Przeczytali część dokumentów, nie zapytali nikogo o zdanie, pomylili banki – tak NIK pisał raport o wielkiej inwestycji państwowego koncernu. Raport ciągle nie jest upubliczniony, ale jego fragmenty wyciekają do mediów i robią sporo szumu. Niestety – jest on przykładem tego, jak nie należy pisać raportów i zawiera mnóstwo niedomówień, błędów i przeinaczeń.
Chilisjka miedź
Historia chilijskiej kopalni jest przeciwieństwem przypadku rafinerii w Możejkach. Orlen wydał na Możejki 2,8 miliarda dolarów, transakcja odbyła się w 2006 roku – za czasów rządów PiS i nominowanego przez tę partię prezesa Igora Chałupca. Nomen omen to on jakiś czas później kupił Ruch i doprowadził go na skraj przepaści.
Dopiero teraz – kilkanaście lat później, Możejki zaczynają na siebie zarabiać, ale nie ma raczej szans na to, by zakup się zwrócił. Cała inwestycja jest ładnych kilka miliardów pod kreską.
Tymczasem KGHM od dawna szukał możliwości inwestowania za granicą. Polskie złoża miedzi się kończą, wydobycie jest coraz trudniejsze i droższe. Okazja trafiła się, gdy na sprzedaż wystawiono jedną z chilijskich kopalni miedzi – Sierra Gorda. Cała transakcja kosztowała ponad 9,1 mld zł (2,9 mld dol. kanadyjskich). Co ważne – dziś jej rynkowa wartość jest wyższa. Czyli gdyby KGHM zechciał sprzedać kopalnię, jeszcze by na tym zarobił.
W raporcie zawarta jest teza, że inwestycja w kopalnię była źle przygotowana, za droga i robiona na chybcika. Tak naprawdę sytuacja finansowa i potencjał zasobowy kopalni Sierra Gorda w momencie transakcji przejęcia była dokładnie znana. QuadraFNX, czyli bezpośredni właściciel kopalni, była bowiem notowana na giełdzie w Toronto.
Niewiele osób wie, jak bardzo restrykcyjne jest kanadyjskie prawo w tym zakresie. Studium wykonalności przeprowadziła renomowana kanadyjska firma. Jej pracownikom – gdyby poświadczyli w dokumencie nieprawdę – groziłoby aż 14 lat więzienia. Kanadyjscy specjaliści podpisali się pod dokumentem własnymi nazwiskami. Raport NIK jest bezosobowy – nie wiadomo, kto go napisał.
Japończycy zachwyceni warunkami, NIK - nie
W Chile złoża cennych minerałów są wyjątkowo bogate i stosunkowo łatwe w eksploatacji. Z 10 największych na świecie koncernów górniczych, każdy posiada kopalnie w Chile. A do tej dziesiątki należy też KGHM, byłoby więc dziwne, gdyby nie kupił kopalni w najlepszym na świecie miejscu do wydobycia cennej rudy.
Raport NIK – do którego dotarliśmy, wspomina o tym, że Sierra Gorda jest położona na pustyni Atacama, w regionie Antofagasta, na wysokości 1700 m n.p.m., w jednym z najbardziej suchych miejsc na ziemi. To prawda – ale jak na chilijską kopalnię są to warunki całkiem niezłe. Wiele kopalni jest położonych o wiele wyżej, a wydobycie jest w nich o wiele droższe.
Partner KGHM w tej inwestycji, japoński koncern Sumitomo, w oficjalnych dokumentach pisze, że warunki Sierra Gorda są „wysoce satysfakcjonujące”.
Ile dokumentów przeanalizował NIK?
W raporcie NIK wspomniano o kilku kwestiach, które wprost dowodzą dość niskich kompetencji kontrolerów w tym przypadku. Wnioski wyciągnięto po analizie – to dosłowny cytat – "wybranych fragmentów niektórych dokumentów". Było to zaledwie 110 stron, bo zarząd KGHM nie udostępnił im większej ilości informacji.
Nie jest tajemnicą, że tego typu inwestycji nie da się opisać na 110 stronach. Tyle może mieć umowa, bez żadnych załączników i analiz. Z dobrze poinformowanych źródeł wiemy, że dokumentacja dotycząca kupna kopalni miała kilka tysięcy stron. Dlaczego kontrolerzy do nich nie dotarli? Nie wiadomo. Wiemy też, że kontrolerzy nie dotarli na miejsce inwestycji i nie pracowali na dokumentach w języku angielskim, które stanowiły większość w tej międzynarodowej transakcji.
Pomylili banki
Dziwne i znamienne są fragmenty raportu dotyczące banków BNP Paribas i Rothschild. Ich rolę w przeprowadzeniu transakcji NIK zakwalifikował jako "doradztwo finansowe". Nie do końca słusznie, ponieważ te instytucje to banki inwestycyjne, mające niesamowicie wyspecjalizowane komórki doradcze i sztab analityków. W grę wchodzą olbrzymie pieniądze, banki muszą mieć więc dużą wiedzę na temat inwestycji, które finansują. Posiłkują się wiedzą geologów, górników i specjalistów od wielkich inwestycji.
