
REKLAMA
Podaż nowych mieszkań spadła, lekko spadł popyt u osób, dla których wzrost cen przekroczył próg bólu – komentuje Barbara Bugaj, ekspertka Cenatorium. – Jednak akceptacja obecnych wzrostów cen pokazuje, że po stronie popytowej nie ma jeszcze wyraźnego wyhamowania: nawet pomijając rynek pierwotny, ceny na rynku wtórnym również mocno poszyły w górę – dodaje.
Są miasta takie, jak Warszawa, gdzie wzrost był minimalny – raptem niecałe 2 proc. w ciągu miesiąca. Tam można mówić o wyhamowaniu. Są też miasta takie jak Wrocław, gdzie ceny wciąż rosną, ale tylko w określonym segmencie rynku, w tym przypadku chodzi o ceny mniejszych lokali. Są też miasta takie jak Poznań, Łódź i Olsztyn, gdzie dotychczasowy trend wzrostowy utrzymuje się bez większych zmian.
W skali całego kraju można jednak powiedzieć, że ceny się ustabilizowały. Zapewne jednak nie będą spadać: mimo obecnego poziomu wciąż jest popyt i dopiero kolejne miesiące pokażą, czy nie zacznie on słabnąć. Trend zarysował się w III kwartale br., kiedy to liczba sprzedanych nowych mieszkań spadła o 20 proc.
Co więcej, jak zauważa money.pl, zaciera się różnica między lokalami używanymi, a nowymi. – W takich miastach jak Warszawa, Lublin i Rzeszów różnice wynoszą tylko kilka procent – czytamy na stronach portalu. Na przeciwnym biegunie są choćby Katowice czy Łódź, gdzie różnica w cenie lokalu nowego i używanego potrafi dobić jednej trzeciej. Wynika to z rozbudowy miast w poprzednich latach: na rynku pojawiły się mieszkania deweloperskie oddane w ciągu ostatniej dekady, niewiele ustępujące standardem tym nowym.
– Moim zdaniem zbliżamy się do końca okresu wzrostów cen mieszkań – zapowiada Marcin Krasoń, analityk Home Broker. – Na rynku pierwotnym obserwujemy już spory spadek liczby transakcji, w III kw. 2018 r. było to ponad 20 proc. rok do roku. A takie zjawisko powinno wkrótce doprowadzić do zatrzymania wzrostów i prawdopodobnie przełamania trendu w nadchodzącym roku – dodaje.