Powoli wyjaśnia się sytuacja z ewentualną dymisją Teresy Czerwińskiej. – Plotki o moim odejściu były zdecydowanie przesadzone – mówi minister i obiecuje zająć się szukaniem brakujących 40 miliardów złotych na obietnice Jarosława Kaczyńskiego. Nie wiadomo, czy wróciła na długo, czy tylko pozbierać swoje rzeczy. I nie jest ona jedynym ministrem, który wkrótce może zmienić pracę.
– Pogłoski o mojej dymisji są mocno przesadzone. Poza tym, wszystko co było do powiedzenia, jest powiedziane, pan premier zabrał głos, w związku z czym rozumiem temat jest zamknięty – mówiła po powrocie ze zwolnienia lekarskiego szefowa resortu finansów Teresa Czerwińska.
Zadziwiająco krótki komentarz jak na spekulacje, których dotyczy. Tym bardziej, że owe pogłoski pojawiły się już kilka dni temu i brzmiały poważnie, zaś pytani o nie członkowie rządu nabierali wody w usta. Wydaje się jednak, że temat wcale nie został zamknięty, bo Czerwińska na spotkaniu z dziennikarzami precyzyjnie unikała odpowiedzi na pytanie o swoją przyszłość w rządzie.
Dziennikarze Rzeczpospolitej dotarli do informatorów z resortu Teresy Czerwińskiej – potwierdzają oni to, że minister groziła podaniem się do dymisji. Według gazety obecnie trwają próby przekonania jej, by tego nie robiła. Nie jest jednak wykluczone, że Czerwińska wróciła do resortu tylko na chwilę.
– Nie wiem dokładnie, jakie są polityczne poglądy i powiązania minister. Czerwińskiej. Nie wiem nawet, czy jest członkiem jakiejś partii. Wiem, że jest pracownikiem wydziału ekonomicznego UniwersytetuWarszawskiego. Ci, którzy są sceptyczni wobec polityki PiS, uważają ją za jedną z najrozsądniejszych osób w Radzie Ministrów. Moja opinia jest podobna: szereg wypowiedzi i zabiegów pani minister świadczy o niej dobrze – mówi INNPoland.pl prof. Stanisław Gomułka, jeden z najwybitniejszych polskich ekonomistów.
Ekspert dodaje, że w zasadzie każdy minister finansów myśli inaczej, niż pozostali członkowie gabinetu.
– Dotyczyło to też Pawła Szałamachy, pierwszego ministra finansów w rządzie Beaty Szydło. A także - do pewnego stopnia - również Mateusza Morawieckiego. Dopiero gdy został premierem, zaczął rozumować w kategoriach czysto politycznych i mówić nieco inaczej, niż gdyby pozostał ministrem finansów – podkreśla prof. Gomułka.
Zamieszanie trwa
Teresa Czerwińska zniknęła z mediów tuż po ogłoszeniu tzw. piątki Kaczyńskiego. To przedwyborczy program PiS, polegający w dużej mierze na wydatkowaniu olbrzymich sum na projekty socjalne i społeczne. Ich koszt jest szacowany nawet na 40-45 miliardów złotych.
Wiele wskazuje na to, że ów program nie był w żaden sposób konsultowany z Teresą Czerwińską i to jest powodem jej medialnego zniknięcia. Bo czy minister rządu sformowanego de facto przez Jarosława Kaczyńskiego może powiedzieć wprost, że na obietnice prezesa nie ma pieniędzy? Nie oszukujmy się – nie może.
A z drugiej strony minister nie wydaje się osobą, której można powiedzieć "znajdź pieniądze, od tego jesteś". Tym bardziej, że Czerwińska nie pracuje w ministerstwie magii i 40 miliardów nie wyczaruje. Ba – jakikolwiek inny minister również by sobie z tym nie poradził. A przynajmniej nie zrobi tego bez drastycznych cięć w wojsku, nauce, inwestycjach, oświacie, służbie zdrowia i budżetach wielu innych ministerstw.
Drugim wyjściem jest zadłużenie się na owe 40 miliardów. Problem w tym, że być może nie uda się tego dokonać bez łamania zasad budżetowych.
