Koronawirus demoluje branżę za branżą, nie wyłączając też działań rządu, którymi chce podreperować budżet. Ze względu na epidemię, pobór podatku od cukru zostanie opóźniony. Inna sprawa, że cały podatek - wg analizy FOR - to podatek od biednych.
Informację o opóźnieniu terminów poboru tzw. podatku od cukru podał Business Insider. Firmy, które będą objęte tą opłatą mają więcej czasu na jej uregulowanie. Pobór opłaty za okres od lipca, czyli od startu obowiązywania nowej daniny, do listopada, zostanie przeniesiony na koniec grudnia.
Podatek od cukru - czy ma sens?
Inna sprawa, że podatek, który przeszedł przez Sejm, a obecnie trwają nad nim prace w Senacie, był szeroko oprotestowany przez przedsiębiorców i ekspertów. Pomijając już fakt, że argumentowany walką o zdrowie niespecjalnie się do niej przyczyni, rodzi szereg zastrzeżeń finansowych i podatkowych.
Jak podaje w najnowszej analizie Forum Obywatelskiego Rozwoju, piórem swojego ekonomisty - Rafała Trzeciakowskiego - podatek od cukru ma w sobie sporo sprzeczności.
Choćby dlatego, że rząd utrzymał preferencyjną stawkę VAT na cukier na poziomie 8 proc. - Tegoroczny budżet był oparty o wpływy ze zniesienia limitu 30-krotności składek ZUS. Słusznie z tego zrezygnowano, jednak rząd szuka teraz innych źródeł finansowania zamiast ograniczyć wydatki. Cel podatku cukrowego jest zatem najprawdopodobniej fiskalny i stąd planowane wejście w życie już od 1 lipca 2020 r., w trakcie roku podatkowego, bez względu na pogłębianie problemu niestabilności prawa podatkowego - pisze Rafał Trzeciakowski.
Podatek od biednych
Kolejna sprawa, to kto najbardziej na nim ucierpi. Przedsiębiorcy część kosztów przerzucą na klientów. Ekonomista FOR zwraca uwagę, że podatki cukrowe obciążają przede wszystkim najbiedniejszych. - W istocie są one znacznie bardziej regresywne niż podatek VAT, gdyż biedniejsi nie tylko płacą ich więcej w stosunku do swoich dochodów, ale również więcej w kwotach absolutnych - pisze Trzeciakowski. - Dlatego dobrym rozwiązaniem byłoby skupienie się na celu zdrowotnym podatku i przeznaczenie wpływów np. na wzrost kwoty wolnej w podatku PIT. W ten sposób ubożsi konsumenci otrzymaliby bodziec do wyboru napojów nieobciążonych dodatkowym podatkiem, zaś negatywny wpływ na ich sytuację materialną zostałby ograniczony - dodaje.
A już patrząc na to zupełnie zdroworozsądkowo - jeśli uboższemu konsumentowi przyjdzie zapłacić 1-2 zł za ulubiony sok, zrezygnuje z jego zakupu na rzecz tańszego zamiennika o prawdopodobnie jeszcze wyższej zawartości cukru bądź konserwantów.
Finansowanie zdrowia - na pewno?
Ekonomista powątpiewa w deklaracje rządu, jakie są głównym argumentem narzucania nowej daniny. Mianowicie fakt, że NFZ, który zainkasuje z podatku niespełna 3 mld zł rocznie (mniej w 2020 r.), ma przeznaczać 100 mln zł każdego roku na Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej. Dość przypomnieć daninę solidarnościową, o której pisaliśmy w INNPoland.pl, która finansuje co innego niż zapowiadano. - Zapowiedź rządu jest całkowicie niewiarygodna. Dopiero co wprowadzony dodatkowy podatek od najwyższych zarobków, pod nazwą daniny solidarnościowej, miał finansować świadczenia dla niepełnosprawnych z Funduszu Solidarnościowego. Teraz fundusz zajmuje się także finansowaniem obietnic wyborczych PiS, wypłacając tzw. trzynaste emerytury - zauważa Rafał Trzeciakowski.
W przypadku słodzonych napojów będzie składać się z części:
- stałej - 50 gr za litr napoju z dodatkiem cukru lub innej substancji słodzącej,
- zmiennej - 5 groszy na każdy gram cukru powyżej 5 gr na 100 ml w przeliczeniu na litr napoju,
- dodatkowe 10 gr na litr, jeśli napój zawiera substancję typu kofeina czy tauryna,
Co do małpek, dotyczyć będzie alkoholu sprzedawanego w butelkach do objętości 300 ml. Planowane przepisy zakładają 25 zł od litra stuprocentowego alkoholu, - 1 zł od małpki wódki 40 proc. o objętości 100 ml, 2 zł od objętości 200 ml.