W transakcji pomagały też choćby McKinsey&Company czy Westney Consulting Group. Okazuje się, że kontrolerzy NIK nie skorzystali z możliwości zapytania tych firm o szczegóły i opłacalność inwestycji – woleli oprzeć się na „wybranych fragmentach niektórych dokumentów”.
Raport NIK powiela po raz kolejny plotkę o stratach kopalni. Owszem – taka strata istnieje na papierze, ale jest wirtualna i nie wiąże się z żadnymi faktycznymi przepływami pieniężnymi. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, ale dobra dla finansów inwestycji. Chodzi o system transferu zysków z kopalni. Nie jest bowiem tajemnicą, że kopalnia zagraniczna na poziomie księgowym nie powinna być specjalnie rentowna. Dlaczego?
– Cóż, wiele mówi się o tym, że to bardzo źle, gdy zagraniczne spółki wyprowadzają zyski z Polski. Ale przecież KGHM zrobi to samo w Chile, bo będzie chciał uniknąć wysokiego podatku od dywidendy w wysokości 35 proc. Ten mechanizm podatkowy trzeba zrozumieć i wiedzieć, że strata księgowa netto była zaplanowana od samego początku – tłumaczył INNPoland.pl menedżer z branży górniczej. Dodaje, że odpisy to nie realne straty, a stan faktyczny kopalni trzeba oceniać nie po zysku netto, ale o poziomie EBIDTA.
– Znacząca część inwestycji została sfinansowana w formie pożyczki właścicielskiej. Dzięki temu wypracowane zyski w całości trafiają do KGHM. Gdyby pochodziły z dywidend, byłyby obłożone 35 proc. podatkiem w Chile. Poza tym zawiązana przez spółkę rezerwa na wartość aktywów błędnie nazywana jest stratą. Odpisy to zabieg księgowy, a nie realna strata. Wyniki za 2018 rok spowodowały już odwrócenie dokonanego w latach ubiegłych odpisu – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Herbert Wirth, były prezes KGHM. To za jego kadencji firma kupiła kopalnię w Sierra Gorda.
Przyznaje, że kopalnia miała przejściowe trudności – ale przy tej skali inwestycji są one nieuniknione. W tym roku mierzy w przetwarzanie dziennie 140 tysięcy ton rudy, to o 30 tys. więcej, niż zakładano. Wirth przypomina też, że inwestycji z pewnością nie pomogły ciągłe zmiany kadrowe, rozpętane przez PiS.
Uważna analiza raportu NIK wskazuje też na poważne rozbieżności w szacowaniu wspomnianej straty. W jednym miejscu jest to 12,6, w innym 13,8 a w jeszcze innym aż 19 mld złotych. To spora różnica.
Ile miliardów przyniesie kopalnia w Chile?
W Polsce koszt produkcji miedzi wynosi obecnie 3900 dolarów za tonę. W Sierra Gorda jest to 2950 dolarów. Jej rentowność jest o wiele wyższa, niż polskich kopalni miedzi (42 proc. vs. 23 proc.)
– Zgodnie z wyceną opublikowaną przez obecny zarząd, kopalnia będzie funkcjonować przez najbliższe 25 lat i wyprodukuje 4,372 mln ton miedzi. Jeśli jej cena będzie wynosiła 6,4 tys. dolarów za tonę, przychód kopalni wyniesie prawie 28 miliardów dolarów a to przekłada się na ponad 106 miliardów złotych. Zysk można więc oszacować na 37 mld złotych (przy marży operacyjnej w wys. 35 proc.). KGHM ma 55 proc. udziałów w kopalni, zarobi więc na czysto 20 miliardów złotych – liczy dla nas Herbert Wirth.
Co ważne, dotyczy to tylko aktualnie eksploatowanego złoża, a udokumentowanie przez KGHM dwóch bliźniaczych złóż wydłuża możliwość działania kopalni do około 50 lat i zwiększa prawdopodobne zyski do ponad 70 miliardów.
Podkreśla przy tym, że wyliczenia nie są oparte na danych z sufitu, ale prognozach obecnego zarządu, mianowanego przez rządy „dobrej zmiany”. Z tych pieniędzy co roku mniej więcej miliard popłynie do budżetu.
Zdaniem Wirtha absurdem jest mówienie o jakichkolwiek stratach w okresie zaledwie 3 lat działania kopalni. Przypomina, że cały KGHM osiągnął rentowność po 21 latach od uruchomienia. A kombinat powstał w 1961 roku, gdy koszty pracy i dostępność złóż były bardziej korzystne – chociaż oczywiście brakowało nowoczesnych technologii wydobycia.
Wysłaliśmy do NIK pytania ws. uchybień w raporcie. Gdy Izba odpowie, zaktualizujemy artykuł.