Firmy technologiczne w pogoni za użytkownikami swoich produktów tworzą coraz bardziej uzależniające światy, które wciągają również najmłodszych. Rodzice krytycznie podchodzą do tych rozwiązań, ale wbrew pozorom dostrzegają też pozytywy.
– Pewnego dnia dostałam powiadomienie na Facebooku: do grona znajomych zaprosił mnie ośmioletni kolega syna. Zdziwiło mnie to: raz – że ośmiolatek ma konto, dwa – że mieszka naprzeciwko, nie nauczył się mówić mi jako sąsiadce "dzień dobry", ale na Facebooku już jest. W tym samym tygodniu dostałam jeszcze zaproszenia od dwóch innych ośmiolatków z bloku. Wszystkie odrzuciłam – opowiada mama dziewięcioletniego Tomka.
Chłopiec zachęcony obecnością kolegów na Facebooku wkrótce sam zaczął dopytywać, czy on również może założyć profil w tym medium. Zaraz za tym doszły kolejne pytania: "czy mogę mieć swój numer telefoniczny" i "dlaczego nie nakręcimy tiktoka i nie zarobimy góry hajsu"?
– Od słowa do słowa okazało się, że inni już mają tam konta, siedzą w necie, grają bez limitu. A on "jako ten jedyny" ma limit na gry w telefonie – dwie godziny – mówi mama Tomka, podkreślając, że syn ma również ograniczony dostęp do komputera, który ma mu służyć jedynie w celach edukacyjnych. Telefon zaś, który dostał w czasie lekcji zdalnych, służy mu do grania (pod kontrolą rodzicielską) i zdalnej nauki języka angielskiego. Nic ponadto.
Tomek po długiej rozmowie z mamą zrozumiał, że rodzice ograniczają mu dostęp do internetu, gdyż kierują się jego dobrem.
Czy obawy rodziców Tomka są uzasadnione? Doniesienia ostatnich tygodni z USA wskazują, że w kwestii bezpieczeństwa dzieci w sieci jest coraz więcej pytań niż odpowiedzi.
Dzieci w niebezpieczeństwie?
– Produkty Facebooka szkodzą naszym dzieciom, podsycają podziały społeczne i osłabiają demokrację – mówiła w październiku Frances Haugen, była managerka Facebooka, zeznając przed komisją ds. handlu w amerykańskim Senacie. To ona za pośrednictwem prawników złożyła we wrześniu osiem skarg w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, zarzucając Facebookowi (obecnie Meta), że wiedząc, jak szkodliwe są dla dzieci jego produkty, w tym Instagram, który nic z tym nie zrobił, ponieważ czerpie z tego zysk.
Haugen złożyła zeznania dzień po tym, jak firma technologiczna musiała zmierzyć się z kilkugodzinną awarią Facebooka, WhatsAppa i Instagrama, co z jednej strony było rysą na wizerunku giganta technologicznego, zaś z drugiej strony pokazało, jak bardzo świat jest uzależniony od jego produktów.
Tym, co zaniepokoiło byłą pracownicę Facebooka, jest między innymi kwestia bezpieczeństwa dzieci w sieci. Bo choć korzystanie z aplikacji społecznościowych takich, jak Instagram czy TikTok, dozwolone jest dla osób powyżej 13 roku życia, młodsze dzieci nie mają większych trudności z dostępem do nich. I nawet jeśli nie posiadają smartfonów, korzystają z telefonów rodziców.
Według wewnętrznego raportu Facebooka, który został ujawniony przez "The Wall Street Journal", Instagram wpływa negatywnie na psychikę nastolatków. Wynika z raportu bowiem, że aplikacja ta przyczynia się do pogłębiania anoreksji u nastoletnich dziewczyn, a nawet doprowadza do nasilenia myśli samobójczych.
