Ostatnie dni to seria zatrzymań byłych prezesów spółek Skarbu Państwa (i nie tylko zresztą). Historia uczy, że najczęściej takie spektakularne akcje kończyły się blamażem: po ciągnących się latami procesach, sądy uznawały bohaterów „afer” za niewinnych. Ale i tak było już za późno: do biznesu nie wrócił chyba żaden z menedżerów, których niegdyś służby traktowały niczym trofeum.
Były prezes PKN Orlen to doświadczony menedżer – pisze „Rzeczpospolita”, próbując uporządkować informacje o zatrzymaniu Jacka K., byłego szefa płockiego koncernu. Niestety, nawet jeżeli kwalifikacje zawodowe menedżera są najwyższej próby, a zarzuty wobec niego okażą się pozbawione podstaw, były szef Orlenu ma niewielkie szanse na powrót do wielkiej biznesowej gry.
– Zatrzymanie, i to jeszcze w tak spektakularny sposób, fatalnie wpływa na karierę. Taką sprawę łatwo nadmuchać, ale wytłumaczenie się z niej jest już potem bardzo trudne – podsumowuje w rozmowie z INNPoland.pl Jeremi Mordasewicz, przedsiębiorca i współzałożyciel Business Centre Club. – Na człowieka spada odium, bez względu na winę lub jej brak – dodaje.
W sytuacji takiej, jak Jacka K., nie ma ucieczki do prywatnego sektora. Zagraniczni inwestorzy podchodzą do polskich rozgrywek własną miarą – skoro kogoś zatrzymano, znaczy, że dowody były poważne. – Takie osoby są też postrzegane jako ryzykowne: zatrudni pan menedżera, o którym wiadomo, że władza chce w niego uderzyć? – pyta retorycznie Mordasewicz.
Zatrzymanie Andrzeja Modrzejewskiego
I rzeczywiście, właściwie żadna z historii „kryminalnych” ostatnich lat nie kończy się happy endem. Relatywnie najbliżej był Andrzej Modrzejewski – w latach 1999-2002 prezes zarządu PKN Orlen. W 2002 r., w dosyć dramatycznych okolicznościach Modrzejewski został zatrzymany przez funkcjonariuszy ówczesnego Urzędu Ochrony Państwa (UOP).
Dwa lata musieliśmy czekać, zanim sprawa zaczęła się klarować: w 2004 r. pojawiły się tropy uzasadniające wersję wydarzeń, zgodnie z którą aresztowanie zmierzało po prostu do usunięcia Modrzejewskiego ze stanowiska oraz zablokowania podpisania kontraktu na dostawy ropy. Sprawa przerodziła się w aferę Orlengate, a w 2006 r. sąd uniewinnił byłego prezesa Orlenu. Po kolejnych siedmiu latach zapadły z kolei wyrok za nadużycie uprawnień podczas tamtego aresztowania.
Satysfakcja dla Modrzejewskiego była – powiedzmy to jasno – umiarkowana. Menedżer przez długie lata pozostawał poza „wielką grą”, a przynajmniej eksponowanymi stanowiskami. W publikacjach z tamtego okresu Modrzejewskiego kojarzy się z „doradzaniem i konsultingiem”.
Dopiero w 2016 roku dawny szef koncernu otrzymał prezesowską posadę: w maju 2016 roku został powołany do zarządu Unipetrolu, czeskiej spółki Orlenu. Jednak radość nie trwała bardzo długo: po niecałych dwóch latach, w marcu 2018 r., gdy prezesurę PKN Orlen objął Daniel Obajtek, Modrzejewski został zdymisjonowany.
Afera PZU
Kilkunastoma latami w sądzie i kompletnym zniknięciem z biznesowego świecznika skończyła się dla Władysława Jamrożego i Grzegorza Wieczerzaka afera wokół sprzedaży PZU portugalskiemu konsorcjum Eureko. Obaj menedżerowie – kolejno PZU S.A. i PZU Życie – próbowali ten kontrakt zablokować.
I jeden, i drugi z menedżerów – wraz z gronem współpracowników – musiał odpierać oskarżenia o nadużywanie stanowisk, niegospodarność, nawet narkotyki. Aresztowani w 2001 r., ponad dekadę czekali na rozstrzygnięcia: Jamroży został uniewinniony w 2012 r., prokuratorzy latami wycofywali się z kolejnych zarzutów pod adresem Wieczerzaka. Kilka lat temu ten drugi pojawił się nawet w sądzie, by zażądać 28 mln zł odszkodowania.
Triumf sprawiedliwości po latach? No cóż, niewątpliwie, dla obu byłych prezesów w biznesie już miejsca nie było. Wieczerzak zajmuje się swoją stadniną koni (zarzucano mu m.in. wyprowadzanie pieniędzy z PZU na tę firmę), Jamroży w ubiegłym roku założył agencję nieruchomości w Polanicy-Zdroju, miejscu, z którym menedżer był związany, odkąd zaczął niegdyś pracować zawodowo.
Również w 2001 r. za kratki trafił wiceprezes KGHM Polska Miedź. – Byłem sądzony w trzech procesach karnych, w których, po wielu latach oskarżeń, zostałem uniewinniony – mówił Marek Syper w rozmowie z „Pulsem Biznesu”. – Ostatni z wyroków uniewinniających zapadł w 2009 r. – dorzucał. W 2006 r. Sypek zaczął walczyć o ponad 3 mln zł odszkodowania, ale w ciągu kolejnych lat sąd przyznał mu zaledwie 200 tys. zł.
Odszkodowania
Odszkodowania to chyba jedyna satysfakcja, jaka pozostaje menedżerom, którzy wykaraskali się z kłopotów. Po kilkunastu latach na bocznym torze szans na prezesurę już nie ma. – Na dodatek, pan to przeżył, żona i sąsiedzi widzieli. Psychika tych ludzi została złamana, a menedżer przecież musi być liderem, musi być w formie – wskazuje Mordasewicz.
– W przypadku aresztowań czasami były to kwestie błahe, w wielu przypadkach nie znajdujące potwierdzenia. Spektakularność akcji zapada jednak w pamięć. Menedżerowie opowiadają dziś, że kiedyś do firm przychodziło dwóch mężczyzn w garniturach, prosząc o papiery. Dziś wpada sześciu facetów w kamizelkach kuloodpornych, z którymś z 3-literowych skrótów na plecach. Prosząc o papiery – opowiada ekspert.
Efekty to według Mordasewicza malejące poczucie bezpieczeństwa i konsekwentny spadek poziomu inwestycji. – Inwestorzy nie mają przekonania, że kiedy dojdzie do konfliktu między przedsiębiorcami a organami państwa, to będą się mogli zwrócić do niezależnego sądu i będą uczciwie potraktowani – kwituje Mordasewicz.