
Reklama.
Opisywany na stronach „Gazety Wyborczej” przypadek prezesa jednej z łódzkich spółdzielni mieszkaniowych może uchodzić za podręcznikowy przykład absurdu urzędniczego.
Bohater tej historii dwa lata temu wystąpił o przyznanie świadczenia rehabilitacyjnego – a zatem wsparcia na potrzeby przywrócenia mu zdolności do pracy. W trakcie procedur w ZUS, a następnie w sądzie, stwierdzono „wielostawowe zmiany zwyrodnieniowe w przebiegu dny moczanowej, zwłaszcza w obrębie stawów kolanowych, stóp, ręki prawej”. – Wnioskodawca jest osobą niezdolną do pracy – kwitował sąd.
Kiedy można uzyskać rentę?
Skoro pan Marek nie jest zdolny do pracy i nie rokuje szans na wyleczenie, to staje się rencistą – można by uznać, tym bardziej, że ten sam biegły, który uznał go za niezdolnego do pracy, zalecił rentę. Błąd: ZUS w kolejnym oświadczeniu uznał, że pan Marek może wykonywać niektóre prace – ma wykształcenie wyższe, więc nie musi pracować fizycznie.
Skoro pan Marek nie jest zdolny do pracy i nie rokuje szans na wyleczenie, to staje się rencistą – można by uznać, tym bardziej, że ten sam biegły, który uznał go za niezdolnego do pracy, zalecił rentę. Błąd: ZUS w kolejnym oświadczeniu uznał, że pan Marek może wykonywać niektóre prace – ma wykształcenie wyższe, więc nie musi pracować fizycznie.
Bohaterowi tekstu odmówiono zatem możliwości powrotu do pracy, bazując na opinii ZUS o trwałej niezdolności do pracy. A potem odmówiono renty, bazując na opinii uznającej jego zdolność do pracy. Efekt? – Jestem całkowicie bez żadnych środków utrzymania. Nie mam możliwości pobierania jakiegokolwiek świadczenia i wykonywania jakiejkolwiek pracy – kwituje pan Marek.