I chociaż wiemy, jak szkodliwe w skutkach może być nieodpowiednie korzystanie z internetu przez dzieci i nastolatki ("Osoby, które używają problematycznie internetu, istotnie częściej mają kontakt z niebezpiecznymi treściami, w tym dotyczącymi okaleczania się i sposobów popełniania samobójstwa, a także istotnie częściej podejmują zachowania autoagresywne" – wskazywała Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę w raporcie z 2019 roku), mimo to ujawnione przez "WSJ" dane wciąż szokują.
"Facebook Files" zawiera także podejście firmy w zakresie dotarcia do najmłodszej grupy odbiorców. Big tech snuł bowiem plany stworzenia aplikacji społecznościowej dla dzieci w wieku 10-12 lat – Instagram Kids.
– Projekt został zduszony w zarodku przez prokuratorów generalnych 44 stanów USA, powołujących się na szkodliwy wpływ mediów społecznościowych na dzieci. Facebook zadeklarował wstrzymanie prac nad aplikacją, lecz zobaczymy na jak długo – komentuje Marta Ślendak, manging director agencji DDOB.
– Młodzi użytkownicy to lewar dla Facebooka, jak zresztą dla każdej platformy internetowej. Dlatego Mark Zuckerberg będzie robił wiele, aby powstrzymać odpływ młodych ludzi z portalu, co w przypadku Facebooka jest trendem od kilku lat postępującym – dodaje Ślendak.
Pomysł nie jest nowy
Aplikacje dla dzieci nie są niczym nowym, choć tych społecznościowych jest zdecydowanie mniej. Na rynku istnieją już takie platformy, jak chociażby zaproponowana przez Google aplikacja YouTube Kids, z wyselekcjowyanymi filmami dla dzieci i z możliwością kontroli rodzicielskiej. Nie jest ona jednak aplikacją społecznościową, w przeciwieństwie do chociażby Spotlite, dawniej działającą pod nazwą Kudos.
Spotlite skierowana jest do dzieci w wieku 6-10 lat i pozwala na rozmowy pomiędzy użytkownikami aplikacji, którzy uprzednio zostali zaakceptowani przez rodziców (w przypadku, jeśli dzieci mają mniej niż 13 lat). Co więcej, twórcy aplikacji zapewniają, że jest ona moderowana całą dobę, a "wszelkie nieodpowiednie treści" są usuwane, zaś twórcy takich treści mogą zostać zablokowani.
Innym przykładem jest aplikacja społecznościowa GoBubble, która pełni też funkcję edukacyjną, chociaż to nie rodzice, a nauczyciele rejestrują uczniów (oczywiście za zgodą tych pierwszych). Młodsze dzieci, czyli mające mniej niż 10 lat mogą korzystać też z aplikacji społecznościowych Grom Social, PlayTalk czy PopJam. Każda z nich zawiera bezpieczne dla dzieci treści. Spośród przytoczonych aplikacji polskojęzyczną wersję ma YouTube Kids.
– Dla rodziców najmłodszych dzieci dobrym rozwiązaniem jest aplikacja YouTube Kids, która pokazuje jedynie odpowiednie treści dla maluchów. Szkoda, że nie można w podobnym sposób filtrować treści dla starszych dzieci tak, jak jest to możliwe na przykład w Netfliksie – mówi tata jedenastoletniej Zosi. Wspomniany Netflix umożliwia bowiem segregację filmów w zależności od wieku. Można więc wybrać opcję oglądania filmów przeznaczonych dla dzieci w wieku 7+ czy 13+.
-–Tak samo mógłby również działać TikTok. Żałuję, że nie można ustawić filmików, jakie mogą wyświetlać się dziecku – mówi tata Zosi.
Niedojrzali odbiorcy reklam
To, co uderza w raporcie "Facebook Files", to fakt, że firma technologiczna liczy, że aplikacja dla dzieci pomoże im wychować sobie kolejne pokolenia użytkowników ich platform.
