Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie kredytobiorców frankowych zapadł rok temu, ale dopiero teraz zaczynają być widoczne jego efekty. Zmiany widać zarówno w samych wyrokach sądów, jak i w podejściu sędziów prowadzących te sprawy.
Kiedyś przypadki niemożliwe do wygrania, dziś już takie nie są. Nie znaczy to oczywiście, że sprawy są wygrywane z tzn. „automatu”, ale prawdopodobieństwo pozytywnego rozstrzygnięcia dla
kredytobiorcy jest bardzo wysokie. Mowa tu zarówno o unieważnianiu całych umów, jak i klauzul niedozwolonych. Sprawa frankowa trwa zwykle około trzech lat i po tym czasie kończy się prawomocnie.
– Sędziowie, pomimo tego, że nie mieli wokandy, mieli też masę pracy, można powiedzieć, mieli ręce pełne roboty dlatego, że frankowicze od momentu wyroku Trybunału zaczęli falowo pojawiać się w sądach i kierować swoje roszczenia do sądów. I w tym zakresie rzeczywiście pandemia, można powiedzieć, że nieco przedłużyła te postępowania – powiedział Jędrzej Jachira, partner biznesowy z Kancelarii Sobota.