ich efekty zostaną więc teraz zaprzepaszczone. – Nie chodzi tu nawet o notowania giełdowe, te spadają i rosną, taka jest giełda. Ale mogę sobie wyobrazić scenariusz, kiedy pod presją tej całej dyskusji o aferze klienci ruszają do banku likwidować depozyty – ubolewa w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Kuczyński, główny ekonomista Xelion.
Z drugiej strony milioner uzyskał swoisty „immunitet”. – Wczoraj Idea Bank wylądował na liście ostrzeżeń, dziś od rana słyszę: „Przypadek? Nie sądzę”. Być może taki mógł być cel tej publikacji – śmieje się Kuczyński. Trudno się oprzeć sugestii, że jakiekolwiek sankcje dla jego interesów będą teraz interpretowane jako rewanż za atak na władzę.
Autorytet Komisji Nadzoru Finansowego
Znacznie groźniejsze dla polskiej gospodarki jest jednak rozchwianie Komisji Nadzoru Finansowego, nad której przyszłością zaczynają zastanawiać się niektórzy komentatorzy. Nie ma wątpliwości, że po czasach dobrych, KNF miała ostatnio słabą passę – chodzi tu zwłaszcza o sprawę GetBack, spółki windykacyjnej, która przez długie miesiące bezkarnie wodziła nadzorców za nos, przekonując ich o swojej świetnej kondycji.
– Wystarczy posłuchać tej historii: przewodniczący KNF zaprasza milionera na spotkanie w cztery oczy, używa takiej, a nie innej retoryki. To robi dramatyczne wrażenie – podkreśla Dominiak.
KNF jeszcze w środę wydała oświadczenie „na temat ciągłości działania”, co z jednej strony może być ważną deklaracją, z drugiej – może robić wrażenie, jakby na rynku obawiano się, że wraz z dymisją szefa Komisja przestanie działać.
Ale to nie organizacyjnego paraliżu instytucji należy się obawiać. – GetBack udowodnił, że można ich skutecznie oszukiwać. Teraz dowiadujemy się, że instytucja, która ma rynek nadzorować działa... – szuka słów szef SII. – …nie tak, jak to sobie wyobrażaliśmy – tłumaczy. Zarówno dla rynku wewnętrznego, jak i kapitału zagranicznego, to fatalny sygnał: że w Polsce mogą się wydarzyć rzeczy, które kojarzą się raczej z republiką bananową niż dojrzałym państwem.
Giełda w kryzysie
– Należy mieć nadzieję, że wybrany zostanie nowy szef, który będzie się cieszyć uznaniem i zaufaniem środowiska finansowego. Jest z kogo wybierać – ucina Kuczyński. – Nie ma teraz żadnych przesłanek do tego, żeby spekulować o udziale kogokolwiek innego w tej sprawie – dodaje.
To również bezpośrednia odpowiedź na wątpliwości, których nikt co prawda nie wyraża otwarcie, za to chętnie spekuluje się o nich „na boku” – a mianowicie o tym, jakie światło bieżące wydarzenia rzucają na poprzednie decyzje KNF z ostatnich lat. – Jeżeli zaczniemy podważać decyzje instytucji nadzorującej od lat cały system bez jakiegokolwiek śladu, że któraś z nich budzi wątpliwości, wiara w cały system bankowy runie. A to najgorsze, co się może wydarzyć – dowodzi Kuczyński.
Za to dla rynku kapitałowego może być za późno. Detale spotkań i intryg, jakie snuli uczestnicy nagranej konwersacji, są tu bez znaczenia. W grę wchodzą notowane na giełdzie banki, potencjalne naruszenia, jakich się dopuściły, proces restrukturyzacyjny, o którym trudno wyrokować w tej chwili na pewno, zakusy urzędników państwowych i polityków.
– W sytuacji, gdy na stole lądują duże i poważne pieniądze, nikt nie może sobie pozwolić na kolejne ryzyko. Wystarczy już, że musi kalkulować koniunkturę na świecie i na rynku krajowym, sytuację w branży, własną sytuację materialną – mówi Dominiak. – Gdzie idzie pieniądz, tam musi być zaufanie. Po tej sprawie ryzyka robi się zbyt wiele. Nie rozrywając szat: to kolejny w ostatnim czasie gwoździk do trumny rynku kapitałowego – kwituje.
Burza polityczna
O obumieraniu giełdy mówi się już jednak od dawna: nasz rodzimy parkiet jest stosunkowo niemrawy, coraz rzadziej wschodzą na niego nowe spółki, coraz chętniej schodzą z niego dotychczasowi uczestnicy.
Co innego polityka i jej splot z instytucjami finansowymi. – Tajemnica, w jakiej odbywało się spotkanie szefa KNF z panem Czarneckim sugeruje, że nikt inny nie był w „ruchy” pana przewodniczącego wtajemniczony – podkreśla Kuczyński. – Miejmy nadzieję, że sprawa ograniczy się do tej jednej osoby i pozostanie nam najwyżej niesmak – dorzuca.
Ale i ekspert czuje, jak wielki ta sprawa ma potencjał polityczny. – Temperatura rozmowy o tej aferze, przesada, z jaką kreśli się scenariusze, jest częściowo motywowana politycznie – przyznaje ekonomista Xeliona. – Trudno się dziwić, to dla opozycji znakomite paliwo polityczne – ucina.
Ba, w grę mogą przecież wchodzić – snute jakoby przez szefa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, Zdzisława Sokala – plany przejęcia banków Czarneckiego przez państwo. W tle pojawiają się interpretacje, bazujące na wewnątrzpartyjnych podziałach w PiS, który z potencjalnych rywali w walce o schedę po Jarosławie Kaczyńskim chciał uderzyć w któregoś w rywali. W końcu, obiecując „głowę” Sokala Czarneckiemu, Marek Chrzanowski musiał liczyć na wsparcie kogoś, kto mógłby Sokala odwołać.
W politycznym interesie będzie więc, by w grze wokół KNF pojawiało się jak najwięcej nazwisk i podejrzeń – bez względu na to, ile z nich (i czy w ogóle) znajdą one później potwierdzenie na sali sądowej. W końcu o potknięciach i czasem upadkach całych partii decydowały relatywnie niewielkie grupy „uczestników wydarzeń” – tak było z aferą Rywina dla SLD, aferą hazardową dla PO. Tak może być z GetBack oraz z „40 milionami”. Szkoda tylko, że tym razem być może kosztem gospodarki.