Spanikowane, a być może też i sterowane z zewnątrz grupy dokonały podpaleń masztów 5G w Wielkiej Brytanii oraz dokonały ataków na pracowników układających ich konstrukcje. Podobne rzeczy działy się w Holandii i we Włoszech, a niewykluczone, że za chwilę wydarzą się w innych częściach Europy czy świata. Kryzys i strach potęgują zachowania nieracjonalne i radykalne.
Tymczasem maszty i sama sieć 5G ani nie przenoszą wirusa, ani nie zabijają zwierząt, ani nie rozsadzają mózgu. Te i podobne absurdy na temat 5G przesyłane są głównie w sieciach społecznościowych, które już na nie zaczęły reagować. Bo gdy rozum śpi, budzą się demony. Dość jeszcze wspomnieć, że wiek temu chłopi piłowali maszty radiowe, podejrzewając, że wpływają źle na ich plony.
Polowanie na maszty i sieci
Pogłoski i różne fake-teorie pojawiają się w sieci od tygodni. Najczęściej na platformach społecznościowych, takich jak Facebook czy YouTube. Ta ostatnia postanowiła walczyć z absurdem - podała, że zablokuje dostęp do filmów zawierających fałszywe informacje na temat związku koronawirusa z sieciami 5G. A to między innymi one stały się przyczyną podpaleń masztów 5G w Wielkiej Brytanii i ataków na pracowników, którzy układali światłowody.
Na te wydarzenia natychmiast zareagował brytyjski rząd. Michael Gove, minister bez teki, ocenił że przeróżne teorie spiskowe mówiące o rozsiewaniu koronawirusa za pomocą masztów sieci 5G to „niebezpieczny i kompletny nonsens”. Dyrektor brytyjskiej Narodowej Służby Zdrowia (NHS) Stephen Powls dodał z kolei, że teorie te to „najgorszy rodzaj fake newsa”.
Ale nawet pomimo wielu wyjaśnień i rzetelnych danych maszty płonęły także w Holandii i we Włoszech, i nie można wykluczyć, że ktoś miał interes, by takie wydarzenia inspirować. Zwykle dzieje się bowiem tak, że zmiana i postęp pozbawiają wpływu lub korzyści pewne grupy czy konkretne instytucje lub firmy.
5G: Głos eksperta
Doświadczonych ekspertów pracujących nad sieciami 5G zatrudnia Huawei. Musi, gdyż jest światowym liderem w tej branży. Aleksander Jakubczak z Huawei Polska tłumaczy, że według definicji naukowej promieniowanie jest przenoszeniem energii na odległość za pośrednictwem fal elektromagnetycznych lub cząsteczek, a w zależności od poziomu energii promieniowanie można sklasyfikować jako jonizujące lub niejonizujące.
Promieniowanie niejonizujące odnosi się do promieniowania o niskiej energii, takiego jak światło słoneczne, promieniowanie telefonu komórkowego (również w technologii 5G), podczerwień, mikrofale generowane przez kuchenki mikrofalowe i fale elektromagnetyczne, dzięki którym działa radio. Nie ma też żadnych dowodów na to, jakoby promieniowanie niejonizujące miało wywierać szkodliwy wpływ na nasze zdrowie. Efektem jego działania może być co najwyżej wytwarzanie ciepła.
Inaczej jest z promieniowaniem jonizującym, czyli promieniowaniem o bardzo wysokiej częstotliwości, a co za tym idzie dużej energii. Promieniowanie ultrafioletowe, rentgenowskie, kosmiczne czy jądrowe zawiera wystarczająco dużo energii, aby uszkodzić strukturę cząsteczek ze szkodą dla zdrowia.
Jesteśmy zupełnie bezpieczni
– Żeby to lepiej zobrazować posłużę się przykładem. Stacja bazowa 5G pracująca w paśmie C ma moc nadawania równą 200 W. Gęstość mocy promieniowania w przestrzeni kulistej o promieniu 10 metrów wynosi 0,159 W/m 2, czyli znacznie mniej niż limity stosowane w większości państw europejskich czy w Ameryce Północnej – mówi Aleksander Jakubczak.
– Dla porównania, na Ziemi promieniowanie słoneczne ma wartość ok. 1368 W/m 2. Oznacza to, że natężenie promieniowania stacji bazowej 5G w miejscu oddalonym o 10 metrów wynosi mniej niż 1/8000 natężenia promieniowania słonecznego na powierzchni Ziemi – szacuje Jakubczak.
Ekspert dodaje, że warto również sprawdzić promieniowanie elektromagnetyczne zwykłych urządzeń elektrycznych, których używamy na co dzień, takich jak telefon komórkowy w stanie czuwania (0,2 W/m 2 ), suszarka do włosów (1 W/m 2 ) i kuchenka mikrofalowa (3 W/m 2 ).
Wszystkie te urządzenia mają mocniejsze promieniowanie niż stacja bazowa, a mimo tego wciąż powszechnie ich używamy i nikt nie prowadzi przeciwko nim żadnej krucjaty.
Jesteśmy zatem bezpieczni, a sieć 5G ani nie przenosi żadnego wirusa, ani nie zabija zwierząt, ani nie wpływa na szaleństwo czy defekty mózgu.
Na koniec wyjaśnijmy jeszcze, co to właściwie jest to 5G, bo wiedza w tej kwestii jest wciąż dość szczątkowa. Otóż 5G to skrót oznaczający piątą generację sieci komórkowej. I o ile pod względem potencjalnych zastosowań i korzyści dla gospodarki sieć 5G może okazać się wręcz rewolucyjna, o tyle pod względem budowy sieci jest to bardziej ewolucja już wcześniej znanych rozwiązań. Dlatego rozwój 5G jest na ogół stopniowy i w dużej mierze bazuje na urządzeniach, które już funkcjonują w standardzie 4G/LTE, a nawet 3G.
– Ministerstwo Cyfryzacji obala najczęściej powtarzane mity. Przygotowaliśmy też serwis internetowy o 5G oraz Białą Księgę „Pole elektromagnetyczne a człowiek”, które są wiarygodnym źródłem wiedzy o 5G – zaznacza wiceminister cyfryzacji Wanda Buk dodając, że tematyka ta nie jest prosta i niełatwo jest zweryfikować poprawność i prawdziwość informacji, które często pojawiają się w internecie.
– Żeby dać przeciwwagę niesprawdzonym informacjom, uruchamiamy specjalną stronę internetową. Oprócz tego publikujemy Białą Księgę - popularno-naukową publikację dla bardziej wymagających czytelników, która zbiera całość wiedzy na temat 5G i pola elektromagnetycznego używanego w telekomunikacji. Przygotował ją Instytut Łączności, Państwowy Instytut Badawczy wspólnie z uczonymi z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Uniwersytetu Gdańskiego. W przestrzeni publicznej jest bowiem wiele nieprawdziwych informacji na temat 5G, często bardzo emocjonalnych. To jest po prostu manipulacja – kwituje Buk.
Przypomnijmy też, że Światowa Organizacja Zdrowia zajęła ostatnio stanowisko w sprawie domniemanej zależności pomiędzy zachorowaniami na koronawirusa, a stacjami bazowymi 5G. WHO jednoznacznie poinformowało, że sieci nie rozprzestrzeniają COVID-19.