Mina Mateusza Morawieckiego po odsłonięciu modelu Ursusa Elvi nie była szczególnie radosna. Czyżby przewidywał rychły koniec projektu?
Mina Mateusza Morawieckiego po odsłonięciu modelu Ursusa Elvi nie była szczególnie radosna. Czyżby przewidywał rychły koniec projektu? Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Z projektu zwanego Ursus Elvi nic nie wyszło, pisze Jakub Łukaszewski w Wyborczej. Skończyło się na tym modelu, przy którym do zdjęć pozował Morawiecki, ówczesny wicepremier. Wówczas był szefem resortu rozwoju i zawitał na stoisko firm Ursus i HCP, które pokazały model Elvi.
– HCP to duma Poznania, Wielkopolski, ale i Polski. Symbol naszej zaradności. Robotnicy, którzy tu pracowali, dali też w 1956 roku początek polskiej drodze do wolności. O tym wszystkim musimy pamiętać – dowodził wicepremier w swoim wystąpieniu.
Sam projekt prawdopodobnie nie był zły. Elvi miał być niewielkim dostawczakiem o ładowności ok. 1 tony i zasięgu 150 km. Dopuszczalna masa całkowita miała wynosić 3,5 tony. Byłoby to więc idealne auto dla miejskich dostawców, kurierów i listonoszy.
Ale – jak pisze Wyborcza – najprawdopodobniej nie będzie, bo projekt umarł śmiercią naturalną. Miały nad nim pracować firmy Ursus i Cegielski, ale ich współpraca nie układała się. HCP (Cegielski) rozwija projekt swojego elektrycznego napędu na własną rękę, Ursus zaś przejął firmę zajmującą się tym samym. I postanowił kontynuować projekt samodzielnie.
W firmie nie dzieje się jednak najlepiej. Ma wielomilionowe długi, prezesi nie wytrzymują długo i zmieniają się co kilka miesięcy. A Poczta Polska, która miała być naturalnym odbiorcą elektrycznych dostawczaków kupiła sobie Nissany.
Polskie e-auto: epicka epopeja
Elektromobilność miała być jednym z elementów rozwoju polskiej gospodarki zapowiedzianym przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Zapowiedziano to wygraniu poprzednich wyborów parlamentarnych. Już w 2016 roku ogłoszono plany zakładający, że w 2025 roku po polskich ulicach jeździć ma milion samochodów elektrycznych. Aby tak się stało, produkcja musiałaby już iść pełną parą. A o nowościach nie mówi ani Ursus, ani słynna spółka ElectroMobility Poland.
EMP powstała w październiku 2016 roku jako inicjatywa czterech polskich koncernów energetycznych - PGE Polska Grupa Energetyczna SA, Energa SA, Enea SA oraz Tauron Polska Energia SA. Każdy z nich objął po 25 proc. kapitału akcyjnego, uzyskując w ten sposób po 25 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. De facto jest to więc projekt rządowy, powołany przez państwowe koncerny. EMP ciągle deklaruje, że na przełomie 2022 i 2023 roku z taśm produkcyjnych wyjadą pierwsze polskie samochody elektryczne.