W oszczędzaniu liczy się motywacja i wytrwałość, a jeśli ktoś cię do tego zniechęca - nie wchodź w dyskusję. Z Anną Grochowską, autorką bloga Po Taniości Blog rozmawiamy o tym, jak oszczędzać, szczególnie w czasach wysokiej inflacji. Grochowska prywatnie mieszka w Szkocji, gdzie pracuje jako pielęgniarka. Na blogu pomaga kobietom radzić sobie z finansami, aby nie żyły "od pierwszego do pierwszego".
Podkreśla Pani, że najwięcej udało się Pani zaoszczędzić w najtrudniejszym momencie życia. Trwający obecnie kryzys gospodarczy jest więc nie tyle koniecznym, co dobrym momentem na rozpoczęcie oszczędzania?
Nigdy nie ma dobrego momentu na rozpoczęcie oszczędzania. Czekanie na to, aż będę zarabiała więcej, skończę studia czy spłacę kredyty, jest czekaniem na święte nigdy. A w międzyczasie następuje tak zwana inflacja stylu życia, czy zmęczeni tą swoją biedą chcemy sobie ulżyć i zaczynamy więcej wydawać. Jest to bardzo niebezpieczny moment. Oszczędzanie pozwala nam jednak się do tego przygotować.
W języku polskim słowo oszczędzanie jest pejoratywne. Kobietom, z którymi rozmawiam oszczędzanie dotychczas kojarzyło im się z dziadowaniem, czyli z odmawianiem sobie wszystkiego. A tak naprawdę jest to uwalnianie swoich pieniędzy. Bardzo często wydajemy mnóstwo kasy, z czego nawet nie zdajemy sobie sprawy. Po amerykańsku nazywa się to efekt latte, a ja to nazywam efektem drożdżówki, bo chodząc codziennie do piekarni po pączka czy drożdżówkę, w zasadzie wydajemy dużo pieniędzy, które moglibyśmy przeznaczyć na coś innego.
Podobno oszczędzaniu sprzyja płacenie gotówką, choć właściwie nie powinno mieć znaczenia, czy pieniądze są w portfelu czy na koncie. Dlaczego więc u niektórych sprawdza się metoda kopertowa?
Wiele osób uważa, że metoda kopertowa oznacza płacenie gotówką za wszystko, a przecież w czasach, kiedy zakupy robimy online, byłoby to bardzo trudne. Chodzi o to, żeby w zależności od swoich upodobań, podzielić pieniądze na konkretne kategorie. Można to zrobić mając subkonta na koncie głównym albo wkładając pieniądze do kopert. Osobiście trzymam w gotówce pieniądze przeznaczone na zakupy spożywcze, przy czym mam podzieloną gotówkę na konkretne tygodnie, a resztę pieniędzy trzymam na subkontach. Kiedy płacimy gotówką i widzimy moment wydawania pieniędzy, więc mamy poczucie, ze faktycznie za coś zapłaciliśmy, zaś płacąc kartą tego nie widzimy, więc nie sprawia nam to przykrości i w rezultacie jesteśmy skłonni zapłacić więcej.
Zjawisko to funkcjonowało, kiedy karty płatnicze wchodziły do użytku, a teraz jesteśmy z nimi oswojeni. Dlaczego wciąż to działa?
Bo choć technologia bardzo szybko się zmienia, nasza psychika nie do końca za nią nadąża. Być może się to zmieni, gdy będzie więcej transakcji bezgotówkowych, ale póki jeszcze jest możliwość płacenia gotówką, warto z tego korzystać, bo w ten sposób łatwiej jest zapanować nad wydatkami.
A jeśli ktoś już w tej chwili jest antygotówkowy, a wydaje za dużo, zachęcam nie tylko do umieszczania pieniędzy na subkontach, ale też do sprawdzania swojego konta codziennie, zwłaszcza przed dokonaniem jakiegoś zakupu.
W jaki sposób pomoże nam nieustanne sprawdzanie konta?
