Wiosna, ugrupowanie Roberta Biedronia, wpisała do programu mnóstwo postulatów. Ale ani słowa o tym, jak je sfinansować.
Wiosna, ugrupowanie Roberta Biedronia, wpisała do programu mnóstwo postulatów. Ale ani słowa o tym, jak je sfinansować. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

Radykalne podniesienie płacy minimalnej, emerytury obywatelskie i szereg prospołecznych inicjatyw – program ugrupowania Roberta Biedronia zbudowany jest na kosztownych propozycjach. Lider Wiosny nie ujawnia jednak, jak chciałby sfinansować te propozycje.

REKLAMA
A jedynym nasuwającym się rozwiązaniem byłoby podniesienie – lub wprowadzenie nowych – podatków – dochodzi do wniosku „Dziennik Gazeta Prawna”. – Biedroń pomysłów ma co niemiara – pisze „DGP”. – Przeplatają się wśród nich konkretne z bardzo ogólnymi, realistyczne z mało realnymi – dorzuca.
Przeglądając dokumenty programowe oraz ostatnie oświadczenia publiczne Biedronia, można dojść do wniosku, że lider Wiosny chce przelicytować rządzących i opozycję razem wziętych. Jego propozycja płacy minimalnej zakłada podniesienie jej już w przyszłym roku do poziomu 2700 zł brutto, co w przeliczeniu na parytet siły nabywczej lokowałoby Polskę w europejskiej czołówce.
Z czego to sfinansować?
Dodatkowym elementem miało by być powiązanie płacy minimalnej ze średnim wynagrodzeniem (choć perspektywa wprowadzenia tego rozwiązania – 2028 r. – określa je jako mało realne) na poziomie 60 proc. „DGP” sugeruje zresztą, że chodzi o medianę zarobków, a nie średnie wynagrodzenie. – Jeśli [ludzie Biedronia] rzeczywiście chcą ją podnieść do 60 proc. średniej krajowej, to będzie to rozwiązanie nie występujące nigdzie na kontynencie – kwituje gazeta.
To samo z emeryturami obywatelskimi: 1600 zł emerytury dla każdej osoby mieszkającej w Polsce co najmniej 40 lat. Sam Biedroń szacuje koszty realizacji swoich postulatów na 35 mld złotych, z pobieżnych obliczeń INNPoland.pl należałoby raczej mówić o kwocie ponad 65 mld zł. – Żeby je sfinansować, trzeba będzie podnieść podatki. Ale o tym w programie Wiosny nie ma ani słowa – konstatuje publicysta dziennika.