Piękne, ręcznie tłoczone torby i portfele prosto z Meksyku, oryginalne skórzane buty z Gwatemali czy tkane bransoletki Zapatystów - nie trzeba odwiedzać ruchliwych bazarów Ameryki Południowej, by nabyć te cuda. Wystarczy wejść na prowadzoną przez polską parę stronę internetową SempreArte, która pośredniczy w ich sprzedaży. Jej twórcy, Ania Hnidiuk i Adam Radziszewski, początkowo planowali po Ameryce wyłącznie podróżować, finansując wojaże ze sprzedanych produktów. Jednak inspirujące historie tamtejszych twórców i ich wyroby pochłonęły ich tak bardzo, że przeznaczone na podróże pieniądze, zainwestowali w firmę. Z sukcesem.
Biznesmeni podróżnicy
Ania Hnidiuk i Adam Radziszewski są parą biznesmenów i jednocześnie zapalonych podróżników z bogatym turystycznym portfolio. Jak na obieżyświatów przystało, poznali się w podróży w Kambodży, gdzie spędzili razem dwa dni. Po roku mniej lub bardziej intensywnego kontaktu przez komunikatory internetowe, mieszkająca wówczas w Meksyku Ania, wpadła na pomysł, by założyć z Adamem biznes.
– Ania trochę w ciemno zaproponowała mi, żebym przyleciał do niej z Azji, ja trochę w ciemno kupiłem bilet i poleciałem. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Tak samo było z firmą. Chcieliśmy podróżować po całej Ameryce Południowej, jednak znaleźliśmy produkty i w pewnym momencie mieliśmy do podjęcia decyzję - albo podróżujemy dalej, albo nasze oszczędności inwestujemy w firmę. Padło na firmę – opowiada Adam.
Zainwestowali wszystko - nie zostawili nawet „zapasu” na powrotne bilety do domu. By dodatkowo finansować rozkręcającą się działalność, znaleźli w gwatemalskiej Antigua dorywcze prace - Ania jako nauczyciel, Adam jako menedżer restauracji - oraz prowadzili guesthouse. Dziś, po roku działalności, śmiało mogą przyznać, że im się udało - są w stanie utrzymać się wyłącznie z zysków generowanych przez firmę.
Poszukiwanie perełek
Praca Ani i Adama polega na wyszukiwaniu unikalnych, wytwarzanych ręcznie produktów, głównie wyrobów skórzanych i biżuterii z Meksyku i Gwatemali. Na tamtejszych bazarach znajdują twórców, którzy produkują coś wyjątkowego, co wyróżnia się w morzu fabrycznej tandety.
– W bardziej turystycznych miejscach są bazary. 90 proc. rzeczy tam sprzedawanych niczym się od siebie nie różni, bo jest produkowane masowo. Kwestią jest znalezienie tych 10 proc. ludzi, którzy sprzedają coś innego. Towar jest podobny, ale jakość i design są zupełnie inne – tłumaczy Adam.
– Gdy znajdujemy coś fajnego, co chcielibyśmy sprzedać, nawiązujemy współpracę. Idziemy osobiście do tych ludzi, negocjujemy cenę, ustalamy warunki współpracy. Zaczynamy od małej ilości produktów, żeby sprawdzić, czy to w ogóle ma sens, a później, jeśli rzeczywiście jest na to popyt, to zaczynamy współpracę długoterminową – dodaje Ania.
Kiedy współpraca zostaje nawiązana, produkty lądują na polskiej stronie internetowej, dostępne dla ojczyźnianych klientów. Najgorętszymi bułeczkami na wirtualnych półkach sklepu są obecnie skórzane, okrągłe torebki wytwarzane przez rodzinny zakład z Meksyku.
Biznes z misją
Rozpoczynając swoją działalność, Ania i Adam kierowali się nie chęcią zysku, a raczej pragnieniem pomocy lokalnemu biznesowi i zasilenia budżetu na dalsze podróże. Z tego powodu współpracują prawie wyłącznie z Majami, czyli rdzennymi mieszkańcami tamtych obszarów, którzy często żyją w skrajnej biedzie.
