Każdy może zostać wróżką albo wróżbitą. Trzeba tylko umieć słuchać ludzi i mieć trochę... bardziej wyostrzoną intuicję. Zarobki są wysokie, a praca przyjemna, bo polega na słuchaniu ciekawych ludzkich historii.
Szkół kształcących wróżki jest w Polsce co najmniej kilkanaście. Elementy warsztatu wróżki takie jak tarot, numerologia czy astrologia, kryją się pod kierunkiem psychotronika.
– Nie, nie uczymy wróżenia – ucina w rozmowie z INN:Poland Sławomir Świerzbiński, dyrektor Instytutu Psychologii Stosowanej, po czym rzuca słuchawką. W innych szkołach jest podobnie, nie przyznają się. Czy nie mają do czego?
Na stronie IPS przyszły student, który niekoniecznie ma maturę, może wybrać kierunek psychotronika, z takimi elementami jak tarot, feng-shui, runy, chirologia i wiele innych. Tam też znajdziemy wypowiedź Świerzbińskiego dla jednej z gazet: "Kształcimy przyszłych biotroników, bioenergoterapeutów, astrologów, wróżbitów (...)". Nie trzeba mieć matury, wystarczy skończone liceum lub technikum.
Ile to kosztuje? Za wpisowe zapłacimy 330 zł, opłata miesięczna 230 zł od października do czerwca, raz na pół roku warsztat szkoleniowy - jego koszt to 900 zł. Takich warsztatów przez 2,5 roku nauki trzeba odbyć pięć. Razem wychodzi około 10 tys. zł i to zakładając, że wszystko pozdajemy w terminie.
W innych szkołach jest podobnie. W Studium Psychologii Psychotronicznej z oddziałami w Białymstoku, Warszawie, Częstochowie i Bydgoszczy, zapłacimy 350 zł wpisowego oraz 30 zł za rozmowę wstępną. Czesne wynosi 280 zł miesięcznie. Nauka trwa 2 lub 2,5 roku.
Anna Kempisty to jedna z najbardziej medialnych wróżek w Polsce. Wielokrotnie gościła w popularnych stacjach telewizyjnych, takich jak TVN czy kolorowych magazynach. Tłumaczy w nich znaczenie snów i opowiada o tajnikach kart tarota.
Wcześniej pracowała w szpitalu jako laborantka. Przyszły dzieci, urlopy wychowawcze. Pomagała mężowi w biznesie kosmetycznym. – Ostrzegłam go wtedy: zobaczysz, wszystko nam ukradną. Nie chciał wierzyć. Trzy miesiące później wynieśli nam wszystko z hurtowni, głównie lusterka i szczotki – opowiada. Tak zaczęła się jej przygoda ze stawianiem kart tarota
Anna ma 49 lat, wróży od 20: klientom indywidualnym, firmom, uczestniczy w telekonferencjach. Za godzinę bierze 300 zł. Ma co najmniej kilka klientek dziennie, w miesiącu będzie co najmniej 80. Prowadzi też kursy wróżenia z kart tarota, za podstawowy pięciogodzinny zapłacimy 800 zł, za drugi stopień wtajemniczenia, który trwa osiem godzin – 1000 zł.
– Firmy najczęściej chcą wiedzieć, czy dostaną kredyt oraz, czy umkną przed komornikiem. Udzielam też porad, jak lawirować w razie wszelkich kłopotów, bo karty służą wielu celom – mówi Anna Kempisty w rozmowie z INN:Poland. – Można się zapytać, czy urodzę dziecko, ale także o to, czy zakup floty samochodów do firmy będzie dobry czy zły, czy warto wystawiać się na targach – przekonuje.
– Każdy może zostać wróżką, tylko nie każdy chce wykorzystać swój talent. Tu nie trzeba matury, najważniejszy jest człowiek. Wielu z nas nie chce jednak wierzyć we wróżenie, woli sobie różne rzeczy tłumaczyć racjonalnie. Od dzieciństwa sprawdzały mi się wszystkie sny. Tak to się zaczęło – twierdzi Anna.
Wróżka czy psycholog?
Wróżenie według Kempisty nie jest jednak czystym przepowiadaniem przeszłości, a przede wszystkim podnoszeniem klienta na duchu. To taka psychoterapia. – Do wróżki klient przychodzi po nadzieję. Szukamy u niego zasobów, które pozwolą mu się podnieść w trudnej sytuacji, a nie szukamy problemów, które mogą ich zdołować – zdradza tajniki swojego warsztatu.
Maria Matusiak pochodzi z Łodzi i straciła pracę w księgowości po wypadku samochodowym, w którym doznała urazu głowy. Ma gabinet, w którym wróży.
– Nie miałam głowy do tej cholernej księgowości, męczyłam się, robiłam to machinalnie. A potem zostałam bez pracy i miałam małe dziecko na utrzymaniu. Imałam się różnych prac dorywczych, ale tak się nie dało żyć. Byłam załamana, chodziłam na różne rozmowy kwalifikacyjne, ale nic mi z tego nie wychodziło. Wreszcie znalazłam ogłoszenie o kursie wróżenia. Zaczęłam wróżyć, najpierw hobbystycznie znajomym. Potwierdzali, że moje karty się sprawdzają, jedna wróżka powiedziała mi nawet, że nie muszę kończyć żadnej szkoły, bo mam tyle talentu – opowiada Maria Martusiak w rozmowie z INN:Poland.
Maria mówi, że najtrafniej przewiduje, czy ktoś zmieni pracę, czy będzie nadal prowadził firmę, no i sprawy uczuciowe, np. rozstania czy nową miłość. – Ja po prostu lubię ludzi, mam do nich cierpliwość. Nie każę kończyć po przewidzianym czasie. Klientki mówią mi, że większość wróżek tylko patrzy na zegarek i podaje suchą informację z kart – przekonuje.
Choć Maria jest dyplomowaną wróżką, cały czas się dokształca. Ceny weekendowych kursów kart zwykłych to 300 zł. – Ale u jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego zapłaciłam za weekend 400 zł, doliczmy do tego jedzenie i podróż, razem 600 zł. Nie było warto, bo nic ciekawego nie powiedział – opowiada.
Dziś przyjmuje klientów indywidualnych, ale także obsługuje imprezy firmowe, pikniki czy Andrzejki. Za godzinę bierze 100-150 zł w górę. Ile wychodzi miesięcznie? – To Łódź. W Warszawie wróżki zarabiają znacznie więcej. Moja dobra koleżanka ze stolicy, nie będę rzucać nazwiskiem, wyciąga 6 tys. miesięcznie. Ja sama mam dwa razy mniej. Wiem, że ona sporo zarabia na targach. Sama nie lubię na jeździć na targi, bo w tłumie i hałasie nie potrafię się skupić – kończy Maria.
W biznesie jest bardzo duże zapotrzebowanie na takie usługi, ludzie w razie problemów często tracą zdrowy rozsądek, wizyta w gabinecie wróżb może być ostatnią deską ratunku