Publikacja danych na temat sytuacji budżetowej i stanu finansów publicznych została okraszona kąśliwymi uwagami na temat „ekspertów opozycji”, którzy wieszczyli, że PiS wpędzi Polskę w długi. Analitycy rzeczywiście wydają się być zaskoczeni niektórymi posunięciami rządu, ale nie oznacza to, że na przyszłość patrzą bardziej optymistycznie.
Po listopadzie budżet państwa polskiego zanotował 11 miliardów złotych nadwyżki! To pierwszy taki przypadek w historii! – zatriumfował na Twitterze szef kancelarii premiera Morawieckiego, Michał Dworczyk. – Gdzie są „eksperci” z opozycji mówiący o „błędach rozdawnictwa”? Gdzie „ekonomiści” z PO, którzy wieszczyli 100 miliardów złotych deficytu? – dorzucał.
Krytyczni wobec działań kolejnych gabinetów PiS ekonomiści przyznają: nadwyżka jest. Z drugiej jednak strony podkreślają, że to rezultat zarówno dobrej koniunktury gospodarczej – lepszej niż zakładano – jak i, paradoksalnie, powstrzymania się rządu od realizacji części obietnic wyborczych.
Rząd nie zrealizował niektórych obietnic
– „Tu i teraz” to szybki wzrost gospodarczy zapewnia wyższe wpływy podatkowe i poprawia sytuację ZUS. Do tego należy dodać naturalne oszczędności, wynikające z tego, że w trakcie roku część zaplanowanych projektów jest opóźniona lub niezrealizowana – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
– W poprzednich latach pieniądze, których z tego powodu nie wydano, były przekierowywane na inne cele. W tym roku rząd je zatrzymał, zaoszczędził – dowodzi Łaszek.
W dłuższej perspektywie, dobra sytuacja wynika choćby z faktu, że rząd niektórych swoich obietnic po prostu nie zrealizował. – Nie podniesiono kwoty wolnej od podatku dla wszystkich, a tylko dla kilkunastu procent podatników: koszty są więc na poziomie 1-2 mld złotych, a nie 15-20 mld zł. Druga obietnica: nie obniżono stawek VAT, przebudowa systemu ogłoszona ostatnio będzie zapewne neutralna fiskalnie, co daje dodatkowe 7 mld zł – wylicza ekonomista.
– Wreszcie, nie przewalutowano kredytów we frankach: to uderzyłoby w banki, a zatem zachwiało finansowaniem gospodarki i zmniejszyło wpływy z CIT, może wymusiło dokapitalizowanie niektórych przez państwo, czyli wręcz zwiększyło wydatki – dodaje.
Wzrost gospodarczy w UE najszybszy od lat
Do tego należałoby też dodać zabiegi, o których politycy nie mówią otwarcie. – To przede wszystkim oszczędności na płacach w budżetówce: wydatki na płace spadły do najniższego poziomu w historii, co przekłada się na jakieś 4-5 mld zł oszczędności. Choć rosły nominalnie, to dużo wolniej niż w sektorze prywatnym. Z kolei wzrost płac w sektorze prywatnym dał większe wpływy z PIT – wskazuje Łaszek.
Na dodatek – mimo antyimigracyjnej retoryki, której ostrze było najsilniej wymierzone w imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki – rząd otworzył drzwi dla pół miliona Ukraińców, którzy płacą ZUS i podatki, co zwiększyło wpływy samego tylko ZUS o miliardy złotych (brak dokładnych danych o zarobkach utrudnia dokładne oszacowanie, ale chodzi o kwoty z przedziału od 5 do 12 mld złotych).
Swoje dołożyła koniunktura. – Mamy najszybszy od lat wzrost gospodarczy w UE, który napędza wzrost w Polsce – a w czasach szybkiego wzrostu zmniejsza się automatycznie deficyt – argumentuje Łaszek.
Według niego, doskonale widać to na dochodach ZUS: przyznane już emerytury i renty są indeksowane o inflację + 20 proc. realnego wzrostu płac, natomiast wpływy ze składek rosną w tempie inflacja + 100 proc. realnego wzrostu płac, czyli potrzeba dofinansowywania ZUS maleje. W ZUS działają też reformy zainicjowane przez poprzedników PiS.
Rok wyborczy
Dobre wyniki sektora finansów publicznych da się utrzymać i w przyszłym roku, choć mamy przed sobą dwie niewiadome: wzrost światowej gospodarki, a w konsekwencji i w Polsce, oraz to, co w kampanii obiecają politycy.
– Potencjalne spowolnienie gospodarcze może zweryfikować trwałość uszczelnienie systemu VAT: na wpływy z VAT zawsze silny wpływ ma koniunktura, więc dopiero gdy nastąpi spowolnienie, zobaczymy, ile ze zmian było trwałych, a ile związanych z dobrą koniunkturą – zastrzega Łaszek. Innymi słowy, eksperci przyznają, że jest lepiej niż się spodziewali, ale wszystko, co dobre, da się jeszcze zepsuć.