Intencją ich jest więc oswajanie, a co za tym idzie: przywiązanie ich do mediów społecznościowych. Stąd łatwa droga do uzależnienia, a jak wiadomo: dzieci są wysoce podatne na wpływ innych, nie wspominając już o tym, że w przeciwieństwie do dorosłych – nie są w stanie ocenić, które treści są dla nich bezpieczne.
– Dzieci są bardzo podatne na wszelkie sugestie, przekazy reklamowe, które są przecież po to tworzone, żeby przekonać kogoś do czegoś. Nawet jeśli nie kierujemy komunikacji bezpośrednio do dzieci, trzeba pamiętać o tym, że one w jakiś sposób mają kontakt z szeroko pojętą reklamą. I powinnismy je chronić przed tym – uważa Piotr Zagórski, managing director agencji mediowej MediaOn.
– Uzależnienie od przekazów drogą elektroniczną, nie tylko mediów społecznościowych, jest problemem powszechnym. Dorośli ogromnie przeżywają sytuacje wynikające z tego, a co dopiero dzieci. Osoby dorosłe potrafią na przykład identyfikować jakiś problem zasłyszany w portalu społecznościowym i zestawiać go z ich sytuacją rodzinną. A dzieci? – komentuje Lubomira Szawdyn, psychoterapeutka uzależnień.
Marta Ślendak z DDOB: – Tworzenie portali społecznościowych pod grupę 13 minus może być kuszące z punktu widzenia marek, które mogłyby adresować reklamę i kształtować nawyki zakupowe klientów od najmłodszych lat. Mogłoby też być to pozytywnie z uwagi na treści dopasowanie pod młode osoby. Jednak nie będzie na to społecznego przyzwolenia właśnie z uwagi na coraz większą świadomość po stronie społeczeństwa negatywnych skutków stosowania algorytmów – mówi Ślendak, podkreślając, że właśnie dlatego tak ważne jest stworzenie regulacji w tym zakresie. – Coraz liczniejsze przypadki whistleblowers mogą to tylko przyspieszyć – uważa dyrektor zarządzająca.
Rodzice trzymają rękę na pulsie
Piotr Zagórski z MediaOn jest tatą córek mających 4 i 7 lat: – Trzeba mieć własny rozsądek i uważać na bezpieczeństwo swoich dzieci. To, że za daną aplikacją stoi znana firma globalna – jedna czy druga – nie jest dla mnie żadną przesłanką, aby sądzić, że oni za mnie o coś zadbają. Rolą rodzica jest być krytycznym – mówi.
Świadomi rodzice niechętnie więc pozwalają dzieciom na korzystanie z aplikacji społecznościowych. – Moje córki nie używają mediów społecznościowych, chociaż starsza prowadzi już kampanię pod tytułem: "Chcę mieć telefon komórkowy". Jako argument wskazuje, że niektóre jej koleżanki i koledzy już mają. Nie zgadzam się, ponieważ nie jest przygotowana do tego, żeby świadomie korzystać z telefonu komórkowego czy z mediów społecznościowych w wieku siedmiu lat – mówi Zagórski.
– Trudno jedenastolatce zabronić korzystania z mediów społecznościowych, kiedy używają ich niemal wszystkie jej koleżanki w klasie – przyznaje tata Zosi, podkreślając, że najważniejszy jest umiar. – Zosia ma ustawiony dzienny limit na część aplikacji, w tym na TikToka. Może korzystać z tych aplikacji godzinę dziennie w tygodniu i trochę dłużej w weekendy – mówi jej tata, dodając, że jedenastolatka zaczęła korzystanie z mediów społecznościowych właśnie od TikToka. – Nagrywała filmiki sama albo z koleżankami. Długo śledziły praktycznie tylko siebie nawzajem. Dziś już rzadko dodaje nowe filmiki, woli oglądać to, co wrzucają tiktokerki i tiktokerzy, a to są praktycznie zawsze osoby starsze od niej – podkreśla tata Zosi.
