Ten kryzys jest zupełnie inny niż poprzednie i kreuje nowe trendy oraz wyzwania. Dla wielu to okres trudny, inni wykorzystują go jako możliwość zarabiania dużych pieniędzy. Na czym da się dzisiaj zarobić, a czego lepiej unikać? Podpowiadamy.
28 maja 2020 roku Rada Polityki Pieniężnej po raz kolejny obniżyła stopy procentowe (m.in. stopy referencyjnej o 0,4 proc.), co miało wpływ na zmianę stawek na rynku międzybankowym, w tym stawki WIBOR, stanowiącej element oprocentowania kredytów i depozytów.
Stopa referencyjna spadła z 0,5 proc. do 0,1 proc., lombardowa z 1 proc. do 0,5 proc., a oprocentowanie depozytów pozostawiono na poziomie zerowym.
Lokaty przestały się opłacać
I oszczędzanie na lokacie zupełnie przestało się opłacać. Okazało się bowiem, że oferta depozytowa banków wygląda fatalnie na tle publikowanej przez GUS inflacji, która w maju wyniosła blisko 3 proc.
– Nawet jeśli wartość ta będzie jeszcze spadać, to wciąż prognozy sugerują wzrosty cen w bieżącym roku na poziomie 2,5 lub 2,8 proc. – ocenia Bartosz Turek, analityk HRE Investments.
A to i tak dość optymistycznie prognozy. Fakt jest więc taki, że trzymanie oszczędności na lokatach straciło sens, a inflacja zaczęła pochłaniać siłę nabywczą depozytów w tempie dotąd jeszcze nam nieznanym.
Ujemne stawki oprocentowania
Co gorzej, w ofercie jest już nawet ujemne oprocentowanie depozytów - w maju Deutsche Bank, jedna z największych instytucji finansowych w Europie, wprowadził właśnie ujemne oprocentowanie depozytów dla klientów indywidualnych, co znaczy, że to my musimy dopłacać za to, że bank obraca naszymi pieniędzmi.
Pierwsze banki wprowadzają opłaty za prowadzenie konta oszczędnościowego. Złotówkę za obsługę konta oszczędnościowego zapłacimy np. w banku PKO BP. Na wprowadzenie opłat za korzystanie z rachunku oszczędnościowego zdecydowały się też trzy inne banki, m.in. EnveloBank (cyfrowa odnoga Banku Pocztowego), gdzie od września oprocentowanie oszczędności wyniesie 0,01 proc., a opłata za prowadzenie rachunku 1,99 zł miesięcznie (2,99 zł jeśli nie mamy w tym banku zwykłego konta).
Ale działania banków mają podstawy - ujemne już w niektórych krajach oprocentowanie w bankach centralnych przekłada się na to, że bankowcy mają problem z lokowaniem pozyskanych od klientów depozytów.
Wtedy kupują na ogół bezpieczne obligacje rządowe, które przestają być dochodowym interesem.
Obligacje? Też nie
To się już nie opłaca. Oprocentowanie trzymiesięcznych oszczędnościowych obligacji wynosi 0,5 proc. w skali roku (minus podatek) podczas gdy wcześniej wynosiło 1,5 proc.
Oprocentowanie dwuletnich oszczędnościowych obligacji spadło z 2,1 do 1 proc. w skali roku. Pozostałe obligacje w pierwszym okresie odsetkowym oprocentowane są odpowiednio: 1,1 proc. dla 3-latek, 1,3 dla 4-latek oraz 1,7 dla 10-latek.
6- i 12-letnie obligacje rodzinne przeznaczone dla beneficjentów programu „Rodzina 500 plus” oprocentowane są odpowiednio na 1,5 i 2 proc. w pierwszym roku oszczędzania.
Dodajmy, że dla papierów 3-letnich oprocentowanie wyliczane jest co pół roku w oparciu o wartość sześciomiesięcznej stopy procentowej, po której banki pożyczają sobie pieniądze.
W przypadku obligacji 4-letnich oprocentowanie ulega zmianie co roku i jest wyliczane na podstawie sumy wskaźnika inflacji z ostatnich 12 miesięcy oraz marży – ustalonej dla emisji oferowanych w maju br. na poziomie 0,75 proc.
Ten sam mechanizm, co dla 4-letnich, obowiązuje również w przypadku obligacji 10-letnich. Dla papierów skarbowych o najdłuższym horyzoncie czasowym wyższa jest jednak wysokość marży, która ustalona zostaje na poziomie 1 proc.
Jak zatem widzimy, raczej szkoda czasu.
Rekordowa cena złota
Cena złota w Polsce jest najwyższa w historii – wynosi ponad 7 tysięcy złotych za uncję. Powód to oczywiście epidemia, obawy o światową gospodarkę i rosnąca inflacja.