Chodzi o zmianę nawyków, ale zmianę stopniową. Jeśli osoba, która jest w spirali długów albo prowadzi konsumpcyjny styl życia usłyszy, że ma odkładać 30 proc. pensji, a nie odkładała wcześniej nic, zrazi się. Spojrzenie w aplikację banku na telefonie zajmie nam chwilę, a dzięki temu zaczynamy przyzwyczajać się do tego, że bierzemy odpowiedzialność za swoje finanse, oraz że mamy nad nimi kontrolę.
Od czego powinniśmy zacząć oszczędzanie?
Przede wszystkim należy nastawić się, że jest to działanie długoterminowe. Zaczęłabym od tego, co możemy zrobić od razu, czyli od ograniczenia naszych wyjść do sklepu i od czyszczenie lodówki. Warto ustalić sobie jeden dzień w tygodniu, kiedy idziemy na zakupy, a następnie dostosować swój tydzień pod cykl zakupowy. Na zakupy wybieram się z listą, którą tworzę cały tydzień - do jej robienia korzystam z darmowej aplikacji Listonic. Do tego mam plan posiłków, a planuję tylko obiady. Wprowadzenie list do swojego życia w tym obszarze jest game changerem. Wystarczy uświadomić sobie, ile jedzenia marnujemy, kiedy kupujemy na zapas.
Przez pierwsze 4 dni tygodnia gotuję z tego, co mam w lodówce, a przez kolejne 3 dni przygotowuję potrawy wykorzystując to, co jest w lodówce. Trzeba się tego nauczyć, co nie jest łatwe, gdyż jesteśmy przyzwyczajeni, że latamy do sklepu za każdą pierdołą. A każde wyjście do sklepu nie kończy się na zakupie bułek, tylko wychodzimy z siatą pełną zakupów, co drenuje nasz portfel i pochłania mnóstwo czasu. W moim przypadku było to około 40 godzin w miesiącu, bo potrafiłam chodzić do sklepu dwa razy dziennie.
Kolejnym sposobem jest korzystanie z opcji "zachowaj resztę”, która w zależności od banku przybiera różną nazwę. A ciągu roku pozwala zaoszczędzić nawet kilkaset zł. Osobiście poszłam o krok dalej, bo resztę, która zostaje mi z zakupów spożywczych, za które płacę gotówką, wrzucam do słoika. W naszej rodzinie funkcjonuje to jako fundusz zabawowy, czyli jak dzieciaki chcą pójść na lody, wybieramy pieniądze ze słoika. W ciągu ostatnich kilku miesięcy uzbierałam 110 funtów, a gdybym w między czasie nie korzystała z tych pieniędzy, podejrzewam, że w słoiku zostałoby około 500 funtów. Naprawdę drobniaki mają moc.
Ostatnie pół roku to w Polsce szalejąca inflacja, rosnące stopy procentowe i raty kredytów. Zwiększyło się jednocześnie zainteresowanie pani kanałem? I czy Polacy zaczęli bardziej oszczędzać?
Miałam dwa duże wzrosty na swoim kanale. Pierwszy, kiedy zaczęła nie pandemia. Wtedy ludzie byli zmuszeni do oszczędzania i zaczął zmieniać swoje podejście zarówno do finansów, jak i do mojego bloga, bo z początku ludzie nie rozumieli, o czym mówię i odbierali moje rady jako zachęcanie do dziadowania. Dopiero wybuch pandemii zmienił ich nastawienie i przekonali się, że moje sposoby sprawdzają się także u nich. A są to bardzo proste metody, niewymagające nakładu finansowego ani dokształcania się. Kolejna fala zainteresowania moim kanałem przyszła wraz z inflacją w Polsce.
Oszczędzanie to odmawianie sobie wielu rzeczy czy szukanie sposobów na pomnażanie pieniędzy?
