Nowoczesne terapie nowotworowe potrafią zamienić przerażający wyrok w "zwyczajną" chorobę przewlekłą – muszą być jednak dokładnie dobrane do konkretnego guza. Tym właśnie zajmuje się polski startup MNM Diagnostics. Tamtejszym naukowcom entuzjazm nie kończy się też "po godzinach" – ostatnio, przy okazji zupełnie innych badań opracowali... pierwszy w historii "genetyczny portret Polaków".
Polacy są zaskakująco blisko spokrewnieni z Brytyjczykami – wynika ze badań przeprowadzonych m.in. przez polski startup MNM Diagnostics
Na co dzień firma zajmuje się dopasowywaniem terapii do typu nowotworu – w oparciu o jego materiał genetyczny
Szef firmy, dr Paweł Zawadzki ma nadzieję, że technologia ta wejdzie niedługo do powszechnego użytku w Polsce
Niedawno udało się wam stworzyć "genetyczny portret Polaków" – pierwszy tego typu projekt w naszym kraju. Coś pana w tym portrecie zaskoczyło?
Paweł Zawadzki, CEO MNM Diagnostics: Na szczęście wyniki raczej potwierdziły rzeczy, które już na temat Polaków podejrzewaliśmy - gdyby okazało się inaczej, byłoby to dość niepokojące! (śmiech) Ale sporo ciekawostek wyszło przy okazji porównania naszej populacji z innymi. Okazało się na przykład, że genetycznie jesteśmy bardzo podobni do nacji z Europy Północnej i z... Wielkiej Brytanii.
...zaraz, zaraz, Wielka Brytania?
Niech mi pani uwierzy, dla mnie też to było zaskoczenie! Szczególnie, że w Wielkiej Brytanii mieszkałem przez wiele lat i z jakiejś przyczyny zakładałem, że to nacja, która jest od nas mocno odległa. Ale z drugiej strony, to po prostu odzwierciedlenie historycznych migracji i podbojów, o których wiemy, że miały miejsce. I stąd w naszym genomie znajdują się zarówno geny Wikingów, jak i Anglosasów.
Ale chyba najzabawniejsze było dla mnie inne odkrycie. Okazało się, że Polacy są bardzo podobni do... mieszkańców amerykańskiego stanu Utah! Widać, że napływ pierwiastka polskiego był tam wyjątkowo silny w czasach wielkich migracji z Europy do Ameryki.
Odkrywanie, że ludzie z Utah są naszym genetycznym rodzeństwem jest na pewno fascynujące – ale jak to się stało, że zajęliście się tym tematem?
Jako firma uczestniczyliśmy w dużym projekcie, w ramach którego poszukiwaliśmy genetycznych markerów warunkujących sposób, w jaki ludzie przechodzą COVID-19. W pewnym momencie uświadomiliśmy sobie, że zdołaliśmy przy tej okazji zebrać dane, za pomocą których można było stworzyć genetyczny portret Polaków.
Dotychczas nie istniała w Polsce tego typu baza, która określałaby, jak często poszczególne warianty genetyczne występują w naszej populacji – i było to ogromnym problemem dla całego środowiska medycznego. Teraz cały szereg prowadzonych w naszym kraju projektów genetycznych będzie można przenieść na wyższy poziom.
Na co dzień jednak wasza firma zajmuje się czymś zupełnie innym: jesteście w stanie dobrać właściwą terapię do typu nowotworu.
Tak – i to niezwykle dokładnie. Wiemy bowiem, że nowotwory to są po prostu choroby genetyczne. Jeżeli nie ma mutacji – nie ma nowotworu. I aktualnie mamy całą listę nowoczesnych terapii onkologicznych, które są dostosowane do genetycznego typu nowotworu.
Najpierw ten nowotwór trzeba jednak jak najlepiej poznać od strony genetycznej. W tym celu wykonujemy coś, co nazywa się badaniem całogenomowym: analizujemy 100 proc. materiału genetycznego guza nowotworowego. To gigantyczna ilość informacji, która obejmuje ponad 3 miliardy liter kodu genetycznego. Dla porównania: jeżeli pani dzisiaj będzie miała pecha i wyląduje na oddziale onkologicznym, to w standardzie będzie pani miała przebadaną zaledwie 0,0001 część materiału genetycznego.
To chyba nie da zbyt dokładnej informacji o tym, na co choruję?
Niestety, nie da. Badanie w standardzie tak małego wycinka powoduje, że naprawdę bardzo mały procent pacjentów korzysta z tej wiedzy genetycznej. Tymczasem na rynku dostępnych jest coraz więcej zaawansowanych terapii, które działają tylko na poszczególne podtypy nowotworów – to właśnie rodzaj mutacji jest najsilniejszym czynnikiem wpływającym na to, czy dany lek jest skuteczny.
Istnieją ogromne opory przed refundowaniem w Polsce tych drogich terapii, ponieważ one często nie działają. Problem polega jednak na tym, że badając 0,0001 część materiału genetycznego, często nie jesteśmy w stanie prawidłowo dobrać terapii. Czyli one nie zadziałały nie dlatego, że były nieskuteczne - ale dlatego, że podawano je złym pacjentom.
