Niemiecka gospodarka hamuje – i to jest dla nas bardzo zła wiadomość. Nie pomogą zaklęcia niektórych ekonomistów: jest pewne, że sporo na tym stracimy zarówno jako kraj, jak i pojedynczy obywatele.
Zacznijmy od sytuacji w Niemczech. Nazywa się ją różnie: spowolnieniem, głębokim spowolnieniem, początkiem recesji itp. Formalnie rzecz ujmując, jeśli przez kolejne dwa kwartały z rzędu obserwujemy spadek dochodu narodowego, to mamy do czynienia z recesją. Taki stan charakteryzuje się spadkiem aktywności gospodarczej, ujemnym wzrostem PKB i realnego dochodu, wzrostem bezrobocia, sprzedaży i produkcji.
Co ciekawe, za najczęstsze przyczyny recesji uznaje się albo nadmierne wtrącanie się państwa w gospodarkę, albo wręcz przeciwnie – niedostateczną jej regulację.
Odstawiając na bok semantykę: niemiecki pociąg zwalnia. Firmy produkują mniej, mniej inwestują, do budżetu będzie spływało mniej podatków. Cały kraj staje się nieco biedniejszy i statystyczny Niemiec, zarówno obywatel, jak i przedsiębiorca, dwa razy obejrzy każde euro, zanim je wyda.
– Dla nas to zagrożenie, bo oznacza, iż polskie fabryki, które zaopatrują Niemcy, będą mniej sprzedawać. Czy grozi nam wzrost bezrobocia? Przy obecnej demografii raczej nie, ale realny jest wolniejszy wzrost płac. Nie będzie już walki o pracowników – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Zwraca też uwagę na jeszcze jedną bardzo ważną kwestię. Otóż przyhamowanie wzrostu płac przełoży się na mniejsze wpływy do budżetu, więc coraz trudnej będzie finansować nowe wydatki państwa.
– A to wprost oznacza, że trzeba się przygotować na szukanie nowych podatków. Dotychczas takie programy jak choćby 500+ czy obniżenie wieku emerytalnego finansowaliśmy z szybko rosnącej gospodarki - przy dobrej koniunkturze dochody państwa rosną szybciej niż jego wydatki, co daje rządowi pole manewru. Ale przyhamowany wzrost gospodarczy przełoży się na finanse publiczne. Trzeba je będzie ciąć, nie wystarczy nawet zamrażanie – przestrzega Łaszek.
Skąd spowolnienie w Niemczech?
Ten kraj jest olbrzymią gospodarką, z jednej strony mającą wpływ na wszystkich sąsiadów. Z drugiej jednak strony reaguje na wahania na całym świecie. Wystarczyło, żeby konsumenci z innych krajów i kontynentów nieco przystopowali z wydawaniem pieniędzy na niemieckie produkty, by gospodarka naszych sąsiadów nieco przyhamowała.
Co ciekawe, Niemcy nie mają deficytu budżetowego (co podobno ma się też udać w Polsce). Ich finanse są na plusie, co oznacza, że mają pewien zapas. Ale z drugiej strony widać, że zbierają więcej pieniędzy z podatków, niż wydają. Mają więc środki na pobudzenie gospodarki. Mogą to zrobić albo obniżając podatki, albo dystrybuując pieniądze do przedsiębiorstw.
Co z tą Polską?
Europejska (a nawet światowa) gospodarka to system naczyń połączonych. Według niektórych ekonomistów polskie firmy mogą skorzystać na niemieckiej recesji, bo firmy naszych sąsiadów będą poszukiwań tańszych rozwiązań, produktów i surowców.
Nie do końca zgadza się z tym Aleksander Łaszek. Jego zdaniem faktycznie mogą na tym skorzystać niektóre firmy, ale summa summarum wyjdziemy na tym źle.
Warto bowiem pamiętać o tym, że od 30 lat Niemcy zajmują 1. miejsce w polskim eksporcie i imporcie towarów oraz usług. W 2017 r. popyt odbiorców końcowych w Niemczech generował w Polsce 1,4 mln miejsc pracy – wynika z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) „Nowe oblicze handlu Polski z Niemcami”. Zagraniczny popyt na niemieckie towary i usługi, w których zawarty jest polski komponent, odpowiedzialny był za blisko 29 proc. polskiego eksportu do Niemiec.
Niemcy są największym partnerem handlowym Polski od początku lat 90. XX wieku. Według danych GUS eksport za Odrę stanowił w 2018 roku 28,2 proc. polskiego eksportu towarów, a import – 22,4 proc. Nadwyżka w obrotach z Niemcami sięgnęła w 2018 r. 13,7 mld EUR.
– W pierwszych pięciu miesiącach 2019 roku Polska stała się szóstym partnerem handlowym Niemiec pod względem wielkości – komentuje Łukasz Ambroziak, analityk w Zespole Handlu Zagranicznego PIE. Wyprzedziliśmy Wielką Brytanię. Spośród państw unijnych, Niemcy miały większe obroty handlowe tylko z Holandią, Francją i Włochami.
A wracając do pytania, jakie z nadzieją zadaje pewna część społeczeństwa: czy niemiecka recesja oznacza, że stanieją Mercedesy i Volkswageny? Aleksander Łaszek nie chce bawić się w takie spekulacje, ale przestrzega przed jednym: niemieckie kłopoty (jeśli okażą się naprawdę silne i będziemy mówić o kryzysie) mogą osłabić wartość złotówki. A wtedy i tak nie będzie nas stać na niemieckie auta.