Jak wynika z najnowszych badań ADP przeprowadzonych w siedmiu europejskich państwach, 60 proc. pracowników nie otrzymuje pieniędzy za nadgodziny. Polacy tę średnią nieco zaniżają, lecz wynik nadal nie jest zadowalający - aż 43 na 100 polskich pracowników wyrabia bezpłatne nadgodziny. Choć polski kodeks pracy reguluje pracę w godzinach nadliczbowych, w rzeczywistości w przedsiębiorstwach panuje w tej kwestii zupełna samowolka.
Praca w nadgodzinach
Owszem, pracodawca ma prawo nakazać pracownikowi zostać „po godzinach”. Jednak aby to zrobić, musi spełnić szereg warunków opisanych w Kodeksie Pracy.
Przede wszystkim dodatkowa praca nie może być sprzeczna z kwalifikacjami pracownika, ani trwać dłużej niż 150 godzin rocznie (nie dotyczy to kierowców, dla których limit to 260 godzin). Co więcej, za pracę po godzinach przysługuje specjalny dodatek do pensji. Jeśli osoba zatrudniona pracuje w zwykły dzień pracy, przysługuje jej dodatkowe 50 proc. pensji, zaś za niedziele, święta czy dodatkową pracę nocą należy się jej całe 100 proc.
Dodatki przysługują jednak jedynie wtedy, gdy pracodawca nie zdecyduje o wysłaniu pracownika na wolne w zamian za spędzone w pracy dodatkowe godziny.
Europejczycy pracują za darmo
Tymczasem wyniki badań „Workforce View in Europe 2019” przeprowadzonych przez ADP we Francji, Niemczech, Włoszech, Holandii, Polsce, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii ukazują zupełnie inną rzeczywistość europejskiego pracownika. Wynika z nich, że Europejczycy pracują bezpłatnie średnio po 5 godzin tygodniowo.
Największy problem z pracowaniem za darmo po godzinach mają osoby zatrudnione w usługach informatycznych i telekomunikacyjnych oraz w sektorze usług finansowych. Pracownicy w tych branżach najczęściej przepracowują nawet ponad 10 dodatkowych godzin tygodniowo, na pracę zużywając przerwy lunchowe, zostając w biurze do późna czy pracując nawet w weekendy.
– Jeżeli pracownicy wypowiadają się na temat bezpłatnych nadgodzin anonimowo, to wiadomo, że niczym nie ryzykują. Natomiast gdyby takich pracowników wysłać do sądu pracy, powiedzieć, że mają szansę wygrać, bo należą im się te pieniądze za nadgodziny, nie zawsze taki pracownik będzie skłonny występować przeciwko pracodawcy – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Stapiński, trener biznesu z wykształceniem prawniczym z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.
Pracowniku, walcz o swoje
Czasem jednak dochodzenie swoich praw przynosi realne efekty. Były pracownik EY, którego historie opisuje „Gazeta Wyborcza”, cztery lata temu wytoczył swojemu byłemu już pracodawcy proces o bezpłatne nadgodziny. Wygrał, a firma, która „robiła sobie z nieodpłatnych nadgodzin regularne źródło oszczędności”, musi zapłacić mu za 250 nadliczbowych godzin pracy.
Mimo tego sukcesu podobne historie są w Polsce rzadkością. Zaś badania ADP nie pozostawiają wątpliwości - Polacy tyrają za darmo po godzinach w nadmiarze. Aż 43 proc. polskich pracowników przyznaje, że pracuje w godzinach nadliczbowych bez wynagrodzenia.
– Pracownicy mają ogólną świadomość swoich praw, jednak nie egzekwują ich z różnych powodów. Czasem bywa, że pracodawca każe zostawać po godzinach, lecz jeśli pracownik ma jakąś pilną sprawę rodzinną czy w urzędzie, to przełożony nie robi z tego problemu i pozwala mu wyjść. Taka „przysługa” często idzie w obie strony, mimo że statystyki są nieubłagane i pokazują, że pracownik zostaje dłużej za darmo – tłumaczy Stapiński.
– Z jednej strony może to być spowodowane lękiem przed utratą pracy, lecz z drugiej wynagrodzenie nie zawsze jest najważniejszym aspektem pracy, co pokazują badania. Pewność zatrudnienia i umowa na czas nieokreślony, szczególnie w służbach mundurowych, nierzadko jest ważniejsza niż wysoka pensja – dodaje.
Ambitni i nieasertywni
Dr Kaja Prystupa-Rządca, ekspertka w dziedzinie zarządzania z Akademi L. Koźmińskiego zauważa, że pozostawanie po godzinach i nieupominanie się o zapłatę często jest inicjowane przez samego pracownika.
– Ambitni, chcący się wykazać pracownicy, często "dowożą" pracę poza ustawowym wymiarem czasu pracy, bo chcą pokazać, jak są solidni. Są też osoby, które pracując nadprogramowo nie żądają za nadgodziny zapłaty, bo obawiają się, że kierownictwo pomyśli, iż nie wyrobili się ze zleconymi im zadaniami – wyjaśnia.
Według niej wyrabianie nadgodzin jest wynikiem naszej historii. – Duże znaczenie ma aspekt kulturowy i historyczny. W Polsce w latach 90. był trend na przedsiębiorców pracujących całymi dniami, co zdefiniowało w naszym pojęciu "sukces" i zapisało w naszych normach i wartościach, że nie można wyjść z pracy wcześniej – opowiada.
Tymczasem polskie prawo stoi za pracownikiem murem. Stapiński zwraca uwagę na fakt, że „każdy pracownik ma prawo dochodzić wypłaty nadgodzin do trzech lat wstecz”.
– Wystarczy, że wniesie do sądu pracy odpowiednie powództwo. Może tego dochodzić również na drodze cywilnej, niemniej jeżeli tych nadgodzin się uzbiera, wówczas oceniana jest wartość sporu i z powództwa cywilnego należy uiścić odpowiednią opłatę kosztów postępowania, a oplata ta wynosi 5% wartości przedmiotu sporu lub przedmiotu zaskarżenia. Pracownik wnoszący powództwo do sądu pracy, co do zasady, jest zwolniony z ponoszenia opłat. Należy jednak pamiętać, że pozew do sądu pracy należy wnieść w ciągu 21 dni od ustania stosunku pracy – wyjaśnia.
Hygge, ale nie w Polsce
Polakom daleko do Duńczyków czy Szwedów, którzy w pracy kierują się zasadą „hygge” - życia bez pośpiechu i bieganiny, pełnego spotkań z ludźmi, których się lubi. Do czołówki krajów z najlepszym work-life balance nieodmiennie nie trafia Polska.
– Niestety badania pokazują, że życie rodzinne nie jest dla Polaków tak ważne, jak praca zawodowa. Biorąc pod uwagę to, ile siedzimy w pracy i ile wyrabiamy nadgodzin, to trudno powiedzieć, żeby życie rodzinne było dla nas priorytetem – zauważa dr Prystupa-Rządca.
Niejakim pocieszeniem może być fakt, że niektórzy mają od nas jeszcze gorzej. Najwięcej bezpłatnych nadgodzin wyrabiają Niemcy - 71,1 proc., Hiszpanie - 66,9 proc. oraz Anglicy - 65,9 proc. Jednak w tym przypadku, jak to powtarzają polskie mamy swoim uczniom, lepiej porównywać się do najlepszych, a nie do najgorszych.