Przynajmniej połowa asortymentu w dużych sklepach ma pochodzić z Polski a na dodatek nie pozwólmy im sprzedawać tzw. produktów własnych – proponują prominentni politycy PiS. To wyważanie otwartych drzwi, bo Biedronka i Lidl już dziś mają o wiele więcej. Z pewnością nie poprawi kondycji polskich firm.
W ostatnich dniach politycy partii obecnie rządzącej rzucili kilka pomysłów, które ich zdaniem powinny uzdrowić kondycję polskiego handlu i dać odpór zagranicznej konkurencji. Jeden z nich to zagwarantowanie, że w dużych sklepach przynajmniej połowa produktów ma pochodzić z Polski.
Miałoby to pozytywnie wpłynąć na polską gospodarkę i ich zdaniem utrudnić życie wielkim sieciom handlowym.
– Tak aby stopniowo obniżać ilość zagranicznego towaru na półkach sklepowych – usłyszeli uczestnicy spotkania.
Postanowiliśmy sprawdzić, jak ten pomysł można zrealizować w praktyce – na przykładzie Biedronki i Lidla, czyli największych sieci dyskontowych w naszym kraju.
Minister wyważa otwarte drzwi
Okazało się, że ewentualne wprowadzenie takiej zasady byłoby równie sensowne jak oranie zaoranego już pola. Obecnie na półkach Biedronki i Lidla już dziś znajduje się 70 – 90 proc. produktów polskich.
– Współpraca z polskimi dostawcami jest dla nas priorytetowa i jest podstawą naszego wspólnego sukcesu. Zawsze, gdy istnieje możliwość współpracy z krajowym dostawcą, Lidl Polska stawia na polskie produkty. Sprzedaż artykułów spożywczych od polskich producentów stanowi ponad 70 proc. obrotu firmy Lidl Polska – mówi INNPoland.pl Aleksandra Robaszkiewicz, Communications Manager Lidl Polska.
– W 2018 roku produkty marki własnej stanowiły 41 proc. sprzedaży sieci Biedronka, a 92 proc. produktów, zarówno marki własnej, jak i całościowej sprzedaży, pochodziło od polskich dostawców – informuje nas z kolei biuro prasowe Biedronki.
Okazuje się więc, że obie sieci i tak sprzedają w większości polskie produkty. Zagwarantowanie tego, by w sklepach była przynajmniej połowa polskich towarów, jest zapowiedzią dość mglistą. Wiadomo, że z pewnością nie utrudni życia dużym sieciom, które są uważane za sprawców problemów małych sklepów. Tylko w zeszłym roku z rynku zniknęło 15 tysięcy placówek handlowych. Miał je wesprzeć wprowadzony rok temu zakaz handlu w niedziele. Okazało się, że większość małych sklepów notuje przez to mniejsze obroty, zakaz nie odbił się też negatywnie na dużych sieciach.
Oczywiście są i małe rodzime sklepy, które po wprowadzeniu zakazu radzą sobie lepiej niż wcześniej, ale trendu spadkowego to nie odwróciło.
Co z tanimi produktami?
Drugim pomysłem jest wprowadzenie zakazu sprzedaży marek własnych. Mowa o produktach pochodzących z polskich firm, które są sprzedawane tylko w konkretnych sieciach handlowych pod nazwami narzuconymi przez te sieci. Są one produkowane zarówno przez małe firmy, jak i rynkowych potentatów.
Ukrócenie handlu markami własnymi zapowiedział sam premier Mateusz Morawiecki.
– Chcemy zaproponować ustawę, która w sposób obligatoryjny i realny obniży możliwość sprzedaży przez sieci wielkopowierzchniowe ich własnych produktów, pod ich własną marką – mówił w trakcie Europejskiego Forum Rolniczego w Jasionce.
– Obecna sytuacja szalenie utrudnia osiągnięcie przyzwoitej marży przez polskich producentów – dorzucał premier.
Również ten pomysł okazuje się niezbyt trafny. Z jednej strony sieci handlowe faktycznie wymuszają współpracę na wyłączność lub dostosowanie się do ich wymogów, również cenowych. Z drugiej firmy wiedzą, na co się decydują i producenci marek własnych nie mogą narzekać na brak pracy i pieniędzy.
– Współpracujemy zarówno z liderami rynku jak i z mniejszymi firmami, takimi jak np. Grupa Mlekovita, SM Mlekpol, Tarczyński, POLMLEK, Van Pur, OSM Piątnica, OSM Łowicz, Średzka Spółdzielnia Mleczarska Jana czy Piekarnia Novel. Mamy takie grupy asortymentowe, w których 100 proc. asortymentu dostarczają nam polscy producenci – np. całe świeże mięso pod marką Rzeźnik – mówi Aleksandra Robaszkiewicz.
Na naszej stronie możecie też znaleźć wywiad z Andrzejem Nowackim, producentem tulipanów, który dzięki współpracy właśnie z sieciami handlowymi niesamowicie rozwinął swój biznes i wyparł z polskiego rynku kwiaty z Holandii.
Na dodatek polskie firmy korzystają na eksporcie prowadzonym przez sieci sklepów.
– Wspieramy rodzime podmioty gospodarcze w eksporcie, również te, które produkują owoce i warzywa – dla przykładu w samym 2017 r. poprzez naszą sieć 219 firm z Polski wyeksportowało do ponad 20 europejskich państw towary o łącznej wartość 2,3 mld zł – przypomina Aleksandra Robaszkiewicz.