– Nasza działalność jest z jednej strony biznesem, z drugiej formą pomocy dla ludzi. Rozpoczynając ją mieliśmy misję - żeby firma przynosiła nam zyski, ale również wspierała Majów, zarówno finansowo, jak i retorycznie. Z tego powodu wszystkie produkty, które sprzedajemy, są robione przez rodziny w malutkich warsztatach, a nie w wielkich fabrykach – przekonuje Ania.
Choć wydawałoby się, że możliwość sprzedaży na europejskim rynku to spełnienie marzeń lokalnego rzemieślnika, to nie z każdej strony propozycja współpracy spotyka się z entuzjazmem. Choć często para styka się z pełnym profesjonalizmem, gotowymi cennikami i chęcią negocjacji, to zdarzają się również i tacy kupcy, którzy są nastawieni na jak największą i jak najszybszą sprzedaż.
– Głównym problemem wydaje się brak edukacji, ponieważ tamtejsi ludzie nie zdają sobie sprawy, że współpraca długofalowa w pewnym momencie przynosi większe korzyści niż sprzedaż jednorazowa. Chcemy pomagać tym ludziom, jednak aby im pomagać, my też musimy zarabiać – wyjaśnia Adam.
– Śmiejemy się, że Adam jest mózgiem naszej firmy, ja jestem sercem. Tak rzeczywiście jest. Ja kocham ludzi, komunikuję się z nimi i chciałabym im pomóc jak najbardziej. Adam mi przypomina, że to jest jednak firma i jeśli my nie będziemy generować żadnych zysków, to nie będzie działała – dodaje Ania.
Prowadzenie firmy za granicą
Prowadzenie biznesu i sprawianie, by działał, to niełatwy orzech do zgryzienia. Tym bardziej, gdy firmę prowadzi się w obcym kraju i zaczyna w branży zupełnie od zera.
– Na początku sprzedawaliśmy 3-4 produkty tygodniowo, czasem był nawet tydzień bez sprzedaży. Po roku liczymy już dzienną sprzedaż i wysyłamy bardzo dużo paczek – chwali się Adam.
– Jak zaczynaliśmy nie mieliśmy też żadnego pojęcia o marketingu. Przez rok nauczyliśmy się bardzo dużo i do wszystkiego doszliśmy sami. Nie mieliśmy innego wyboru - firmy marketingowe dyktowały nam ceny z kosmosu, którym przy sprzedaży, jaką generowaliśmy, nie byliśmy w stanie sprostać – tłumaczy.
Żądania marketingowców zmotywowały ich na tyle, że dziś wszystko tworzą sami - kampanie marketingowe na portalach społecznościowych, własną stronę internetową. Efekty ich ciężkiej pracy są widoczne w wynikach sprzedażowych - wiele zamówień realizowanych jest przez stałych, powracających klientów.
Co ciekawe, aby założyć biznes za granicą, Ania i Adam nie musieli ruszyć się na krok z domu. Do załatwienia wszystkich spraw wystarczył im internet. Śmieją się, że odkąd prowadzą działalność w Polsce, ani razu nie odwiedzili rodzinnego kraju.
Satysfakcja z pomagania
Choć od czasu założenia firmy, SempreArte zaczęło generować wystarczające zyski, by Ania i Adam mogli się z niej utrzymać, to największą satysfakcją jest dla nich obserwowanie, jak ich praca wpływa na rozwój rodzin, z którymi współpracują.
– Ostatnio odwiedziliśmy naszych rzemieślników w warsztacie w Meksyku. Dziś wygląda on zupełnie inaczej, niż rok temu, gdy rozpoczynaliśmy współpracę. Kiedyś była to buda z desek, teraz to naprawdę świetny warsztat. Tyle się zmieniło, że aż miałam ciarki, gdy weszłam tam po roku nieobecności. To niesamowite wiedzieć, że to wszystko zostało osiągnięte dzięki współpracy. Jestem dumna z tego, co robimy – podsumowuje Ania.
Spytani o plany na najbliższe miesiące odpowiadają wspólnie - podróże i poszukiwanie dalszych unikalnych produktów, które mogliby sprzedać na swojej stronie. Nie porzucają jednak swojej misji pomocy lokalnej społeczności - od bieżącego miesiąca zdecydowali się przeznaczać jeden procent dochodu firmy na gwatemalską organizację Nowy Świt, pomagającą tamtejszym dzieciom w edukacji.