– Zdecydowaliśmy się na zwiększenie deficytu budżetowego do 2, może nawet 3 proc. PKB. Będziemy się starali, żeby było poniżej 3 proc., bo takie są reguły UE, a my jesteśmy dobrym krajem członkowskim UE – powiedział premier Morawiecki na spotkaniu w Strzelinie na Dolnym Śląsku.
Tym samym premier zadał kłam oficjalnej linii swojej partii – bo wcześniej politycy PiS podkreślali, że „piątka Kaczyńskiego” nie będzie problemem dla budżetu. Miał on być ciągle zasilany pieniędzmi z ograniczania luki VAT. Tyle, że – jak wskazują dane – luka nie jest dziurą bez dna. W tym roku wpływy z VAT wzrosły o symboliczne 2,5 proc. w stosunku do pierwszych miesięcy zeszłego roku.
Istnieje jeszcze trzecie wyjście, choć niekompletne.
Wielu ekonomistów podejrzewa, że w budżecie jest ukrytych sporo pieniędzy w postaci rezerw. Nie ma co do tego pewności, wszak każdy budżet musi mieć zapisane środki na nieprzewidziane okazje. Trudno też oszacować ewentualną wielkość tychże.
Przyszłość ministrów
Teresa Czerwińska nie jest jedynym członkiem rządu, którego przyszłość nie jest jasna. Spekuluje się, że w przypadku jej faktycznej dymisji, tekę ministra finansów obejmie premier Morawiecki.
Słabą pozycję od dawna ma Krzysztof Tchórzewski, minister energii. Powodem jest oczywiście zamieszanie z cenami prądu, ale też jego przedłużające się boje o budowę elektrowni węglowej w Ostrołęce. Bo – jak twierdzi Tchórzewski – węgiel spowoduje, że będziemy emitować mniej CO2. Takie intelektualne wolty w wykonaniu ministra zawsze ściągają na niego zainteresowanie mediów.
Joachim Brudziński, szef MSWiA szykuje się do wyjazdu do Brukseli, o ile zdobędzie mandat europosła. Na rządowej posadzie może go zastąpić Mariusz Błaszczak, który obecnie kieruje armią, a na tym polu nie może się poszczycić sukcesami. Samoloty spadają, nowych nie widać, marynarka wojenna ledwo zipie – Błaszczak ma więc coraz gorszą prasę. Miejsce Błaszczaka - jak pisze SuperExpress - miałby zająć Michał Dworczyk, obecny szef Kancelarii Premiera.
Podobną drogę obrały Beata Szydło i Anna Zalewska. Ich pozycje w rządzie i tak są dość słabe. Trudno ocenić, kto je zastąpi. W przypadku Szydło nie jest to specjalny kłopot, bo była premier, a obecna wicepremier, ma tak rozmyty zakres obowiązków, że w zasadzie nie wiadomo, czym się zajmuje.
Z kolei Anna Zalewska po przeprowadzeniu zmian w systemie edukacji stoi w obliczu strajku nauczycieli i zdjęcie jej ze stołka będzie wręcz miłosierdziem. Ze spekulacji wynika, że zastąpi ją Marzena Machałek lub prof. Andrzej Waśko, który jest doradcą prezydenta do spraw wdrażania reformy oświatowej. Oczywiście pod warunkiem, że Zalewska i Szydło wywalczą mandaty europosłów.
PiS ciągle pracuje nad tym, żeby min. Czerwińska została na stanowisku. Czy dlatego, że minister Czerwińska całkiem nieźle panuje nad finansami?
– Jest to przede wszystkim sprawa wiarygodności całej polityki gospodarczej. Gdyby pani minister odeszła z przyczyn osobistych, byłoby to inaczej odebrane, niż dymisja przy okazji ogłoszenia tzw. piątki Kaczyńskiego. Obecnie byłby to mocny sygnał dla agencji ratingowych, polskich i zagranicznych inwestorów. Musieliby to potraktować jako poważne ostrzeżenie – mówi nam prof. Gomułka.