W ciągu najbliższych dwóch lat bezpieczeństwa na polskich drogach będą pilnować setki nowych urządzeń rejestrujących wykroczenia. Pierwsza setka zacznie pracować za rok. Powód? 32 tysiące wypadków, 37 359 osób rannych i 2 862 zabitych.
Najpierw Instytut Transportu Samochodowego musi przygotować metodologię badań, dzięki której wyznaczy listę miejsc, w których przydadzą się fotopułapki. Będą to zarówno tradycyjne fotoradary (35 sztuk), jak i kamery rejestrujące przejazd na czerwonym świetle (40 sztuk na drogach i 15 na przejazdach kolejowych) oraz urządzenia do odcinkowego pomiaru prędkości (50 sztuk).
Lokalizacje fotoradarów
W pierwszej fazie operacji przy drogach ma stanąć więc setka urządzeń. Do zadań ITS będzie też należała analiza części obecnie stojących fotoradarów (247).
W ciągu dwóch lat na wszystkich polskich drogach pojawi się 358 nowych urządzeń rejestrujących wykroczenia. Aż 111 z nich stanie w nowych lokalizacjach.
Rzeczpospolita wylicza, że obecnie na terenie kraju pracuje 431 fotoradarów, 30 urządzeń do odcinkowego pomiaru średniej prędkości oraz 29 mobilnych urządzeń rejestrujących prędkość, ustawianych w szczególnie niebezpiecznych miejscach na polskich drogach.
Ten arsenał w zeszłym roku ujawnił 1,26 miliona naruszeń prawa. Przełożyło się to na 999 tysięcy wezwań do właściciela pojazdu i 432 tysiące mandatów.
Najwięcej kierowców ukarano za przejazd na czerwonym świetle. Z kolei największe przekroczenie w zeszłym roku wyniosło 161 km/h - kierowca jechał po mieście z prędkością 221 km/h.
– Miejsca szczególnie niebezpieczne, w których obecnie stoją fotoradary, zbadano przed i po instalacji. Okazało się, że odkąd stoją tam urządzenia liczba wypadków spadła średnio o 40 proc., a liczba ofiar śmiertelnych o połowę. Dodatkowo przy braku fotoradarów połowa kierowców nie stosowała się do znaków ograniczeń prędkości, a po zainstalowaniu fotoradarów ich liczba spadła do ok. 10 proc. – tłumaczył nam Adrian Furgalski, ekspert z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.