Zastanawialiście się kiedyś, skąd pochodzi polskie słowo „żyletka”? A kojarzycie amerykańską firmę Gillette, która produkuje maszynki do golenia? Zgadza się - podobieństwo nazw nie jest przypadkowe. Założona w 1904 r. przez Kinga C. Gillette’a, wynalazcę maszynki do golenia z wymiennym ostrzem dwustronnym, firma Gillette swoją największą fabrykę ma pod polskim adresem, a konkretnie w Łodzi. Byliśmy w środku i udało nam się nie skaleczyć. A było to nie lada wyzwanie, bo wszystkiego chcieliśmy dotknąć.
Łódzki gigant
Wybudowana w 2005 r. i zajmująca przestrzeń 190 tys. m kw. (co odpowiada 27 boiskom piłkarskim) fabryka Gillette w Łodzi jest największą na świecie fabryką maszynek tej marki oraz drugim co do wielkości zakładem produkcyjnym P&G na świecie. To właśnie stąd maszynki rozprowadzane są po całym świecie.
– Maszynki wyprodukowane w łódzkiej fabryce trafiają do ponad 100 krajów położonych na pięciu kontynentach. Nie byłbym zaskoczony, gdyby podróżujący po świecie Polacy znaleźli maszynki Gillette z Łodzi w każdym miejscu na świecie, które odwiedzą – śmieje się Mike Eriksen, menedżer łódzkiego zakładu.
Choć dokładna ilość produkowanych dziennie maszynek jest tajemnicą przedsiębiorstwa, praca w fabryce nie ustaje. Dzień i noc w zakładzie w systemie trzyzmianowym podzielonym na cztery brygady pracują ludzie. Zaś rąk do pracy nie brakuje - fabryka Gillette zatrudnia łącznie 1180 ludzi - od techników i mechaników po inżynierów i administratorów.
Z powodu nieprzerwanej produkcji i pracujących maszyn, w środku fabryki panuje równomierny acz głośny szum. Dlatego większość pracowników nosi kolorowe zatyczki do uszu, które, wisząc w pojemnikach na ścianach, wyglądają z daleka jak cukierki. Cukierkami jednak nie są - sprawdziłam osobiście.
Niepozorne maszynki
Maszynki produkowane w Łodzi są przeróżnych kształtów, rozmiarów i kolorów. Wykonane z tworzywa sztucznego, posiadają różną ilość ostrzy. Nagim „nożykiem” skaleczyć się można bardzo łatwo - jest on bowiem ostrzejszy niż ostrze skalpela. Jednak ułożony pod odpowiednim kątem nie tnie skóry, a jedynie ścina włosy.
Będąc typowym konsumentem, biorącym do ręki najzwyklejszą maszynkę do golenia, nawet nie zdajemy sobie sprawy, z ilu komponentów się ona składa. Uchwyt i główka dają przecież dwa, prawda? Tymczasem niepozornie wyglądająca żeńska maszynka Venus posiada ich w sobie… aż 20.
Jeśli zastanawiacie się, jakim cudem w tym małym przedmiocie codziennego użytku znalazła się tak duża liczba elementów, jeszcze większe zdziwienie wzbudzi w was fakt, że każdego dnia wykonywanych jest kilkadziesiąt pomiarów elementów składających się na każdą pojedynczą maszynkę. Zaś zakres dokładności tych pomiarów odpowiada 1/3 grubości ludzkiego włosa.
Plastik jest wszędzie
Rączki większości maszynek do golenia mają otwory i wypustki. Nie znalazły się one tam przypadkowo - wytwórcom chodzi o to, by w produkcji zużyć mniejszą ilość materiałów produkcyjnych. W żadnym wypadku nie wpływa to na stabilność konstrukcji przedmiotu, zatem golący zarost konsument nie musi obawiać się, że w trakcie czynności maszynka się połamie.
Przy okazji - im mniej produktu, tym mniej plastiku. Zaś to, że produkcja firmy Gillette w zasadzie opiera się na plastiku, w żadnym razie nie stoi w sprzeczności z dbaniem o środowisko. Obecnie ponad 90 proc. opakowań produkowanych przez markę nadaje się do recyklingu. Plastik, który nie spełnia wyrobów jakości przetwarzany jest na kosze, doniczki czy wieszaki.