Zdaniem ekspertów jego cena jest wprost proporcjonalna do skali lęku i niepewności na rynkach finansowych oraz w polityce. A tego wszystkiego mamy obecnie pod dostatkiem.
Ostatnio podobnie było w 2008 roku, gdy upadłość ogłosił jeden z największych banków inwestycyjnych w USA. Też był strach i niepewność, nie dziwi więc, że obecnie mamy do czynienia z powrotem do złota.
Aleksander Pawlak, prezes zarządu Tavex wskazuje, że złoto traktowane jest jako bezpieczna przystań dla kapitału, a lokowanie oszczędności w tym kruszcu jest uważane za zabezpieczenie przed spadkiem wartości pieniądza.
– Złoto chroni nas przed ryzykiem inflacyjnym, a także przed potencjalną falą bankructw nadmiernie zadłużonych przedsiębiorstw. W ostatnich tygodniach złoto zyskało w oczach inwestorów – twierdzi.
To nie jest nic nowego. Krótki powrót do historii - w styczniu 1980 roku drugi kryzys naftowy wyniósł ceny złota do maksimum w XX wieku. Kolejny skok cenowy nastąpił przed pęknięciem bańki internetowej.
Sytuacja po raz kolejny diametralnie zmieniła się po zamachach na World Trade Center w 2001 r. Cenom złota sprzyjał wtedy narastający niepokój związany z ogłoszeniem przez prezydenta George'a W. Busha wojny z terroryzmem.
– Jednak prawdziwy boom na złoto przyszedł w momencie wielkiego kryzysu finansowego, który rozpoczął się w 2007 roku od zapaści na rynku pożyczek hipotecznych wysokiego ryzyka w Stanach Zjednoczonych. Gdy upadłość ogłosił jeden z największych banków inwestycyjnych – Lehmann Brothers, notowania złota wzrosły do blisko 1900 dol. za uncję – wspomina Pawlak.
Teraz jest podobnie, z tym że nie wiemy jak długo pandemia jeszcze potrwa (bo szybkie wyprodukowanie szczepionki jest mało realne). A zdanie sobie sprawy, że z tak trzeba będzie po prostu żyć, do wielu decydentów jeszcze nie dociera.
Mamy więc już złoto za prawie 1800 dolarów i perspektywę dalszych jego wzrostów.
Wzrosty na giełdzie
Pierwsza połowa czerwca obfitowała w pozornie sprzeczne informacje. Z jednej strony indeks Nasdaq ustanowił nowy rekord, a S&P500 zdołał odrobić tegoroczne straty, z drugiej – oficjalnie ogłoszono zakończenie najdłuższej ekspansji gospodarczej w historii.
Jarosław Niedzielewski, Dyrektor Departamentu Inwestycji w Investors TFI tłumaczy, że giełdowe wzrosty wspierane były oczekiwaniami na pozytywne efekty procesu odmrażania gospodarek rozbudzonymi między innymi przez zaskakująco dobre dane z amerykańskiego rynku pracy.
– Fenomenem obecnego kryzysu jest gwałtownie rosnące zainteresowanie rynkiem kapitałowym, widoczne od Stanów Zjednoczonych po Polskę. W USA otwarto setki tysięcy nowych rachunków maklerskich, wyraźnie wzrosły obroty generowane przez brokerów na indywidualnych kontach oraz wartość pozycji posiadanej w amerykańskich akcjach przez giełdowych graczy - tłumaczy.
Oszacowano, że za tym skokiem zainteresowania giełdą stoją w większości przedstawiciele tzw. pokolenia millenialsów, którzy nie mieli do tej pory do czynienia z rynkiem akcji.
– To, czy skorzystają oni z fenomenu określanego mianem "beginner’s luck", będzie zależało od tego, jaką formę przybierze i jak długo potrwa rozpoczęta pod koniec pierwszego kwartału w USA recesja oficjalnie ogłoszona już przez Narodowe Biuro Analiz Ekonomicznych – mówi Niedzielewski.
I dodaje, że ich szansą jest to, że w pierwszych miesiącach roku tak naprawdę mieliśmy do czynienia z gospodarczym krachem (na wzór krachów na rynkach akcji), a nie recesją.
Warto przy okazji dodać, że miejsce „upadających” giełdowych legend zajęli w ostatnich tygodniach twitterowi celebryci, w tym twórca sportowego bloga Barstool Sports, David Portnoy, którego giełdowe zmagania śledzi ponad 1,5 mln osób, co pokazuje kolejną dużą zmianę pokoleniowo-technologiczną, która widoczna jest już nawet na rynkach finansowych.