Leczenie onkologiczne idzie w tym kierunku, że jest coraz więcej terapii i trzeba je po prostu dobrze wyselekcjonować. Bo jedna z nich może być skuteczna u Kowalskiego, ale już nie zadziała u Nowaka. Więc nasza firma tworzy i rozwija technologię, która jest w stanie zinterpretować ten ogrom danych i pomóc lekarzowi podjąć jak najlepszą dla pacjenta decyzję.
Dlaczego w ogóle zdecydował się pan założyć taką działalność?
Idea narodziła się, kiedy po doktoracie pojechałem na kilka lat na staż podoktorski w Oxfordzie. Zajmowałem się tam analizą danych genomowych, stosowałem zaawansowane technologie – to jednak czołowy uniwersytet, więc mieliśmy do nich wszystkich bardzo łatwy dostęp.
W pewnym momencie mój ojciec zachorował na nowotwór. Kiedy wybrałem się z nim do lekarza i zobaczyłam, jak analizowany jest materiał genetyczny, jak prowadzi się cały proces terapeutyczny – doznałem gigantycznego szoku. My na uniwersytecie korzystaliśmy z super-zaawansowanych metod, a w klinice pacjent dostawał rozwiązania, które technologicznie miały 30 lat.
Jak to w ogóle możliwe, że istnieją technologie, które mogą ratować ludzkie życie, a nie ma ich w klinice? Zacząłem rozmawiać o tym z lekarzami zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii – i zdałem sobie sprawę, że istnieje pewien obszar, gdzie transfer zaawansowanych technologii z sektora akademickiego do kliniki zachodzi niesamowicie wolno. MNM Diagnostics powstało po to, aby ten problem rozwiązać.
Jakie są reakcje na waszą technologię?
Skrajne! (śmiech) Pewnie nie będzie pani zaskoczona jak powiem, że większość klinicystów się boi. Teoretycznie oni bywają na konferencjach i wiedzą, że takie rzeczy się dzieją, ale obawiają się ich, bo nasza metoda w akcji wydaje się zwodniczo prosta i po prostu jej nie ufają.
Z drugiej strony, jest taka grupa klinicystów w Polsce, którzy od dawna monitorowali rozwój takich technologii na świecie, ale nie mieli żadnych możliwości ich wdrożenia. Więc kiedy dowiadują się o naszym istnieniu, to od razu szukają sposobów na wprowadzenie tego u siebie.
Mamy kilka ośrodków w Polsce, które bardzo intensywnie starają się udostępnić u siebie taką technologię. Dolnośląskie Centrum Onkologii pracuje wręcz nad stworzeniem laboratorium, w którym nasza metoda będzie stosowana u pacjentów z całego województwa.
I bardzo mnie to cieszy: to wszystko sprowadza się w końcu do tego, żeby pomóc pacjentowi. Jeżeli decyzje odnośnie pierwszej i drugiej terapii są podjęte źle, to później bardzo trudno jest uratować takiego pacjenta. Jednak, kiedy pierwsza decyzja jest podjęta dobrze - to choroba nowotworowa zamienia się w przewlekłą chorobę.
Skoro w Polsce dopiero pomagacie wdrażać te rozwiązania – to na czym zarabia firma?
Głównym odbiorcą naszych rozwiązań są w tym momencie Stany Zjednoczone – opieka onkologiczna jest tam o wiele bardziej zaawansowana niż u nas, więc o wiele łatwiej jest wprowadzać zupełnie nowe technologie.
Dążymy jednak do tego, żeby każdy pacjent miał dostęp do szczegółowej analizy genetycznej swojego guza. Zaczynamy rozmowy z NFZ o tym, jak sprawdzić korzyści, które z naszej technologii odnosi pacjent, a jakie system opieki zdrowotnej.
Niech pani bowiem pamięta, że te drogie, nowoczesne terapie są w Polsce wykorzystywane – tylko one bardzo często nie działają. I teraz: czy warto jest wydać 10-20 tys. zanim podejmie się decyzję o tym, jak wydać 200 tys.? Powinniśmy więc usiąść i policzyć, ile powinno się zainwestować, aby korzystali z tego pacjenci, ale żeby paradoksalnie wydawało się na to leczenie mniej.
Nie tęskni pan za uczelnią?
Jeszcze 3,5 roku temu byłem "prawdziwym" akademikiem – najbardziej mnie fascynowało robienie odkryć naukowych, próby zrozumienia, jak co działa. Ale teraz okazało się, że rzecz, która daje mi gigantyczną osobistą satysfakcję to pomaganie ludziom na dużą skalę. To można robić na wiele sposobów: można pracować w organizacji charytatywnej, można wspierać jakąś fundację... Ja posiadam akurat umiejętność budowania narzędzi diagnostycznych – i to jest coś, co bardzo mało ludzi potrafi zrobić.
Równocześnie mogę robić zupełnie nowe rzeczy dzięki tej maszynerii, rozwiązywać przeróżne problemy "po drodze". Jak choćby ten portret genetyczny Polaków z początku naszej rozmowy. Dla akademika to jest totalnie niemożliwa rzecz - a my mogliśmy po prostu to zrobić.
Moja kariera akademicka raczej zostanie wygaszona. Ale budowanie organizacji, która może robić fenomenalne rzeczy na polu i naukowym, i medycznym, pomagając przy tym ludziom – to aktualnie coś, co jest moją obsesją.