Bankructwa małych firm, szalejąca szara strefa, wysoka inflacja, wywindowane ceny w sklepach i na rynku mieszkaniowym – to bardzo prawdopodobny scenariusz, który mógłby odgrywać się za kilka lat na naszym własnym, polskim podwórku. Za to wszystko byłby odpowiedzialny wzrost płacy minimalnej do 4 tys. złotych brutto do 2023 r., obiecany przez PiS.
Eksperci przecierają oczy ze zdumienia
Elektorat pieje z zachwytu, a eksperci pukają się w głowę. Obietnica ekstremalnej podwyżki płacy minimalnej, dana podczas weekendowego konwentu wyborczego przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, jest pod ostrzałem komentarzy zdegustowanych ekspertów. Zewsząd padają pytania - czy to tania kiełbasa wyborcza czy objaw szaleństwa, który należy traktować na poważnie?
Jak zauważa analityk Ignacy Morawski ze Spotdata w komunikacie prasowym, tak wysoka podwyżka płacy minimalnej byłaby ewenementem na skalę światową. Tak wysoki poziom pensji minimalnej w relacji do przeciętnej płacy nie funkcjonuje w żadnym kraju z grupy OECD.
Prawo i Sprawiedliwość obiecało, że do 2023 r. wynagrodzenie minimalne wzrośnie w Polsce do 4000 złotych brutto, wobec 2250 złotych dziś. – Czyli w ciągu niecałych czterech lat, najmniej zarabiający Polacy mają zarabiać tyle, ile jeszcze w 2014 r. (!) zarabiał przeciętny Polak – wskazuje ekspert.
– Czy to odwaga, utopia, czy całkowite szaleństwo? – pyta Morawski. – Taka zmiana może skończyć się albo wysoką inflacją, albo słabszą aktywnością gospodarczą: upadłości firm, zwolnienia, niższe inwestycje – wylicza.
Groźne i irracjonalne
Podobnego zdania jest analityk Piotr Kuczyński, który w wywiadzie dla serwisu Next.gazeta.pl propozycję PiS wprost nazwał „zupełnie nieodpowiedzialną” i „prawdziwie groźną”.
– Tak wysokie podniesienie płacy minimalnej doprowadzi do kilku fatalnych dla gospodarki procesów. Po pierwsze wzrośnie znacznie szara strefa. Po drugie małe firmy będą masowo bankrutowały, bo dla nich płace są głównym składnikiem kosztów. Po trzecie część z nich przerzuci koszty na konsumentów, czym znacznie podniesie inflację. Po czwarte koszty pracy uderzą w budownictwo mieszkaniowe. Będzie się budowało mniej i drożej – argumentuje.
W efekcie gospodarka znacznie spowolni, bezrobocie się zwiększy, a do budżetu państwa przestaną spływać składki. To z kolei pociągnie za sobą zmniejszenie transferów socjalnych lub znaczne zwiększenie zadłużenia i zdecydowane osłabienie złotego.
Swojego zdania nie omieszkali ogłosić również Pracodawcy Rzeczpospolitej Polskiej, którym głos oddał serwis dziennik.pl. Jak zauważa organizacja, dotychczasowa propozycja rządu na podniesienie płacy minimalnej (2450 złotych) jest niebezpiecznie wysoka, zaś dalsze podwyższanie płacy minimalnej będzie zwyczajnie „irracjonalne” i doprowadzi polską gospodarkę na skraj przepaści.
– Na realizację tej obietnicy pracodawcy będą musieli wypracować swoje przychody na poziomie wyższym o co najmniej ok. 2 mld zł.. Do tego dojdą zobowiązania związane z Pracowniczymi Planami Kapitałowymi (PPK), wyższe składki ZUS i na ochronę zdrowia, wyższa składka na Fundusz Pracy – wyliczają Pracodawcy RP.
Kolaps biznesu
Ostrzegają też, że przedsiębiorcy nie osiągną zwiększonych przychodów dzięki zwiększonemu wolumenowi sprzedaży dóbr i usług, gdyż nie dysponują rezerwami w zasobach produkcyjnych, nie inwestują i nie są w stanie wyprodukować żadnej nadwyżki.
– Bieg wydarzeń związanych z płacą minimalną dokona nie tylko ekonomicznego, ale także psycho-mentalnego zamieszania. Pogłębi postawy roszczeniowe. Wszak obiecany wzrost płacy bierze się "znikąd". Nikt więcej czy ciężej pracować nie musi – tłumaczy organizacja.