W zeszłym roku kierownictwo Państwowej Inspekcji Pracy przyznało sobie sowite nagrody do standardowej pensji. Główny inspektor na samych bonusach zarobił łącznie 59,1 tys. zł. Tymczasem w PIP trwa spór zbiorowy, którego jednym z głównych powodów są zbyt niskie pensje. Miesięczne zarobki przeciętnego inspektora wynoszą bowiem 5111,09 tys. zł.
Nagrody dla szefów
– „W 2018 r. na nagrody dla pracowników Państwowej Inspekcji Pracy wydano 24,1 mln zł, czyli średnio 9,6 tys. zł na każdą nagrodzoną osobę. Prawie 800 tys. zł otrzymało kierownictwo” – podaje czwartkowa „Dziennik Gazeta Prawna”.
Najsowiciej nagrodzony został Wiesław Łyszczek, główny inspektor (GIP) – 59,1 tys. zł oraz jego trzej zastępcy – 40,8 tys. zł, 41,7 tys. zł oraz 48, 3 tys. zł. W przeliczeniu na miesiąc Łyszczek otrzymał zatem 4,9 tys. zł nagród, czyli prawie tyle, ile wynosi przeciętne wynagrodzenie inspektora pracy (5111,09 zł brutto).
Również w tym roku kierownictwo GIP zdążyło przyznać sobie bonusy do pensji. GIP otrzymał do tej pory 19,7 tys. zł, a jego zastępcy kolejno po 15 tys. zł, 16,1 tys. zł oraz 17,2 tys. zł.
Nieciekawa sytuacja w PIP
Jak przypomina dziennik, sowite nagrody dla kierownictwa nie poprawią panujących w PIP nastrojów. Od prawie roku trwa tam bowiem pierwszy w historii spór zbiorowy. Jednym z powodów jego rozpoczęcia był niewłaściwy podział środków na płace.
Niedawno w PIP głośno było o przyspieszonych kursach dla nowo zatrudnionych tam osób, które są powiązane z PiS. Najwięcej kontrowersji budził fakt, że nowi pracownicy zarabiali nawet dwukrotnie więcej, niż wynosi średnie wynagrodzenie na ich stanowisku.
Dwóch nowych inspektorów po zaocznym kursie (trwającym zaledwie trzy miesiące) zarabia tam miesięcznie średnio po 9631 zł i 9458 zł. Różnica w wynagrodzeniu między nimi a przeciętnymi inspektorami to ponad 4 tysiące złotych.