Portnoy jest twórcą głównej zasady głoszonej przez młodych wielbicieli giełdowej spekulacji, zgodnie z którą „akcje idą tylko w górę”. Dla wielu z nich zapewne giełda niewiele różni się od gry w kasynie czy obstawiania zakładów sportowych. Wszystko to każe z pewnym dystansem podchodzić do trwających od marca wzrostów.
– W końcu do tej pory nigdy się nie zdarzyło, żeby tacy inwestorzy jak Warren Buffet musieli uznać wyższość giełdowych debiutantów. W warunkach takiej spekulacyjnej gorączki tąpnięcia indeksów na Wall Street rzędu 6 proc. (jak podczas sesji z 11 czerwca), tuż po ustanowieniu rekordu na indeksie Nasdaq, nie powinny dziwić - dodaje Niedzielewski.
Co kupić, żeby zarobić?
Podsumowując - lokaty bankowe stały się dla depozytariusza nieopłacalne, podobnie jak obligacje skarbowe. Nieruchomości - trudno już znaleźć okazję - ceny mieszkań, szczególnie w dużych miastach, są obecnie zaporowe. Wydaje się, że rynek oczekuje korekty, bo i trudniej o bankowy kredyt, i łatwiej o utratę dochodów.
W grze jest wciąż złoto, które w ciągu roku zyskało 27 proc. Giełda jest oczywiście ryzykiem, bo patrząc statystycznie indeks WIG 20 w ciągu roku stracił ponad 20 proc. ale już w ciągu trzech ostatnich miesięcy zyskał 30 proc.
Nie da się ukryć, że najlepszym interesem było ostatnio kupowanie akcji, szczególnie spółek koronawirusowych, które, jak niedawno opisywaliśmy, zyskały ostatnio nawet po 300-400 proc.
Czy to już koniec ich giełdowego rajdu? Niekoniecznie. Pandemia nie odpuszcza, producenci i sprzedawcy płynów do odkażania, mydeł, masek, włóknin mogą jeszcze długo być w grze. Tym bardziej, że wyniki za II kwartał br. będą mieć historycznie rekordowe.
Odradzamy kryptowaluty - tu w ciągu kilku, kilkunastu dni można stracić cały swój kapitał, co do dzisiaj boli kilkanaście tysięcy Polaków, którzy zaufali przestępczemu procederowi głośnego dascoina promowanego przez ich twórców, m.in. Michaela Mathiasa, jako nowy, bardziej uniwersalny bitcoin.
Sam bitcoin wydaje się w miarę stabilny, najstabilniejszy z całego kryptorynku, ale oczywiście większego bezpieczeństwa i pewności nie daje.
A zatem - wiele zależy od akceptacji ryzyka jakie możemy ponieść. Wiadomo jednak, że duże pieniądze, które ich posiadacze wyjmą z nieopłacalnych lokat, gdzieś muszą znaleźć nowe ujście.
Komentarz eksperta
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium podsumowuje w rozmowie z nami, że oprocentowanie lokat bankowych spadło w ostatnich tygodniach do rekordowo niskich poziomów w reakcji na obniżki stóp procentowych przez Narodowy bank Polski, który od marca br. obniżył stopę referencyjna o 140 pkt. bazowych, do zaledwie 0,1 proc.
- Pogorszenie perspektyw krajowej gospodarki i wizja spadku inflacji skłoniła bank centralny do agresywnego działania. Oficjalne stopy procentowe banku centralnego spadły do niemal zera, więc oprocentowanie depozytów poszło śladem i również znalazło się na bardzo niskim poziomie - dodaje.
Szczególnie, że jego zdaniem, banki nie muszą walczyć o depozyty, ponieważ ich sytuacja płynnościowa pozostaje dobra. Poza tym w ślad za obniżkami stóp procentowych spadły również rentowności obligacji skarbu państwa, które stanowić mogą alternatywę dla lokat bankowych.
- Wskazuje to na silny spadek stóp zwrotu z oszczędności lokowanych w bezpiecznych aktywach (obligacje skarbowe i lokaty bankowe). Aby uzyskać relatywnie wyższą stopę zwrotu i więcej zarobić należy zainwestować w aktywa obarczone większym ryzykiem, w tym fundusze inwestycyjne, akcje, waluty lub surowce - ocenia ekonomista.
I to jest wyraźna zmiana w stosunku do sytuacji sprzed kryzysu, ponieważ dające do niedawna dobre stopy zwrotu inwestycje w obligacje mogą obecnie nie wygenerować satysfakcjonującego zysku.
Z kolei zwiększenie spodziewanej stopy zwrotu może więc wiązać się z koniecznością zmiany dotychczasowych zwyczajów inwestycyjnych i akceptacji nieco większego ryzyka.