Niepewne czasy to dla nich pewny zysk. Podczas trwającej pandemii Covid-19 biznes wróżek, wróżbitów, tarocistów czy chiromantów rośnie jak na drożdżach. Wielu Polaków za wszelką cenę chce wiedzieć, co kryje przyszłość. Szklana kula czy tarot stają się czasem nawet popularniejsze od manicure.
Okazuje się, że w niepewnych czasach pandemii coraz więcej Polaków chce poznać przyszłość i udaje się na… seans u wróżki. Biznes "magiczny" wydaje się dynamicznie rosnąć, podczas gdy tytani tacy jak branża beauty mocno cierpią.
– Na początku to były pojedyncze, odosobnione przypadki. Ale dzisiaj sama już nie wiem, czy wykonuję zawód bardziej kosmetyczki, czy wróżki. Katalog usług podzielił mi się tak mniej więcej po połowie – zwierza się Money.pl Pani Justyna, współwłaścicielka jednego z gabinetów kosmetycznych na łódzkich Bałutach.
Stawiać Tarota nauczyła ją babcia. Jak wskazuje kobieta, kiedyś wróżba była raczej dodatkiem po zabiegu. Obecnie coraz mniej osób zgłasza się na peelingi czy maski, a to właśnie Tarot zaczyna cieszyć się sporym powodzeniem.
Serwis wskazuje, że obserwacje kobiety mają potwierdzenie w skali makro. W największej grupie salonów badanych przez firmę Health and Beauty Media (20 proc.) liczba interesantów jest obecnie mniejsza o 30-40 proc. Organizacja Beauty Razem wskazała zaś, że tylko w wyniku pierwszego lockdownu sektor poniósł straty w wysokości przeszło 7 mld zł.
W branży ezoterycznej trwa natomiast boom. Pandemia nie dość, że nie zaszkodziła wróżkom i podobnym, to niepewne czasy zapewniły im dostatek klientów. W wielu przypadkach wzrost zainteresowanych przekroczył nawet jedną trzecią.
– Mam wrażenie, że świat się zmienia, oficjalna nauka zawiodła. Nic dziwnego, że odpowiedzi na ważne, życiowe pytania ludzie poszukują w sferach wcześniej uznawanych za, co najmniej, mało wiarygodne – tłumaczy Krzysztof Jackowski, najbardziej znany polski jasnowidz.
Dostatek klientów wywołany epidemią Covid-19 potwierdza też Robert Górnicki, tarocista, ezoteryk i założyciel warszawskiego gabinetu Przestrzeń Ezoteryczna.
Według statystyk w Polsce pracuje już od 75 do nawet 125 tys. wróżek, tarocistów, radiestetów czy chiromantów. Od swoich usług zobowiązani są odprowadzać podatek dochodowy, mają nawet własny kod PKD (9609Z). Rynek usług ezoterycznych wyceniany jest na ok. 3 mld zł rocznie.
Jak zostać wróżką i ile się zarabia?
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, szkół kształcących wróżki jest w Polsce co najmniej kilkanaście. Elementy warsztatu wróżki takie jak tarot, numerologia czy astrologia, kryją się pod kierunkiem psychotronika.
– Nie, nie uczymy wróżenia – ucina w rozmowie z nami Sławomir Świerzbiński, dyrektor Instytutu Psychologii Stosowanej, po czym rzuca słuchawką. W innych szkołach jest podobnie, nie przyznają się. Czy nie mają do czego?
Na stronie IPS przyszły student, który niekoniecznie ma maturę, może wybrać kierunek psychotronika, z takimi elementami jak tarot, feng-shui, runy, chirologia i wiele innych. Tam też znajdziemy wypowiedź Świerzbińskiego dla jednej z gazet: "Kształcimy przyszłych biotroników, bioenergoterapeutów, astrologów, wróżbitów (...)". Nie trzeba mieć matury, wystarczy skończone liceum lub technikum.
Ile to kosztuje? Za wpisowe zapłacimy 330 zł, opłata miesięczna 230 zł od października do czerwca, raz na pół roku warsztat szkoleniowy - jego koszt to 900 zł. Takich warsztatów przez 2,5 roku nauki trzeba odbyć pięć. Razem wychodzi około 10 tys. zł i to zakładając, że wszystko pozdajemy w terminie.
W innych szkołach jest podobnie. W Studium Psychologii Psychotronicznej z oddziałami w Białymstoku, Warszawie, Częstochowie i Bydgoszczy, zapłacimy 350 zł wpisowego oraz 30 zł za rozmowę wstępną. Czesne wynosi 280 zł miesięcznie. Nauka trwa 2 lub 2,5 roku.
Ile zarabiają przeszkolone wróżki? Dowiecie się z poniższego artykułu.