Reklama.
Studenci tracą pracę
Aż 61 proc. polskich studentów pracuje, jak wynika z badania SW Research przeprowadzonego w 2017 r. na zlecenie agencji rekrutacyjnej Jobsquare. Dla wielu praca nie jest jedynie sposobem dorobienia na bilet do teatru, a zwyczajną koniecznością - większość żaków (45,8 proc.) się z niej utrzymuje. Najwięcej studentów, bo aż 21,2 proc. przebadanych, pracuje w handlu.
Aż 61 proc. polskich studentów pracuje, jak wynika z badania SW Research przeprowadzonego w 2017 r. na zlecenie agencji rekrutacyjnej Jobsquare. Dla wielu praca nie jest jedynie sposobem dorobienia na bilet do teatru, a zwyczajną koniecznością - większość żaków (45,8 proc.) się z niej utrzymuje. Najwięcej studentów, bo aż 21,2 proc. przebadanych, pracuje w handlu.
Jako że w Polsce co roku jest ok. 1,4 mln studentów, to oznacza, że w branży handlowej pracuje ich ok. 181 tys. Choć może „pracowało” byłoby bardziej akuratnym słowem ponieważ od 2017 r., kiedy badanie było przeprowadzane, do dziś, wiele uległo zmianie - w życie weszły przepisy zakazujące handlowania w niedzielę.
Praca w handlu w niedziele
Obowiązująca od marca 2018 r. ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele sprawiła, że wielu ze studentów straciło pracę, a ci, którzy chcieliby znaleźć nową, nie mogą. Tak wykazały najnowsze badania prof. Mariana Nogi, dyrektora Instytutu Współpracy z Biznesem w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu.
Obowiązująca od marca 2018 r. ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele sprawiła, że wielu ze studentów straciło pracę, a ci, którzy chcieliby znaleźć nową, nie mogą. Tak wykazały najnowsze badania prof. Mariana Nogi, dyrektora Instytutu Współpracy z Biznesem w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu.
– Zbadałem, ilu nowych studentów można byłoby zatrudnić, gdyby niedziele niehandlowe były pracujące, biorąc pod uwagę zwiększenie obrotów w te dni, wynikające ze znanych wszystkim programów społecznych, jakie obecnie realizuje rząd. W wyniku obliczeń oszacowałem, że wzrost zatrudnienia musiałby wynosić ok. 5 proc. zatrudnionych. Wyszło więc, że w wyniku wolnych niedziel chciałoby podjąć pracę, a nie może, 3 tys. studentów – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl profesor.
W swoich badaniach naukowiec opierał się na wyliczeniach Jeremiego Mordasewicza z Konfederacji Lewiatan, który obliczył, że z powodu niedzielnego zakazu handlu pracę straciło już około 35 tys. studentów.
Brak pracy dla studentów
Prof. Noga spytał o sytuację zawodową również studiujących na swojej uczelni młodych ludzi. Okazało się, że niemal wszyscy, którzy w weekendy pracowali w handlu, stracili zatrudnienie. Większość, mimo poszukiwań nowej pracy w innych branżach, np. usługach lub gastronomii, nie znalazła jej.
Prof. Noga spytał o sytuację zawodową również studiujących na swojej uczelni młodych ludzi. Okazało się, że niemal wszyscy, którzy w weekendy pracowali w handlu, stracili zatrudnienie. Większość, mimo poszukiwań nowej pracy w innych branżach, np. usługach lub gastronomii, nie znalazła jej.
– Studenci są kreatywni i szukają pracy w innych działach gospodarki, szczególnie w gastronomii. Tu jednak też napotkali barierę, ponieważ ogromna część gastronomii funkcjonuje w galeriach. A gdy galerie są zamknięte w niedziele, to gastronomia razem z nimi. Studenci stracili więc na tym podwójnie – opowiada.
Najbardziej oberwało się studentom dziennym, którzy studiują od poniedziałku do piątku, zaś czas na pracę znajdują jedynie w weekendy. – Są to ludzie z bardzo różnych środowisk - średniozamożnych, a nawet biednych. Za studia niektórym z nich płaci babcia, a oni nawet nie mogą się do nich dołożyć finansowo, ponieważ nie ma dla nich pracy – tłumaczy naukowiec.
Wolne niedziele...
Iza*, studentka stacjonarna i pracownica jednego ze sklepów odzieżowych w Factory Annopol twierdzi, że niehandlowe niedziele mają swoje dobre, ale i złe strony. Odkąd wprowadzono przepisy ograniczające handel w jej sklepie żaden ze studentów nie został zwolniony.
– Szczerze? Wreszcie mam wolne niedziele. Tak to zawsze musiałam pracować, nawet, jak nie mogłam lub nie miałam ochoty. A po pracy w sobotę każdy jest przemęczony, więc wolne się przydaje – mówi.
Na pensji również nie straciła, ponieważ w podobnym czasie, co przepisy o zakazie handlu, weszła ustawa podnosząca stawki dla osób pracujących na zlecenie, która zrekompensowała brak niedzielnego zarobku. Zmienił się tylko procent od sprzedaży, ponieważ teraz na premie mogą liczyć wyłącznie zastępca i kierownik.