Mnie nie motywuje idea pomnażania pieniędzy, zarabiania ich coraz więcej, lecz czerpanie z życia i z tego, co mam teraz. Prowadzenie domowego budżetu pozwoliło mi zobaczyć, ile realnie potrzebuję pieniędzy na przeżycie, ile na przyjemności i przede wszystkim: co dla mnie jest przyjemnością. A to się zmienia, w zależności od wieku. W międzyczasie zrezygnowałam z pracy na etacie i teraz pracuję na kontrakcie. Wciąż jestem pielęgniarką w szpitalu w Szkocji, ale teraz wybieram sobie, ile pracuję i w jakich godzinach. Kosztem większej ilości czasu wolnego, zmniejszył się mój dochód, ale nie wpłynęło to mocno na zmianę naszego stylu życia.
Jak lokować pieniądze, jeśli stać nas na odkładanie jedynie kilkuset zł miesięcznie?
Jeżeli mamy tylko kilkaset złotych i nie mamy długów, podzieliłabym te pieniądze na fundusze celowe, w zależności od tego, czego potrzebujemy. Może to być zarówno ubezpieczenie samochodu, jak i wydatki na święta czy fundusz bezpieczeństwa. A jeśli mamy kredyty, wtedy dobra jest metoda kuli śnieżnej, czyli w momencie spłaty jednego kredytu, kwotę, którą dotychczas na niego przeznaczaliśmy, podzielmy na pół - połowę wpłaćmy na oszczędności a drugą połowę przeznaczmy na nadpłatę kolejnego kredytu.
Oszczędzanie małych kwot w czasach wysokiej inflacji ma sens? Przecież ona zjada nasze oszczędności.
Zawsze ma sens. Wiem, że teraz pieniądze tracą na wartości i ludzie się tego bardzo boją, ale nadal uważam, że posiadanie nawet małych oszczędności jest lepsze niż posiadanie zera na koncie. Oszczędzanie naprawdę zmienia życie na lepsze.
Co może nas zmobilizować do oszczędzania, jeśli nie jesteśmy w tym zbyt dobrzy?
Tutaj kłania się metoda planowanego zachowania, czyli jeśli chcemy zmienić swoje nawyki, przede wszystkim musimy otaczać się ludźmi, którzy myślą podobnie do nas. Wtedy utwierdzimy się w przekonaniu, że zmiana jest możliwa. Bo jeśli w naszym bezpośrednim otoczeniu wszyscy narzekają, że nie ma sensu oszczędzać, demotywują nas. Bardzo zachęcam, aby wtedy zwyczajnie nie wdawać się z nimi w dyskusję, a przynajmniej do momentu, kiedy będziemy stabilni w swojej nowej rutynie budżetowej.
A może po prostu wystarczy zrezygnować z usług, z których nie korzystamy, a które subskrybujemy z przyzwyczajenia?
Wiele naszych nawyków jest automatycznych, przez co dajemy się nabrać na kupowanie zbędnych usług. Tak też jest z subskrypcjami, z których sama chętnie korzystam. Działa tu czynnik psychologiczny: mamy 30-dniowy okres próbny, już się przyzwyczailiśmy do aplikacji i boimy się, że rezygnując z niej coś stracimy. Mam na to sprawdzony patent: ustawiam w telefonie przypominajki, aby przestać z nich korzystać. Warto też wiedzieć, że niektóre firmy oddają pieniądze za niewykorzystaną usługę subskrypcji. I czasami to są kwoty rzędu kilkuset zł. Kilkukrotnie miałam taką sytuację.
Co jeszcze nam przeszkadza w oszczędzaniu?
Jednym z większych, a o którym mało się mówi, jest niedogadywanie się z partnerem w kwestiach finansów. Warto więc negocjować z mężem tak zwany kontrakt małżeński, czyli po prostu rozmawiać ze sobą o finansach i to rozmawiać non stop. Ale nie skakać sobie do gardeł, tylko uświadomić sobie, że gramy do jednej bramki. Bo finanse są przecież ogromną częścią naszego życia.