Sytuacja z testem przedsiębiorcy to już czystej wody kabaret. W tym samym momencie członkowie rządu wygłaszają wykluczające się tezy – jedni mówią, że to rozwiązanie nie jest brane pod uwagę, nie ma tematu, testu nie będzie, drudzy spokojnie przyznają, że prace nad nim są prowadzone. O co w tym wszystkim chodzi?
Oczywiście o pieniądze. Bo rząd usilnie szukający banknotów w naszych portfelach nie może przejść obojętnie obok kilku miliardów, które zostają u obywateli. I rząd nie ma jak ich wydać, nie ma nad nimi kontroli. A przecież wszyscy wiedzą, że rząd spożytkowałby te pieniądze najlepiej.
Teraz nie można więc mieć wątpliwości, że rząd pracuje nad jakimś rozwiązaniem, które może ukrócić przywileje przedsiębiorców – a konkretnie fakt, że mogą rozliczać się inaczej i bardziej korzystnie niż etatowcy.
Test ma jakiś sens
Powiedzmy sobie uczciwie – rząd ma trochę racji, bo niby dlaczego praca na wysoko płatnym etacie jest obłożona podatkiem w wysokości 32 procent, a zarobki dobrze prosperującego przedsiębiorcy mogą być objęte 19-procentowym ryczałtem? Nie można się w takiej sytuacji dziwić faktowi, że spora część menedżerów zakłada firmę i rozlicza się według korzystniejszej dla nich stawki.
Z pewnością są też takie osoby, którym pracodawca wręcz kazał założyć firmę – bo to rozwiązanie również dla niego jest po prostu tańsze i o wiele prostsze w obsłudze. Tych oczywiście trzeba chronić przez samowolą ich biznesowego suwerena.
Wydaje mi się, że znalazłem rozwiązanie tej sytuacji. A może by tak wszystkich obłożyć jednakową daniną? Niech ci na etacie i ci, którzy mają własne firmy, płacą jednakowy podatek i niech jednakowe będą koszty ich pracy. Wtedy każdy wybierze to, co mu bardziej pasuje, a rząd nie będzie miał problemu z tym, że niektórzy zarabiają za dużo i chcą uratować część swoich pieniędzy przed zakusami państwa.