Zwykle korporacjami nazywa się globalne firmy z dużą liczbą pracowników. Mianem korporacji można też nazwać długie open space'y z rzędem biurek i zgromadzone przy nim osoby, które bez oderwania wzroku od laptopów rozliczają się przed managerami z realizacji określonych celów. Korpo kojarzy się nam przede wszystkim z pracą przy komputerze w nowoczesnych biurowcach, głównie w metropoliach. A korpo po godzinach? To już całkiem inna historia.
— Prowadzę firmę sprzątającą warszawski "Mordor" od 17 lat. Czy zmieniła się jakość pracy? Zdecydowanie tak. Ludzie pracują więcej, a mniej uwagi zwracają na bałagan, jaki po sobie pozostawiają. Zmienił się też szacunek do pracy innych, bo niestety zazwyczaj korposzczur widzi niewiele ponad czubek własnego nosa — mówi Darek, właściciel firmy sprzątającej.
Praca w korporacji
Mimo że o pracy w korporacji słyszy się wiele negatywnych opinii, nie można stwierdzić jednoznacznie, że jest ona zła lub dobra. Stabilne zatrudnienie, pensja zawsze na czas, przejrzysta ścieżka kariery czy możliwość poznania wielu osób to tylko niektóre z zalet.
Z kolei wśród korpo wad prym wiodą często sztywne reguły, brak prywatności i hałaśliwe open space, konieczność realizowania nierealistycznych celów, duża presja, mały wpływ na firmę czy w końcu nieugięty wyścig szczurów, związany z tym stres i ryzyko wypalenia zawodowego.
— Ludzie zombie. Tak bym nazwał pracowników, którzy siedzą za biurkiem nawet po godzinach. Oni nie tyle, że nie widzą, co się dzieje wokół nich, oni nie widzą też siebie. To widok najczęściej tragikomiczny. Ja rozumiem, dobra pensja. Ale za jaką cenę? — dodaje Darek.
— Zarobki to jednak nie wszystko. Mam połowę tego co kadra myśląca. W końcu "tylko " po nich sprzątam i choć ten zawód wydaje się niewymagający, przejście setek metrów ze ścierą i odkurzaczem od lat odbija piętno na moich stawach i kręgosłupie. Na powierzchniach biurowych zawsze jest co robić. Ludzie bałaganią. Jak oni bałaganią... — nie dowierza Darek.
Darek w korporacji spędził już prawie dwie dekady. Twierdzi, że do pracy w sekcji sprzątającej można się przyzwyczaić. Znacznie bardziej niż do zmieniających się twarzy i coraz mniej empatycznych odruchów w kierunku kilku pracowników, których zatrudnia.
Korporacja go godzinach
Czasami zwykłe "dzień dobry" nie jest jednak dla wszystkich tak oczywiste. Odstawienie filiżanki do zmywarki tym bardziej. Wiedza o tym, że zrobi to ktoś inny, zwalnia z odpowiedzialności.
— Rozumiem, że człowiek zapomni umyć kubek po kawie. Jednak pleśń w kubkach to nie bałaganiarstwo, tylko brak szacunku do pracy innych. Mam czasami wrażenie, że pracownicy korporacji nie wiedzą, jak działają zmywarka, kosz na śmieci czy spłuczka. Sterty brudnych naczyń, zapchany zlew i "kolorowa" toaleta, to krajobraz bo bitwie, który zastaję niemal codziennie po końcu zmiany. Wyjątki od tej reguły są nieliczne — wylicza Darek.
Opowiada, że wielokrotnie był świadkiem libacji po godzinach pracy, doświadczył traktowania kadry sprzątającej "z góry", a raz, nie celowo - nakrył biurowy romans.
— Dwa młode gołąbeczki zajęły jedno z biurek i nie było to bynajmniej posiedzenie biznesowe. Ci ludzie nie zwracali na mnie nawet uwagi. Myślę, że w ten sposób odreagowywali 8-godzinny, korporacyjny reżim pracy — jak wspomina.
Darek praktycznie całą swoją karierę zawodową poświęcił sprzątaniu korporacji. Robi to już przez 1/3 swojego życia. Przyznaje, że na przestrzeni blisko dwóch dekad praca dla korporacji niestety zmieniła swoje oblicze nie do poznania.
— Kilka lat temu byłem z niektórymi osobami na "cześć". Dziś czuję się niewidzialny, wręcz przezroczysty. Ludzie rzadko kiedy kojarzą kogoś, kto po pracy odwala za nich brudną robotę. Nie wymagam relacji, ale zwykłe "dzień dobry" to nie wyczyn. Mam wrażenie, że pracownicy dzisiejszych czasów dużo mniej skupiają się na innych, kierując uwagę głównie na cele. Ważne jest, żeby do domu przynieść wypłatę, a nie nowe znajomości — komentuje zamyślony.