... ale zadowolenia mniej
Jednak mimo obciętej premii dla pracowników, zwiększyła się liczba ich obowiązków. Iza przyznaje, że odkąd wprowadzono niehandlowe niedziele, zadowolenie z pracy jest coraz mniejsze, bo firmy, starając się odrobić straty, wykorzystują pracowników.
Jednak mimo obciętej premii dla pracowników, zwiększyła się liczba ich obowiązków. Iza przyznaje, że odkąd wprowadzono niehandlowe niedziele, zadowolenie z pracy jest coraz mniejsze, bo firmy, starając się odrobić straty, wykorzystują pracowników.
– Niby stawka jest wyższa, ale stawiają nam coraz więcej wymagań i obcinają godziny. Zdarza się, że na sklepie, gdzie teoretycznie powinny być trzy osoby na zmianie, są tylko trzy lub cztery przez cały dzień. Kończy się to tym, że siedzimy w pracy po 11 godzin. Czasem zjeść możemy dopiero po 7-8 godzinach pracy, co odbija się na klientach, bo gdy człowiek jest zmęczony i głodny, to nie chce mu się silić na bycie miłym dla ludzi – żali się.
– Jeśli podniesiono stawki i jeden dzień pracy odpadł, a to zawsze jeden dzień stratny dla utargu firmy, to trzeba zaoszczędzić na ludziach – kwituje.
„Solidarność”: problemu nie ma
Tymczasem według Piotra Dudy, przewodniczącego NSZZ „Solidarność”, który optował za wprowadzeniem zakazu, problem nie istnieje, gdyż liczba studentów pracujących w handlu jest marginalna. Zgodnie z jego danymi 99 proc. pracujących w weekendy studentów „pracuje w usługach, pubach, restauracjach, kawiarniach i kwiaciarniach”, a nie w handlu. Swoją „złotą myślą” podzielił się z Polakami w „Gościu Wiadomości”.
Tymczasem według Piotra Dudy, przewodniczącego NSZZ „Solidarność”, który optował za wprowadzeniem zakazu, problem nie istnieje, gdyż liczba studentów pracujących w handlu jest marginalna. Zgodnie z jego danymi 99 proc. pracujących w weekendy studentów „pracuje w usługach, pubach, restauracjach, kawiarniach i kwiaciarniach”, a nie w handlu. Swoją „złotą myślą” podzielił się z Polakami w „Gościu Wiadomości”.
– Ja jeszcze nie widziałem studenta, który by na półkach przekładał towar, ale jeżeli już któryś ze studentów straci tę pracę weekendową, to widzieliśmy, jakie są kolejki do teatrów czy w restauracjach. Tam na pewno znajdą pracę – zachęcał prezes związku.
O to, skąd Duda wziął swoje statystyki, zapytał biuro NSZZ „Solidarność” Mateusz Marchwicki z naTemat.pl. Odpowiedzią, jaką otrzymał, było: „nie wiadomo”.
– Procentowo licząc, studentów pracujących w handlu rzeczywiście jest niewiele. Jednak to nie oznacza, że ten ułamek handlu jest nieważny z perspektywy ludzkiej. Jeżeli studentowi za studia płaci babcia, która umrze czy zachoruje, to on przestaje studiować. Nie dyskutujemy z panem Dudą o procentach, tylko dyskutujemy o życiu – podkreśla prof. Noga.
Opłakane skutki zakazu handlu
Gdy zakaz handlu w niedziele wszedł w życie w marcu 2018 r., wielu detalistów podekscytowało się szansą na utarcie nosa swoim największym konkurentom - supermarketom i dyskontom. Sądzili, że przepisy będą skutecznym narzędziem ograniczającym rynkową dominację zagranicznych sieci.
Gdy zakaz handlu w niedziele wszedł w życie w marcu 2018 r., wielu detalistów podekscytowało się szansą na utarcie nosa swoim największym konkurentom - supermarketom i dyskontom. Sądzili, że przepisy będą skutecznym narzędziem ograniczającym rynkową dominację zagranicznych sieci.
– Walczymy, aby na nowo przywrócić godność pracownikowi, aby ograniczać handel w niedzielę, by niedziela była dla Boga i dla rodziny – mówił Piotr Duda, argumentując pomysł ustawy ograniczającej zakaz handlu w niedziele.
Już po pierwszym roku obowiązywania ustawy efekty okazały się dalekie od oczekiwań. Wielu właścicieli mniejszych placówek od momentu obowiązywania niehandlowych niedziel, zamiast coraz większych zysków, z dnia na dzień zaczęło odnotowywać coraz niższe obroty.
– Proponuję zwolnić polskie sklepy wykonujące 10 mln zł rocznie obrotu z obowiązujących zakazów, ponieważ lecimy w dół – postulowała w liście do rządu Elżbieta Czacharowska, właścicielka trzech sklepów spożywczych w Ostródzie, która popierała zakaz handlu, dopóki... nie zaczęła na nim tracić.
Według danych zebranych przez firmę doradczą Euromonitor International wynika, że w 2019 r. obostrzenia w handlu doprowadzą 5,2 tys. małych sklepów do upadku. Z kolei prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak twierdzi, że przez zakaz zamknięto już 16 tys. małych rodzinnych sklepów.
*Imię bohaterki na jej prośbę zostało zmienione.