Zmieniona ustawa antylichwiarska, która miała zatrząść posadami rynku pożyczkowego, a wręcz wykończyć całą branżę, rzekomo miała być nie do obejścia, jak twierdził rząd. Firmy pożyczkowe podjęły rzuconą rękawicę. Wystarczyły dwa dni po rządowych deklaracjach i znalazły sposób, by obejść nowe regulacje.
Ustawa nie do przejścia
– Przygotowaliśmy rozwiązania, przed którymi nie da się uciec – brzmiały przechwałki ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, dotyczące zmian w ustawie antylichwiarskiej, które przypomina „Dziennik Gazeta Prawna”.
Przyjęte zmiany miały doprowadzić do destrukcji rynku pożyczkowego, jak grzmieli eksperci. Przepisy zmieniły bowiem limit kosztów pozaodsetkowych - 55 proc. wartości pożyczki w skali roku zredukowano do zaledwie 20 proc.
W ten sposób firmy pożyczkowe, które nie zarabiają na odsetkach, a na opłatach administracyjnych czy ubezpieczeniu, miały być wręcz wykoszone z rynku. Nie mogą bowiem przyjmować depozytów jak banki czy SKOK-i, zaś koszt pozyskania kapitału i obsługi pożyczek jest na tyle wysoki, że przy obecnych zmianach ich interes nie przynosiłby żadnego zysku.
Tymczasem chwilówki, czyli szybkie pożyczki, bierze co roku 3 miliony Polaków, więc potrzeba istnienia takich firm na rynku jest duża. Jak zauważył Konrad Bagiński z INNPoland.pl, z tego powodu znacznie rozrosłaby się szara strefa i branża lombardów.
Wystarczyły dwa dni
Jednak branża pożyczkowa nie poddała się. Mimo zapewnień rządu, że ustawa jest nie do obejścia, dwa dni po słowach Ziobry firmy pożyczkowe znalazły furtkę, która ostatecznie pozwoli im na ucieczkę.
Jak wynika z słów przedstawicieli branży, do których dotarł Patryk Słowik z „DGP”, skoro firmy pożyczkowe zostały zmuszone do naliczania o wiele mniejszych opłat, w takim razie będą szybko przekazywały niespłacone pożyczki do firm windykacyjnych. Te z kolei podniosą stawki, zaś zyskiem podzielą się z pożyczkodawcami.
„Zgodnie z orzecznictwem sądów windykatorzy nie mogą naliczać dodatkowych wysokich opłat i np. 20 zł za wysłanie listu przypominającego o długu to za dużo. Ale mało kto z nękanych obywateli idzie do sądu. Większość płaci” – wskazuje dziennikarz.