Grupa posłów PiS złożyła w środę w Sejmie projekt ustawy znoszący limit 30-krotności składek na ZUS. To zaskakująca decyzja, wziąwszy pod uwagę fakt, że jeszcze kilka tygodni temu kilku czołowych polityków ugrupowania rządzącego obiecało, że podwyżki nie będzie.
Obietnice wyborcze same się jednak nie opłacą, a zniesienie limitu 30-krotności może dać do kasy budżetowej państwa wpływ o wysokości nawet 7,1 mld złotych. Regulacja zakłada bowiem zniesienie górnego limitu składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe od 2020 roku, co oznacza, że osoby zarabiające ponad 10 tys. złotych miesięcznie, które do tej pory płacić składek nie musiały, od Nowego Roku zaczną.
Budzi wątpliwości
Pomysł jest kontrowersyjny. Z jednej strony znacznie obciąży Zakład Ubezpieczeń Zdrowotny, który w przyszłości może nie podołać z wypłacaniem gigantycznych emerytur pracownikom odprowadzającym wysokie składki. Z drugiej politycy partii rządzącej w poprzedniej kadencji zaledwie chwilę temu obiecywali, że do zniesienia limitu nie dojdzie.
Wniosek projektu złożył poseł PiS Marcin Horała. Jak podaje PAP, w uzasadnieniu wprowadzenia regulacji wyjaśniono, że spowoduje ona wzrost wpływów składkowych do Funduszu Ubezpieczeń społecznych, szacowany na kwotę 7,1 mld złotych oraz zmniejszy obciążenia biurokratyczne.
„Oznacza brak potrzeby ciągłego monitorowania wysokości otrzymywanych przychodów zarówno przez płatnika składek jak i przez ubezpieczonego, szczególnie w przypadku gdy ubezpieczony wykonuje kilka rodzajów pracy. Projekt ustawy zmniejsza obciążenia biurokratyczne dla pracodawców i ubezpieczonych” – czytamy w uzasadnieniu.
Autorzy noweli zwrócili również uwagę, ze ok. 370 tys. polskich pracowników ma wyższe zarobki niż 30-krotność prognozowanego wynagrodzenia.
Miało nie być, a jest
"Wyskoczenie" z projektem ustawy przez Horałę może nieco zaskakiwać w świetle niedawnych wypowiedzi przedstawicieli poprzedniego rządu, którzy zapewniali, że do zniesienia limitu 30-krotności nie dojdzie, mimo iż pomysł został wpisany w projekcie budżetu na 2020 roku. Może to zatem oznaczać rozłam wśród polityków partii rządzącej lub, jak zwracał uwagę w INNPoland.pl redaktor Konrad Bagiński, być sprytną zagrywką lidera ugrupowania, Jarosława Kaczyńskiego.
Zachodzi bowiem podejrzenie, że Jarosław Gowin, grożący swoją dymisją w przypadku zwiększenia składek ZUS dla przedsiębiorców, mógł wypowiedzieć te słowa w porozumieniu z Kaczyńskim, co jest starą i sprawdzoną taktyką PiS.
– Jarosław Gowin, rzucając się przed oblicze Jarosława Kaczyńskiego niczym Rejtan z rozchełstaną na piersiach koszulą, mąci jedynie wodę, a nie wywołuje sztorm. Trudno zresztą uznać, żeby Jarosław Kaczyński nie wiedział o tym, że gest Gowina jest co najwyżej symboliczny. A na dodatek jest on obu na rękę, mogą więc działać "wspólnie i w porozumieniu" – przekonywał dziennikarz.
Przeciwko limitowi 30-krotności była również ówczesna minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, na pomysł miał się również nie godzić prezydent Andrzej Duda.