Zosia, mimo młodego wieku, ma konto na Facebooku, lecz korzysta z niego wyłącznie do używania Messengera. – Po zmianach na Facebooku Zosia nie mogła mieć już samego Messengera, więc założyliśmy jej konto fejsbukowe, które wykorzystuje tylko do Messengera. Tak się umówiliśmy i tego się trzyma. Z Facebooka korzysta niewiele z jej koleżanek, popularniejsze są Instagram czy TikTok – dodaje tata Zosi.
– Sociale są OK, ale nie dla takich maluchów, jak mój dziewięcioletni syn. Niestety, ale już widać skutki ich nadużywania: dzieciaki wolą grać każdy u siebie, niż się odwiedzać. Latem potrafią siedzieć w piątkę na ławce i każdy gra na telefonie. Dziecko, które chce się bawić, grać w piłkę, uznawane jest za dziwne, często odstaje -–zauważa mama Tomka. I dodaje: Żeby jednak nie uzależnić dziecka, trzeba samemu nie być uzależnionym.
Postępu nie da się zatrzymać
– Nie wierzę, że uda się uniknąć przepływu coraz młodszych dzieci do digitalu, ponieważ cały świat idzie w tę stronę – uważa Piotr Zagórski. – Digital coraz bardziej przenika w każdy aspekt naszego życia. Nie jest nowością fakt, że firmy technologiczne myślą już o kolejnym kroku, jak Mark Zuckerberg zapowiadając Metaverse, gdzie poziom imersji w świat digialowy jest na bardzo głębokim poziomie. Ten trend jest nieunikniony, jest to tylko kwestia czasu potrzebnego na rozwój technologii. Próba uniknięcia wejścia w ten świat dzieci, byłaby walką z wiatrakami. Należy jednak zrobić co w naszej mocy, by proces digitalizacji dzieci był maksymalnie dla nich bezpieczny – ocenia Zagórski.
Dyrektor zarządzający MediaOn zwraca uwagę, że w interesie nas wszystkich jest dbałość o bezpieczeństwo dzieci w internecie. – Istnieje gigantyczna potrzeba prowadzenia działań uświadamiających dzieci, jak w sposób bezpieczny korzystać z internetu. Dzieci nie są krytyczne wobec nowych rzeczy, a raczej zachłystują się pozytywnymi aspektami technologii – komentuje tata małoletnich córek.
Ale jak zwraca uwagę, aplikacje społecznościowe to tylko narzędzia, które mogą być przecież bezpieczne i przynieść wiele dobrego. – Social media są ekosystemem pozwalającym na interakcje osób zaangażowany w niego. Jestem więc w stanie wyobrazic sobie wiele pożytecznych aspektów, które mogłyby zostać wdrożone z myślą o dzieciach, w tym działania edukacyjne, które stanowiłyby inspirację do zadań kreatywnych, rozwijania umiejętności. To nawet nie jest kwestia regulacji, na którym zawsze znajdzie się sposób, aby je obejść, lecz wzięcie odpowiedzialności za wprowadzenie dzieci w świat mediów społecznościowych, z zachowaniem zdrowego rozsądku – mówi.
– TikTok to często dla córki i jej koleżanek miejsce, z którego czerpią informacje, a niestety na TikToku trafia na wiele fake newsów. Muszę jej tłumaczyć, że nie wszystko, co usłyszy i zobaczy tam, jest prawdą – mówi tata Zosi. Ale zaraz dodaje: – Pamietam jak córka opowiadała mi o tym, że Mata będzie miał swój zestaw w McDonald’s, o czym dowiedziała się z TikToka. Uznałem to za kolejnego fake newsa, a to była prawda. I co więcej, usłyszała o tym kilka dni wcześniej nim informacja przebiła się szerzej – mówi tata nastolatki.
To dzięki córce dowiedział się też o istnieniu booktuberek, czyli osób opowiadających na YouTube o książkach. – Zosia jest fanką kanału Zaksiążkowanych. Lubi czytać książki i chętnie czytała je już wcześniej, ale teraz czyta ich więcej – dodaje tata Zosi.